Skocz do zawartości
Nerwica.com

ka_ma

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ka_ma

  1. ka_ma

    Depresja, wznowa..

    @Heledore podjęłam decyzję o współpracy z psychologiem. To dla mnie ogromny krok, bo wcześniej nie dałam się ani namówić przez psychiatrę do tego ani sama zmusić na wizytę.
  2. ka_ma

    Depresja, wznowa..

    Czuję się samotna wśród ludzi, bliskich. Jestem sama ze swoimi problemami. Z nikim nie mogę o tym rozmawiać. Mam wrażenie jakby nikt mnie nie rozumiał z moja chorobą, problemem. Bo to jednak nadal istnieje. Chcę podjąć od nowa leczenie i terapię, jednak jest to źle odbierane przez moich bliskich. Mam sobie sama z tym poradzić, każdy ma gorszy czas.. Czuję się odrzucona, jakby oskarżona o to, że choruje. A chciałabym mieć po prostu możliwość rozmowy o tym co czuje, jaki mam problem. Możliwość wygadania sie..
  3. ka_ma

    Depresja, wznowa..

    Cześć, Wróciłam tu mniej wiecej po roku.. Po roku który był bardzo skomplikowany, a jednocześnie zmienny, w wielu sferach życia. Rok temu otrzymałam diagnozę, depresja. Byłam w bardzo ciężkim stanie, łącznie z myślami samobójczymi i regularnym okaleczaniem się. Przyjmowała leki, tak minęło ok 10 miesięcy. Mój stan się ustabilizowała. Poznałam kogoś kto, wydawało się, że mnie rozumie w tamtej chwili. Zostaliśmy razem. Okres wakacyjny był juz stabilny, myślałam, że powoli staję się wolna. Brałam jednak nadal leki i konsultowalam się od czasu do czasu z psychiatra. Ok września/ października postanowiłam, że dawki leków trzeba zmniejszyć, czuję się ok, to też sugerował w bardzo dużej mierze mój lekarz,nawet wcześniej niż ja tego oczekiwałam. Od listopada byłam już czysta, bez leków. Miałam wtedy bardzo intensywny czas, kiepską pracę, która bardzo obciążała mnie psychicznie ze względu na ludzi, z którymi tam pracowałam. Grudzień był juz tragiczny, zaczynałam sie źle czuć. Nie miałam siły wstawać z łóżka, zero motywacji. Wszystko drażni, ponownie złe myśli. Zaczęły się kłopoty ze snem problemy w codziennym życiu. Nie potrafiłam sie dogadać z ludźmi w otoczeniu, kłótnie z partnerem, bo wszystko mnie drażniło, a całe dnie mogłabym spędzać w łóżku.. Zmieniłam pracę, postanowiłam, że będzie do pierwszy krok w stronę zmian, bo zaczęłam się obawiać nawrót choroby.. Jednak nie radzę sobie coraz bardziej. Boję się, że znowu wpadam w te stany, które były mniej wiecej rok temu. Całe dnie mogę być w łóżku, zapłakana. Nie mówiąc o nocach, które są najgorsze. Nie potrafię z nikim rozmawiać. Mam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie. Przestałam być szczęśliwa w związku, z osobą, którą kocham.. Potrzebuję pomocy, kolejny raz.. A najpierw przynajmniej jakiejś rozmowy..
  4. Bardzo długo zbierałam się do napisania tej wiadomości. Wydaje mi się, że jednak teraz jest właśnie ten moment, w którym życie całkowicie wymyka mi się spod kontroli. Jestem 22 letnią dziewczyną, studentką pielęgniarstwa na uczelni medycznej. Moje główne problemy w swerze psychicznej zaczęły się właśnie z momentem rozpoczęcia studiów. Teraz jest to moje drugie podejście na tym kierunku, pierwsze , po 1 semestrze studiów okazało się porażką. Przez cały okres swojej edukacji byłam prymuską, zdolną jedynaczką, która wydaje mi się, że w dużej mierze była poddana presji rodziców, jeśli chodzi o wykształcenie i uzyskanie zawodu, sukcesów w przyszłości. W sumie nikt nie pytał czy cieszę się z kolejnych zajęć dodatkowych, wygranej olimpiady z danego przedmiotu czy oceny, po prostu miałam piąć się dalej, na wyższy szczebel, być najlepsza. Chodziłam do dobrego liceum, po dobrze zdanej maturze wybrałam pielęgniarstwo (to akurat mój wybór). Dostałam się na dobrą uczelnię medyczną, o wysokim poziomie. (jej wybór należał bardziej do rodziców niż do mnie). Niestety sposób nauki tam, ciągły wyścig szczurów, natłok obowiązków, i ambicji coraz bardziej mnie osłabiały. Nie dawałam sobie radyfizycznie i psychicznie, bardzo źle czułam się w tym miejscu, chociaż byłam bardzo przekonana co do kierunku. Zaczęły się moje problemy zdrowotne, mdlałam coraz częściej, kilkukrotnie, w różnych miejscach straciłam przytomność, po drodze były jakieś wizyty w szpitalu, konsultacje medyczne itp. Mój stan psychiczny bardzo się pogorszył, zaczęłam ponosić porażki na uczelni,nie zaliczać egzaminów, zdrowie nie pozwalało mi poświęcać już tyle czasu na naukę, nie potrafiłam się koncentrować, ciągle byłam osłabiona, źle się czułam, miałam ciągłe bóle głowy, które nie pozwalały mi normalnie funkcjonować, coraz więcej się stresowałam, nie miałam czasu na odpoczynek. Ostatecznie nie zaliczyłam jednego, kluczowego przedmiotu na pierwszym roku, nie zdałam semetru, uczelnia nie dawała mozliwości poprawy, przejścia warunkowego na drugi semestr itp. To był dla mnie drastyczny moment. Strach co będzie dalej, wstyd, bo przecież jak to ja nie zaliczyłam przedmiotu, niezrozumienie ze strony innych, nie było wtedy ze mną nikogo kto do końca rozumiałby moją sytuację, czułam się winna, wmawiałam sobie, że zbyt mało z siebie dałam, do niczego się nie nadaje, powinnam była walczyć, więcej i efektywniej się uczyć itd. Po jakichś 2miesiącach przerwy rozpoczęłam pracę, aby zająć swój czas, nie być na utrzymaniu rodziców, skoro i tak nie studiuję, mam pół roku przerwy (czułam się wtedy jak niepotrzebny pasożyt, którego nikt nie szanuje). Trafiłam do hotelu 3*, miałam być kelnerką, w trakcie wyszło, że zajmowałam tam po kolei wszystkie stanowiska, zależnie od potrzeby. Pracowałam dużo, bardzo dużo 6-7dni w tyg, zazwyczaj po 12 lub więcej godzin. Po jakimś czasie jednak osłabłam z sił, ponownie zaczęły pojawiać się u mnie omdlenia, straciłam przytomność w pociągu, trafiłam do szpitala. Praktycznie od razu po wyjściu chciałam wrócić do pracy, aby nie siedzieć w domu, nie mieć zbyt dużó czasu na zbędne myślenie, zamartwianie się. Niestety podczas wizyty w miejscu pracy usłyszałam od pracodawcy słowa, które bardzo mnie dotknęły. Szefowa była homeopatką, buddystką, zajmowała się ziołolecznictwem, miała bardzo osobisty pogląd na świat. Widząc mnie stwierdziła, że „biję ode mnie zła energia, nie chce ze mną współpracować, ponieważ opuścił mnie anioł stróż, a w mojej duszy obecnie grasuje diabeł”. Takie słowa, akurat w tym czasie były dla mnie mega bolesne, długo rozmyślałam nad naszą rozmową, tym co mi mówiła. Miałam około 2 miesięcy do rozpoczęcia studiów, postanowiłam jak najszybciej wyprowadzić się z domu (dostałam się już wtedy ponownie na studia, już do innego miasta, na inną uczelnię medyczną, ponownie na pielęgniarstwo). Błyskawicznie znalazłam inna pracę w tym mieście, mieszkanie. Zamieszkałam wraz ze swoim chłopakiem, czułam się lepiej. Po naszym wspólnym zamieszkaniu zaczęły się jednak problemy z jego kaceptacją przez moich rodziców, rodzinę. Chłopak jest ateistą, do dziś nie jest to zaakceptowane przez moich bliskich, regularnie muszę słuchać o tym, jakie jest ich zdanie na ich temat i jak bardzo im się to nie podoba. Rozpoczęłam studia. Ogromnie się stresowałam, wiedziałam , że teraz nie moge już zaawalić, ciągle słyszałam od rodziców, że teraz już musi mi się udać, że muszę skończyć te studia, muszę mieć zawód itd. Mówią to ciągle, nigdy nie zapytają jednak jak mi tam jest, ciągle tylko naciskają na to , żę MUSZĘ! Pierwszy rok był dla mnie bardzo cięzki, było dużo zajec , egzaminów. Ja podchodziłam do nich z podwójnym zdenerwowaniem i stresem, żyłam w ciagłym zamartwieniu się czy tym razem się uda, dawałam z siebie wszystko, nie miałam siły na nim, często nie potrafiłam się koncentrować nad nauką , myślałam tylko, że MUSZĘ DAC RADĘ! Stres potęgował moje omdlenia, bóle głowy. Zdiagnozowano migrenę, zespół wazowagalny. Migreny potrafiłam mieć tak cięzkie, że nie mogłam wychodzić z ciemnego pokoju, lub łazienki, w której przez cały dzień wymiotowałam, miałam nadwrażliwość na wszystko, najdrobniejszy dźwięk doprowadzał mnie do szału. Tak jest niestety nadal, jestem w trakcie leczenia migren po ostatniej wizycie w SORze po całodniowym wymiotowaniu, leżeniu w łazience, omdleniach itd. Tak dobrnęłam z opowieścią do dnia dzisiejszego. Jestem na 2 roku studiów, gdzie nauki tepretycznej jest już może mniej, za to mamy bardzo dużó zajęć praktycznych w szpitalu. 2 miesiące temu rozpoczęłam dodatkowo pracę, częściowo aby ponownie zająć swoje mysli, częściowo aby mieć swoje pieniądze na wydatki, na które wcześniej mi nie starczało. Nie mam czasu wolnego, prauję w weekendy, w tygodniu studiuje. Jak się teraz czuję? Jestem masakrycznie osłabiona, nie mam energii na nic, ewentualny czas wolny, godziny po szkole czy pracy spędzam na spaniu, nie mam ochoty wychodzić z domu, nie lubię ludzi, denerwują mnie, straciłam przyjaciół, pozostał jedynie mój chłopak, bardzo szybko wpadam w histerię, panikuję, mam zaburzenia snu, mówie przez sen, lunatykuję (chodze po mieszkaniu, wyrzucam kołdrę na balkon, kłade się na podłoge itd.), mam częste drżenia rąk (najczęciej podczas snu, ostatnio jednak nawet przy zwykłych czynnosciach, w trakcie spoczynku), migrena nasila się z każdym stresem, który towarzyszy mi ciagle, nawet drobna krytyka, rozmowa wprowada mnie w tragiczny nastrój, zaczynam płakać natychmiastowo w róznych sytuacjach, wystarczy, że coś usłysze lub o czymś pomyslę, nie kontroluję siebie. Przez sen opowiadam o samobójstwie, w realu nie jestem tak odważna. Nie potrafię z nikim rozmawiac na temat soich problemów, nie potrafię przyjąc niczyjej pomocy, nie spotykam się z ludzmi (jedyny kontakt w pracy czy na uczelni, tam mam inny świat, robię swoje, może nawet chwilami nie myslę o tym, co mnie gnębi). Zmagam sie też z ogromnymi kompleksami, nie kaceptuję swojego wygladu, nie lubię ani jednej rzeczy w swoim wyglądzie. Potrzebuję pomocy, wiem, że sama sobie nie poradzę ze stanem w jakim się teraz znajduję. Karolina
×