Witam serdecznie wszystkich użytkowników.
Walczę sam ze sobą odkąd pamiętam. Ludzie mówią, że jestem człowiekiem z niezwykle trudnym charakterem - zapewne dlatego, że nawet nie stać mnie na to, aby dać się komuś zrozumieć.
Dystonia neuro-wegetatywna pojawia się cyklicznie co jakiś czas. Przeważnie w sytuacjach kiedy w końcu udaje mi się zamknąć/zrealizować ważny etap w życiu. Za każdym razem jest coraz gorzej. Mam wrażenie, że stopień skuteczności burzenia homeostazy całego organizmu rośnie wykładniczo wraz z upływającym czasem.
Ilość objawów somatycznych jest tak duża, że zwyczajnie oszczędzę potencjalnym czytelnikom wypisywania wszystkich. Umysł to niezwykle potężne narzędzie. Niewłaściwie nastrojona podświadomość jest orężem, którym można się utłuc do samego dna w czasie szukania bardziej przyziemnej i bezpośredniej przyczyny własnych dolegliwości.
Nerwica to raz. Depresja dwa. Rączka w rączkę w parze. Obie to lubią.
Otaczający świat jest piękny, ale zarazem płytki w tym swoim pięknie. Jego płytkość odbiera chęć życia. Jeśli chcesz to bez problemu możesz uprzedmiotowić życie. Najlepszą do tego ścieżką jest pogłębianie wiedzy. Chciej wiedzieć więcej. Czytaj, studiuj, analizuj, ucz się, rozwijaj te mentalne skrzydła, które uniosą cię w górę tej pieprzonej krzywej dzwonowej tylko po to, aby później upuścić Cię do rynsztoku nasycenia. Będziesz mógł tam z dołu zaglądać przez weneckie lustro na tych, którzy wybrali drogę błogiej nieświadomości.
Gdybym tylko mógł cofnąć czas sam bym ją wybrał. Błoga nieświadomość to klucz do szczęścia.
Na jakim obecnie jestem etapie? Czekam aż minie. Przecież zawsze mija. Nigdy nie próbowałem psychoterapii. Ze dwa razy byłem zapisany, ale nie poszedłem. Teraz już nawet by mi się nie chciało. Antydepresanty też mi przepisywano. Przez fatalne samopoczucie, które pewno sam sobie wmówiłem skończyło się na tym, że nigdy nie wziąłem więcej niż pierwszą pigułkę.
Pozdrawiam wszystkich uciemiężonych i życzę udanego wieczoru.