Skocz do zawartości
Nerwica.com

foreverenever

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia foreverenever

  1. Mam taki problem. Nie lubię swojego charakteru. Jak go zmienić? Chodzi o to, że jestem skryty, krępuję się innych ludzi (chodzi mi o poznawanie i rozmowa z rówieśnikami) . Brak mi zaangażowania w życie, posiadanie swojego mocnego JA, nie umiem się przejąć. Poza tym nie umiem rozmawiać z ludźmi, czuje że jestem nudny i nie przychodzi mi nic do głowy, rzaden konkretny temat do rozmowy. Przed powiedzeniem jakiejś kwestii badam ją w myślach i analizuje czy się spodoba. Oczywiśnie nie jest tak że mną pomiatają czy coś. Mam w miarę jakieś zainteresowania (historia, polityka, ciekawostki wszelakie - zaczytywanie się, gubienie się na wikipedii zaczynając od kwestii która mnie nurtowała a kończąc na rzeczy kompletnie nie w moim stylu :) ),ale brak mi jakiejś pasji którą bym był zaangażowany. Mam też niską samoocenę, nie umiem czerpać z życia i uważać je za istotne. Nie czuję się mężczyzną w stereotypowym tego słowa znaczeniu. Nie lubię tego w sobie i w/w rzeczy. Mam bardzo dominującą i upierdliwą matkę. Generalnie wychowała mnie na taką właśnie pierdołę, kupowała mi rzeczy które jej sie podobają, temperowała moje chłopieńcze wyskoki albo próbe bycia urwisem. Mimo, że teraz mam 26 lat to nadal się zapomina i mówi, że denerwuje ją jak jem jajecznice łyżką a nie widelcem i żebym jadł poprawie (!) . Dodatkowo mój tata który też jest powściągliwy i skryty też nie jest zbyt rozmowny, nie ukazywał mi uczuć, ani nie brał mnie na ryby,(może dlatego że sam miał fatalne relacje ze swoim ojcem i bardzo ciężkie dziecinstwo) Nie wytworzyła się między nami taka relacja ojciec-syn. Brakowało mi tego. Teraz w sumie dziwnie by było jakbyśmy zaczęli razem coś robić. Nawet bym już nie chciał. Za to czuje, że muszę się mu przypodobać i że jak coś zrobie dobrze i m sie spodoba to po prostu mam najlepszy humor na cały dzień. Generalnie jest wybuchowy i poprawia mnie czasem niepotrzebnie w pracy (pracujemy razem), mimo iż nie jest to czasem konieczne, wkurzając się i drąc na mnie (mimo że robi to na wszystkich ludzi w rodzinie, ale mnie to dotyka bardziej jakoś). W gimnazjum miałem tam jakichś kolegów, paczkę. Potem przyszedł okres liceum i zmiana otoczenia. Nie angażowałem się towarzystko. Przychodziłem do domu i siedziałem na komputerze grając w gry. Wtedy czułem, że niczego innego mi nie brakuje do szczęścia. Przez ten okres zamiast budować relacje z innymi ludźmi zamykałem się i wszystko mnie nudziło oprócz gier (wydaje mi się że to jest ten okres kiedy człowiek buduje swój charakter. Większość czasu spędza w szkole i to tam dochodzi do starć z innymi i określania swojej wartości) W trakcie studiów ten stan się pogłębił i mimo iż pod ich koniec zaczynało mi się nudzić moje ówczesne życie nie umiałem tego zmienić. Mam zaległości w bycia towarzystkim i otwartym i po prostu nie umiałem zaangażować się w realcje z innymi. Jestem nudny. Nie chodziłem na imprezy, nie zagadywałem się na korytarzu z rówieśnikami, nie poznawałem innych. Teraz jak wyjdę spotkać się ze starymi znajomymi to raczej nie mam o niczym innym gadać jak tylko o wsopmnieniach . Nieraz się zastanawiam jak to ludzie robią, że tak gadają ze sobą na luzie. Swoje braki w życiu nadrabiam w internecie gdzie jestem powszechnie uważany za kawalarza i fajnego gościa . Tylko tam potrafie się wyluzować . W zasadzie nie wiem czy napisałem w dobrym temacie, ale to chyba też się pokrywa z moim nastrojem obecnie. Da się to zmienić albo się zresetować i od nowa nabyć cechy? Pozdrawiam
  2. Dzień dobry Mam problem z dziewczyną. Poznaliśmy się przez internet jeszcze za czasów liceum. Mieszkamy obecnie razem w Gdańsku (moje miasto rodzinne- ona jest z Piły). Na studia postanowiliśmy razem zamieszkać i właśnie to miasto wybraliśmy do nauki (już po, teraz praca też tam). Ona od dziecka jest chora na epilepsję i obecnie się leczy ( z różnym skutkiem). Miała dość ciężkie dzieciństwo - jedynaczka, ojciec zostawił rodzinę jeszcze jak była dzidziusiem. \"Ojciec\" jej nie chciał i zwiał a matka oszalała i mściła się na niej i obarczała ją za to niepowodzenie. To jest chyba istotne do tego co teraz powiem. Otóż w zasadzie odkąd jesteśmy razem (5 lat) oprócz napadów epileptycznych ma także dziwne nagłe stany agresji. Z całkiem miłego dnia potrafi się zrobić kompletnie zepsuty. Nagle jakaś bzdura potrafi ją wytrącić z równowagi i przeradza się w mega awanturę. Padają zdania, że jestem taki jak wszyscy (czyli matka) Ja mam dość łagodny charakter i serio ona przesadza. Od bzdur typu rzuciłem skarpetki jak się rozbierałem po pracy i zaraz miałem je dawać do kosza potrafi się przerodzić w istne piekło. Rozwala mi okulary, laptop, rozbiła mi na głowie nieraz talerz. Okno wymieniałem ostatnio bo rozbiła szybę. Winę musiałem zwalić oczywiście na siebie Jak się poryczała kiedyś to smarkała specjalnie, oscentacyjnie w chusteczki i rzucała we mnie nimi. Jak dostanie tych napadów agresji to mówi też takie straszne rzeczy. Nie mówię już też o fizycznym znęcaniu, ja się muszę jakoś bronić i ją przytrzymuje jak na mnie napada a ta się drze jakby ją ze skóry darli i że ręce jej łamię, a co ja mam dać się zabić? nieraz chodziłem już z podrapanymi rękami i twarzą. Jest inteligentna ale źle to wykorzystuje. Manipuluje mną i mowi takie straszne rzeczy i czuję się najgorszym zerem na świecie. Nie jestem zbytnio towarzystki i w sumie czuje ze sam mam depresje, ona chyba też. Ja przynajmniej chodze do pracy a jej sie nic nie chce, że niby nie ma chęci, boi się ludzi i odpowiedzialności. W ogóle mnie nie wspiera tylko siedzi w domu, żre czipsy, ogląda filmy. Przynajmniejby posprzątała bo o zrobieniu mi obiadu to już nie mówie. Po 10 godzinach w pracy to mi się odechciewa wracać do tego chlewu nawet. Schemat etapów jest taki sam. Najpierw bzdura potem awantura na całęgo a potem zawsze po takiej awanturze jak się uspokoi to płacze że nie chce taka być że mnie przeprasza ( ja w trakcie sesji z rzucaniem przedmiotami w moim kierunku mówie ze mam jej dość), potem jest manipulacja że ona jest sama że nie ma gdzie iść no ale pakuje się powoli niby że idzie a ja nie mam serca jej wyrzucać bo znając jej bezwzlędność będzie spać na ulicy, dostanie ataku, zrobi sobie coś i będę ją miał jeszcze na sumieniu. Zresztą sam nie wiem czego chcę. Najlepsze jest to, że nie mam siły jej zostawić. Nie wiem czy ją kocham jeszcze czy nie, na pewno jestem straszliwie przywiązany, bo jestem dość uczuciowy i jak jest miło i troche się zajmie domem to ja jestem szczęsliwy i nie chce tego psuć, nie chcę jej zostawiać.Jak się uśmiecha gadamy to jest świetnie, no przecież coś nas połączyło jednak: wspólne poczucie humoru, jest słodka no i te 5-6 lat razem. Jak jest tak fajnie to w głębi duszy wiem, że to ułuda, że to minie. Oczekiwanie tylko jak znowu jej odwali. Dlatego nie wiem co mam z nią robić. Żyjemy bez ślubu, ona nie chce dzieci, ja nie wiem, może. Boje się angażować, inwestować w mieszkanie itd. Jej się podoba taka wegetacja chyba. Niby nieraz mi mówi że jest nieszczęsliwa, że chyba ma depresje, ale jak chce ją zaprowadzić do psychologa ( po awanturach sie zgadza) to a że po co, a że dam sobie rade, a że coś tam. Już prawie raz bylismy i uciekła sprzed drzwi. Chce żeby stan \"miły\" się utrzymywał, ale po prostu jak się zmienia w bestię to mam dość jej i swojego życia . Ma ktoś jakiś pomysł co to może być za choroba?? Najbardziej przerażają mnie te stany . Wzrok ma jakby ją coś opętało. Potrafi się szamotać, drzeć przez okno \"pomocy\". Mówi czasem, że się dusi. Wariuje już, pomocy. Na jej matke nie ma co liczyć bo obie mają się gdzieś. Zostałem sam z tym problemem. Pomocy.
×