
morty
Użytkownik-
Postów
13 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez morty
-
Dokładnie mam takie samo wrażenie. Najgorsze jest w tym to, że jeszcze masz wrażenie, że wszystko kontrolujesz i "możesz zawsze się wycofać"...
-
Drodzy Czytelnicy, co wniosło u Was stosowanie praktyk ezoterycznych, mistycznych, energetycznych, gdy podejrzewaliście/zdiagnozowano Wam depresję? Czy depresja to faktycznie tylko choroba gospodarki chemicznej w głowie, na którą nie mamy wpływu? Czy to nie jest tak, że wywołujemy ją dlatego, bo nie poukładaliśmy wiele rzeczy w naszym życiu ? Co uważacie na temat ustawień systemowych?
-
Goszko. Czy nie jest tak, że bardzo zatrzymuje Cię fakt, że jesteście małżeństwem? Pamiętaj, że opis, który dałaś nam, czytelnikom, osobom, które chciałyby pomóc, mają obraz tylko taki, jaki to przedstawiłaś, bezemocjonalna i zimna perspektywa. Myślisz, że co możemy Ci napisać, gdy piszesz o tym jak często robi błędy, które nie świadczą o szacunku do Ciebie?
-
Nie za bardzo rozumiem argumentu "usprawiedliwiającego", że to "normalne", bo tak mają zwierzęta. Uważam, że człowiek będąc na tyle świadomą konstrukcją jakichś wyższych potworów ( :) ) powinien właśnie dążyć do konfrontacji z sobą. Ponoć rozpad to część chaosu, z którego coś powstaje. Lepszego.
-
Ja tak mam. Przy okazji bardzo namiętnie obgryzam skórki dookoła paznokci. Kiedyś z nerwów zdrapana została na mojej głowie cała skóra, bo tak obsesyjnie spodobało mi się drapanie. Uważam, że problem leży w autoagresywnej postawie do siebie samego lub po prostu mocno zakorzenionego odruchu nerwowego polegającego na tym samym co palacze mają z trzymaniem papierosa. Wnioskiem może być, że nie za bardzo trzeba drążyć, dlaczego to się ma, jedynie wyplenić ten nawyk, zajmując czymś ręce lub głowę robotą. W moim przypadku bardzo sprawdziło się w tym przypadku pielęgnacja ogrodu, czytanie książek, graniem w gry, jeżdżenie na rowerze lub co tygodniowe sprzątanie mieszkania.
-
Bardzo proszę o odpowiedź każdego, kto to przeczyta. Zastanawiam się, czy moja chęć poznawania róznych perspektyw życiowych nie wiąże się z szukaniem sobie miejsca w życiu. Zastanawiam się bardzo często, czy moje zdanie na jakiś temat jest "słuszne", często stykam się z przypadkami, że niestety nie. Przez (nad)wrażliwość dość ubolewam w życiu. Przeszły przez moje życie parę doświadczeń z dragami, alkoholem, okresem buntu, uzależnieniem od złości, niezrównoważenia... Aż w końcu na mojej drodze pojawiło się coś takiego jak "rozwój osobisty". Moim zdaniem, gdy człowiek już naprawdę szuka odpowiedzi, dlaczego wciąż jego persona mu nie pasuje, otwiera się niemal portal przedziwnego przyciągania różnych osobowości, którego mając wachlarz, wyciągasz karta po karcie i jak Tarot opowiadasz o każdej z osobna osobie, która jakoś w pewien sposób Cię zszokowała. I tak, przenikając przez wszelkie różne grona - czy to ćpunów tłumaczących się, że branie cięzkich psychodelików co tydzień lub co dwa na imprezie trwającej 20 godzin jest "rozwojem osobistym", czy też "kolejnym szczeblem" w tej rozwojowej hierarchi są zainteresowani jogą, medytacją, oczyszczaniem czakr i głoszącym słowo "bądź dziwakiem" (ale przynajmniej oni namawiają do czystych nawyków, rzuceniem totalnie nałogów i byciu sobą... a wszelkie praktyki są wspomaganiem dobrego stanu psychicznej równowagi), tak zawsze powstaje problem... Problem "za bardzo jestem wkręcony w temat". Wciągając się w to towarzystwo, chcąc nie chcąc natrafiam na wiele ciekawych tematów jak i dużo mi to dało, chociażby poukładała mi się sytuacja rodzinna, zdrowotna (!)... ale bardzo nie umiem wytrzymać efektu, że... też mam etykietkę dziwaka. Bardzo się staram nie ulegać manipulacjom, dobieram sobie rzeczy najbardziej optymalnie, ale zaczynam na nowo przeżywać tzw. "banały"... a moim zdaniem banał przestaje być banałem, gdy zaczynasz go rozumieć. Czuję się jak dziecko, któremu dopiero przygadano, że nie wsadza się łapy do ognia. Jestem wciąż tą samą osobą, a przeżywając na nowo wszelkie znane truizmy, czuję się jakby moja inteligencja postrzegana z zewnątrz totalnie zanikła. Czy problemem jest to, że doszukuję się za bardzo uwagi ludzi i tym identyfikuje swoją intelektualną pozycję? Nie rozumiem, jak można się tym nie przejmować. Dla siebie można być wartościowym, ale co robić, gdy naprawdę wiele osób każe Ci myśleć inaczej? Parę dni temu mocno ktoś mnie przekonał, że mam dostąpić do czegoś takiego jak Avatar. Aparycja i reprezentatywność tych ludzi mówi mi - dlaczego akurat teraz spotykam ich w tym momencie życia? I skoro są tacy ludzie, którzy pomagają takim ludziom jak ja... to czy właśnie nie staje się ofiarom sekt? Czy ktoś, o ile mnie rozumie, był w takiej sytuacji?
-
Jak poradzić sobie z obsesyjną nienawiścią-delikatny temat
morty odpowiedział(a) na Schwarzi temat w Pozostałe zaburzenia
Ja radzę sobie wizualizacją za wszelką cenę, że ta osoba mnie nie rusza. Może się to wydawać płytkie, nie cierpię dostawać porady typu "nie przejmuj się", "odetnij się od tego". Ale zobacz jak niszczy Cię ta nienawiść. Przez nią tracisz energię, którą mogłabyś wykorzystać, by zwalczyć dolegliwości psychiczne. Przez zranienie, nienawiść blokujesz się, by czuć spokój. Nie masz możliwości nie spotykania się z tym kimś raz na zawsze? -
Zdrowym pod jakim względem? Każdym Bardzo konkretna odpowiedź.
-
to już nie musisz! nie, nie chodzę do kościoła.
-
Zdrowym pod jakim względem? zanim odpowiem to bardzo ciekawi mnie skąd takie pytanie? :)
-
To smutne w takim razie. Nie szukam słabo, bo są miejsca, w których musisz być mimo wszystko i nie masz wpływu na ludzi, którzy tam są. Praca, uczelnia itd. Po drugie nie zmienia to faktu, że ludzie nadal są płytcy i słabi. Po trzecie nie będę na siłę szukać ludzi, by z nimi na wszelka cenę mieć znajomość, zastanów się co piszesz ;D
-
Cześć wszystkim, mam nadzieję, ze znajdzie się ktoś, komu będzie chciało się jakoś wyrazić swoją opinię na poruszony temat. Czuję okropnie dużą presję społeczeństwa na posiadanie luksusowego, imponującego żywota. Nie umiem pogodzić się z tym, że dzisiejsze czasy muszą mieć taką wymierność jak lajki na Facebooku, nieustanna chęć dokumentowania swojego jedzenia, wakacji, miejsc w krzakach, spotkania z babcią czy kupienie kolejnej paczki czipsów. Nie chodzi mi oto, że brakuje mi czyjejś uwagi, ale gdy widzę jak bardzo to psuje i programuje ludzi na dziwne tory to zastanawiam się czy oni nie widzą, że to jest takie próżne? Kiedyś planuję mieć dzieci, nie chcę by wyznacznikiem wartości człowieka był fejm wśród znajomych, wykreowany przez wiele drobnych kłamstewek. Skąd ten problem trzeciego świata? Bo na każdym kroku przekonuję się, że ludzie kłamią, okłamują siebie samych, że coś potrafią, że są fajni, rozgadani, niemalże czują zdziwienie, gdy ja na przykład nie wiem "jak bardzo są fajni" i w większości przypadków nie wiem o czym gadać z kimś takim. Z drugiej strony to może coś ze mną jest nie tak, że nudzą mnie rozmowy o pijackich, "zabawnych" historiach, NIE CIERPIĘ plotkarstwa więc również nie pochwalę się wiedzą kto co od....ł, czasem nawet nie mogę zrozumieć, że ktoś opowiada mi jak bardzo ma smutny okres i ma doła, to nawet nie ma na ten temat żadnych refleksji, nie potrafi określić dlaczego takie emocje nim kierują. Gdy nawet rozmawiam z niektórymi o ksiażkach, a niby czytelnictwo jest takie w modzie i w poważaniu, to mało kto powie, dlaczego jedna jakaś książka bardzo mu się podoba. Rzadko słyszę jakiś wartościowy wywód, który poruszy mnie do zapoznania się z tematem. Mało ludzi wyczulonych jest na energie innych ludzi. Wszędzie musi być tylko orgia przebijania swojego zdania, nigdzie nie ma prawdy i autorefleksji. Tyle nam tłucze się do głowy, by być prawdomównym, szczerym i dobrym... ale gdy przyjmie się tą drogę, słyszy się tylko wykręty i mało kto doceni opinię, która byłaby w życzliwy sposób wyłożona na stół. Dlaczego wszędzie musi być tyle seksu, kiepskich lub wciąż identycznych wokalistek? Czy takie myśli mają osoby, które młodość miały w poprzednich dekadach? Czy Was też przerażało to, jak ten świat schodzi na psy? Czerń wygrywa...