Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rudin

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Rudin

  1. Trochę tego nie rozumiem. Pewnie jakbym poszedł prywatnie a nie na nfz to było lepiej A ty ja12 to ile razy musiałeś zmieniać??
  2. W sumie bardzo dobre podejście do życia masz. Ja próbowałem się zmienić wiele razy ale nie potrafię. Miałem wiele sposobów na to aby zapomnieć o rzeczywistości ale jednak w końcu wszystko się kiedyś nudzi. W sumie Ameryki nie odkryłem ale zauważyłem, że problemy i tak wracają. Nawet jeśli sobie z czymś poradzę to i tak to wraca często w innej a nawet czasem gorszej postaci. Zastanawia mnie tylko dlaczego takie pierdoły potrafią mi życie uprzykrzyć do tego stopnia, że sobie bezustannie krzywdę robię a inni ludzie bez problemu. Czemu skoro nie potrafię sobie z niczym poradzić i tak destrukcyjnie do swojego życia podchodzę to i tak lekarz odsyła mnie z kwitkiem do domu.
  3. Codziłem bardzo długo do psychologa i stwierdził, że mam nerwicę. Byłem z nim w kontakcie ale gdy zobaczyłem, że nic to nie daje to zrobiłem sobie przerwe. Teraz niedawno byłem u dwóch to powiedzieli mi, że jestem zdrowy i nie potrzebuje wizyt. Podobno wyolbrzymiam swoje problemy. Mam probować dalej czy z tym żyć? W piątek ide do kolejnego i może to coś da. Jak nie to spróbuje poza moim miastem. Nie liczę na to, że moje życie się odmieni jak za pomocą jakiejś różdzki. Sam już w sumie nie wiem czego chce.
  4. Widocznie można. Wiele bym dał aby być zwykłym szarym człowiekiem, który miałby spokojne życie. Za bardzo boję się wyjechać. Nie każdy ma i będzie miał tyle szans ile ja od życia dostałem. W swoim życiu zrezygnowałem już nie raz z łatwego hajsu. Nie man bogatej rodziny... Sam jestem zaradny. Jak się nad tym dłużej zastanowić to w sumie boję się też tego, że któregoś dnia zrobie komuś krzywdę.
  5. Witam. Dawno temu po raz pierwszy postanowiłem udać się do psychologa. Wtedy miałem jakieś problemy nerwicowe. Siedzę teraz i się zastanawiam co tak naprawdę mi dolega. Od kiedy sięgam pamięcią byłem inny niż większość moich znajomych. Miałem jakieś problemy z funkcjonowaniem w otoczeniu innych dzieciaków. Jest mi ogólnie ciężko. Zawsze po rozmowie z kimkolwiek czuję się jak śmieć. Mój humor waha się jak sinusoida. Przy rozmowie czuję się dobrze natomiast później jest coraz gorzej. Zaczynam rozpaczać nad swoim życiem, mam myśli samobójcze, robię sobie krzywdę zbyt długotrwałym rozmyślaniem nad całym swoim życiem. Codziennie wieczorem przed pójściem spać zbieram grono "wymyśleńców", którzy starają mi się pomóc. Efekt jest taki, że następnego dnia nie dość, że spałem około 4h, jestem niewyspany to jeszcze rano zapijam smutki alkoholem. Kiedyś nie trawiłem alkoholu... Po prostu mi nie smakował. Być może było to spowodowane tym, że prawie umarłem( alergia na koty połączona z alkoholem daje obfite wymioty krwią). Następnymi razami pilnowali mnie koledzy i nie pozwalali mi dużo pić mimo, że chciałem. W sumie później zauważyłem, że miałem coraz gorszą tolerancje na alkohol i nawet 50ml 40% i potrafiłem leżeć i kwiczeć mimo swojego wieku/masy/wzrostu. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat moje problemy z tym się pogorszyły. Mimo, że wracałem trzeźwy do domu to po rozmowach czułem się jak śmieć więc sięgałem po dodatkowe trunki, które zostawały chowane przeze mnie w bezpiecznych miejscach. Zawsze w moich konwersacjach z innymi schodzę na tematy smutne a nawet czasami tragiczne. Jestem śmieciem. Wyjmuje alkohol. Piję. Następnego dnia budzę się i co? Śniadanko i do szkoły lub na uczelnie. Jako, że śmierci się nie boję. Nie wzrusza mnie cierpienie ani tragedie innych osób mam lekki problem z moimi emocjami. Kiedyś w "realu" widziałem śmierć tragiczną( osoba zgnieciona na mokrą plamę) i zacząłem się śmiać? Oczywiście wybiegłem szybko. Sam w to nie potrafiłem uwierzyć. Kiedyś moja koleżanka zwróciła mi uwagę na to, że każdego dnia zachowuję się inaczej. Zastanowiło mnie to trochę. Następnego dnia zauważyłem, że to prawda, ale pomyślałem, że humor może się zmieniać bo niby czemu nie? Niestety było tak jak z opisaną wcześniej sinusoidą. Jednego dnia jest wzlot następnego upadek. Nie pamiętam prawie niczego co działo się dnia poprzedniego. Mam problem z pamięcią jakby we mnie siedziały dwie dusze albo dwa mózgi. Jakoś zaraz po tym miałem pierwszą wizytę u psychologa bo się zesrałem w miejscu publicznym >: Nie rozumiem do tej pory dlaczego Pani sprzątaczka nie chciała mi udostępnić toalety. Wyjawiłem swoje problemy i co wyszło? Nerwica. Czy napewno? Starałem się z tym żyć jednak z dnia na dzień było coraz gorzej. Poznałem masę świetnych ludzi jednak nic to nie dawało. Byłem jestem i będę śmieciem. Czuję się naprawdę podle po rozmowie z kimkolwiek nawet jeżeli niczego złego nie powiedziałem. Nawet głupie cześć cześć skutkuje zapijane alkoholem bo ku*wa nie chciał ze mną rozmawiać. Czemu? Nie wiem. Nie jestem wredny jednak czasami nie potrafię odpowiedzieć inaczej niż po chamsku z ironią lub sarkazmem. Jak kto woli. Dużo razy w swoim życiu słyszałem teksty w stylu "nie martw się inni mają gorzej". Wiem ale co mnie to obchodzi? Przecież jestem emocjonalnym zerem. Piszę tutaj do was bo już nie potrafię sobie poradzić ze swoim życiem. Kilku osobom obiecałem, że swój "czyn ostateczny" przeniosę na początek następnego roku jeżeli nic się nie poprawi. Jestem znudzony swoim życiem. Mam wszystko co mi jest potrzebne do życia. Pieniądze... Wbrew temu co inni uwarzają one mi szczęścia nie dają. Po kilkunastu latach takiego "wujowego"(trochę inaczej, takie słowo cenzuralne) życia jestem gotowy zakończyć wszystko. Teraz jak rano wstaję to nie mogę normalnie zjeść śniadania bez nudności, bólów brzucha, ostrego kaszlu, bólów głowy itp itd... Ogólnie boli mnie prawie wszystko. Co będę się rozpisywać. Niestety( lub stety) czasem nawet nie przejdę 50 metrów bez problemu. Czasem dla spokoju walę głową w ścianę :) taki znieczulacz sobie znalazłem. Jeżeli ktoś przechodził podobną sytuację prosiłbym o pomoc. Może ktoś z was przywróci sens mojemu życiu. Część problemów opisałem w wielkim skrócie i część pominąłem( nie istotne bzdety). Mam hobby lubię grać w gry planszowe/karciane :) Jak sobie radzicie takich chwilach? Jutro wstanę do pracy i mam nadzieję, że nie będzie to ostatni dzień w tejże pracy... Kto wie.
×