Cześć, wiem że podobny temat był tu pewnie poruszany wiele razy, ale mimo to chcę podzielić się moją historią i bardzo proszę o rady.
Z O. jestem już ponad pół roku, spotykamy się jeszcze dłużej, początkowo było jak w bajce, częste wyznania miłości, spędzanie ze sobą każdej wolnej chwili, właściwie nigdy nie powiedziałbym, że z moją dziewczyną jest coś nie tak, że być może jest chora. Wyznała mi to sama, po kilku miesiącach związku. Wtedy tak naprawdę to do mnie jeszcze nie docierało, nie miałem wcześniej styczności z tą chorobą. Pomyślałem, że będzie odrobinę trudniej, ale damy radę. Jeszcze przez długi czas było naprawdę dobrze, aż do początku lutego. O. zniknęła na kilka dni, nie miałem z nią żadnego kontaktu, a kiedy w końcu zadzwoniła, byłem na nią zły i w wyniku emocji skrzywdziłem ją, powiedziałem coś czego nigdy nie powinienem mówić osobie chorej na depresję. Od tamtego momentu pojawiły się jeszcze kolejne kłótnie, po których moja dziewczyna stwierdziła, że potrzebuje czasu. Dopiero ten moment uświadomił mi, że warto przeanalizować swoje zachowanie i dowiedzieć się więcej o jej chorobie. Po jakimś tygodniu O. się do mnie odezwała, wyjaśniliśmy sobie kilka spraw i znów było normalnie, spotkaliśmy się, rozmawialiśmy, moja dziewczyna wydawała się naprawdę szczęśliwa, że znów mamy siebie. Było tak do wczoraj, kiedy to podczas rozmowy O. stwierdziła, że była dla mnie okropna, że nie jest warta czyjejkolwiek miłości, że powinienem ją zostawić, bo ona musi być sama. Mówiła, że mnie kocha, ale sama nie wie czego chce. To, że nie byłem na nią zły, zdawało się ją jeszcze bardziej smucić, mówiła że powinienem jej nienawidzić i że nie możemy udawać, że jest okej. Problem w tym, że ja tak nie potrafię. Kocham ją, uczę się na błędach i chcę być dla niej wsparciem, ale już naprawdę nie wiem co mam robić. Wiem, że O. bierze leki, ale nie jest zapisana na żadną terapię. Sytuacji nie ułatwia to, że ja jestem na studiach, a O. dopiero kończy szkołę i widzimy się przeciętnie co 2 tygodnie. Proszę o pomoc.