Skocz do zawartości
Nerwica.com

MargotCaryca

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia MargotCaryca

  1. Czy nie lepiej żeby lekarz dał jakieś leki? Boję się o ciebie...Tak się nie da funkcjonować.
  2. Monster6, czy Ty cały czas nie bierzesz leków? Jak ty to robisz? Ja na samym początku, kiedy cudowny lekarz w pięć minut stwierdził mi depresję, ok, brałam. Potem wzięłam się za siebie, zapisałam na wolontariat, i leki zaczęłam wyrzucać. Było dobrze, naprawdę, pół roku bez leków, bez chad, aż do lata, kiedy zaczęłam podjeżdżać pod górkę. Dopiero wtedy stwierdzono dwubiegunową, typ I, pełne manie. Ale na dzień dzisiejszy ja się zwyczajnie boję nie brać leków. Boję się że wrócą straszne urojenia.
  3. Cześć wszystkim, dopiero wczoraj dołączyłam do forum. Chciałabym podzielić się z Wami moją historią choroby, spostrzeżeniami, tym, że od dwóch lat mam względny spokój jeśli chodzi o nastrój. Wtedy to wylądowałam w szpitalu na Kraszkach, może ktoś jest z Wrocławia to kojarzy. Dopiero tam, siedem tygodni życia, uświadomiłam sobie chorobę. Przez prawie trzy lata wcześniej, myślałam że mój stan zmienia się w sposób magiczny, raz górka raz dołek. Rodzina która ciągnęła mnie do psychiatry. Leki wyrzucane przez okno, lub chowane w kieszeń. Hipomanie- cudowne, depresje- do dupy, zero zainteresowań, bycie jak kołek, żenujące próby samobójcze. Manie-ostro, kłótliwość, wzmożony popęd, wizje religijne, bycie Matką Boską, posłannictwo (obecnie nawet nie chodzę do kościoła), super moce. W najgorszej manii pogotowie zabrało mnie do szpitala. Potem oddział dzienny przez 3 miesiące. Obecnie? Neurotop 2x300, Zolaxa 15, Abilify 15. Pracuję w korpo ubezpieczeniówka dział IT, mam mieć przedłużenie umowy na czas nieokreślony, mam narzeczonego, który wie o chorobie i był ze mną u psychiatry. Poznał mnie dwa tygodnie przed szpitalem. Odwiedzał, dbał, wspierał. W przyszłym roku planujemy ślub. Ale nie wiem jak to będzie gdy mi odbije, poza tym on chce mieć dzieci, a ja przecież biorę leki. Moja matka też była (jest) chora. Znam dwie osoby z podobnymi problemami, wiem, że rozmowa o chorobie dużo daje, taka grupa wsparcia. Wydawałoby się że jest dobrze, ale nie jest. Nie jestem taka jak byłam kiedyś. Nie mam pasji, nie czuję smaku życia. Czynności wykonuję ponieważ muszę zapełnić czas. Nie mam motywacji do pracy, na zumbę chodzę bo kupiłam Multisporta, poza tym co mam robić jak nie jestem u narzeczonego? Większość wolnego czasu siedzę na Messengerze. Śpię po 9-10-12 godz (to w sobotę, jak nie muszę do pracy). Regularnie widzę się z moją psychiatrą, wiem, że to nie depresja. Ona pyta, czy ja nie dążę do hipomanii. Czy ktoś z Was ma podobnie? Wypalenie chorobowe? Brak celów, brak sensu? Czy to jest zmiana mózgu po chorobie czy po lekach...? Czy ktoś z Was zauważył że przed chorobą żył, a teraz tylko spędza dni na czymkolwiek?
×