Skocz do zawartości
Nerwica.com

notherneastern

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez notherneastern

  1. A mnie to ostatnio męczy lęk przed zjedzeniem czegoś nieświeżego, boję się jeść praktycznie cokolwiek. Normalnie uwielbiałam serki wiejskie, jogurty, twarogi - teraz boję się dotknąć cokolwiek. Najbardziej przeraża mnie myśl że mogłabym zatruć się toksyną botulinową. Jak przeszły mi lęki przed różnymi nowotworami, to znowu inne dziadostwo się mnie czepiło. Dzisiaj zjadłam na obiad pierogi kupione przez mamę wczoraj w markecie, cały czas były w lodówce, wszystko z nimi w porządku, nie mają dziwnego zapachu, nic się z nimi nie dzieje, zostały ugotowane we wrzącej wodzie (praktycznie je rozgotowałam bo zapomniałam o nich) a mnie aż ściska z lęku że skoro były zapakowane w plastikowy pojemnik to mogły być zakażone tym świństwem. Wzięłam już tabletkę na uspokojenie ale nadal nie czuję się dobrze. Psychicznie oczywiście, bo fizycznie wszystko jest w najlepszym porządku. Już nie wiem jak sobie radzić, eh. Jak nie jedno wariactwo to drugie. Zaczynam się bać co znowu przyjdzie mi do głowy.
  2. Oj tak chyba zrobię...Broniłam się przed lekami bo tyle czytałam o tym że otumaniają, uzależniają, że wolałam poczekać aż naprawdę nie będzie innego wyjścia. No i chyba nie ma. Kupiłam sobie w aptece Valerin Max bez recepty, ale jest słaby. Pomaga tylko na chwilę, za pół godziny z powrotem zaczyna się lęk. Jutro idę do mojej rodzinnej lekarz i poproszę o wypisanie czegoś. Do psychiatry chodzę od lipca, mam nauczanie indywidualne w szkole, ale na wizytę mimo wszystko czeka się ze 2 tygodnie, a tyle nie wytrzymam. Nie liczę na natychmiastową poprawę, ale chciałabym zaznać chociaż odrobinę spokoju. Jak nie jedno wariactwo, to drugie. I każde coraz bardziej absurdalne.
  3. Witam, na nerwicę choruję już od prawie roku. Mocno rozwinięta jest u mnie kancerofobia, praktycznie wszystko co poczuję jest dla mnie sygnałem kolejnego nowotworu. Ale kiedy dzisiaj zakończyłam jazdę z kolejnym rakiem i myślałam że będę mieć chociaż odrobinę spokoju, położyłam się pod kocem i słuchałam muzyki. Zaczęłam rozmyślać o wszystkim i o niczym, o książce którą ostatnio przeczytałam i o serialu który ostatnio oglądałam. Jego polski tytuł to "Nastoletnia Maria Stuart" (może ktoś oglądał i będzie wiedział o co mi chodzi). Była tam scena gdzie główna bohaterka przygotowując się do balu zobaczyła za parawanem do przebierania się jakąś zjawę, która ją ostrzegła żeby na balu nie piła wina. Innym razem chciała żeby ta zjawa powiedziała jej coś o jej wrogu poprzez grę w kulki. W ogóle ten serial to taki fantasy - horror jak dla mnie, dużo rozlewu krwi i w ogóle. No i tak zastanawiałam się kim może być ta zjawa, czemu chodzi po tym zamku, i w ogóle. Aż nagle wyrwałam się z zamyśleń, przypominając sobie artykuł z jakiejś strony internetowej że złego ducha można przywołać nawet nieświadomie, kiedy myśli się o takich rzeczach. Oblał mnie zimny pot, wstałam i zaczęłam chodzić w jedną i w drugą stronę. Byłam przerażona jak podczas mojego pierwszego ataku. Zaczęłam się modlić, znalazłam w Internecie mnóstwo modlitw z prośbą o ochronę przed złymi siłami, wszystkie odmówiłam. Zaczęłam czytać w Internecie o ludziach opętanych - wiem, nie powinnam tego robić, nakręciłam się jeszcze bardziej i teraz już w ogóle fiksuję że mam w sobie jakiegoś demona. Nigdy nie nadawałam się do oglądania takich rzeczy, horrory i filmy grozy omijałam szerokim łukiem. Nie miałam pojęcia że w tym serialu są takie wątki, byłam przekonana że to produkcja historyczna. A teraz po przeczytaniu tego wszystkiego, wariuję że aż ciężko opisać. Boję się że coś weźmie nade mną górę, że przejmie na de mną kontrolę i zmusi mnie do zrobienia krzywdy komuś albo sobie. Sama już nie wiem co się ze mną dzieje. Odmówiłam mnóstwo modlitw, założyłam na szyję łańcuszek z komunii i w niedzielę idę do kościoła. Kochani powiedzcie mi że to tylko moja chora głowa, że tak naprawdę nic się ze mną nie dzieje. Niestety nie mam teraz żadnych leków pod ręką, a do psychologa jestem zapisana na odległy termin. Chcę iść do lekarza po jakieś leki uspokajające bo chyba oszaleję Przepraszam za takie żalenie się ale jak nie jedno to drugie, chyba się wykończę.
  4. Oj, mnie to już się czepiają różne wariactwa. Byłam przekonana że mój zupełnie zdrowy kot zaraził mnie wścieklizną, były wszelkiego rodzaju nowotwory, choroby typu sepsa, zatrucie jadem kiełbasianym które nie daje mi żyć od dłuższego czasu. Praktycznie boję się jeść cokolwiek bo od razu zapala mi się w głowie czerwona lampka "nie jedz tego, to może być zakażone" i mimo głodu zjadam naprawdę niewiele. Cały czas nie opuszcza mnie także kancerofobia - każde małe zadrapanie oglądam dwadzieścia razy dziennie czy aby na pewno poprawnie się goi i nie jest to rak skóry, każdy choćby chwilowy ból głowy jest sygnałem guza w mózgu, każdy delikatny ból ręki czy nogi to objaw raka kości, zaswędzenie ciała w jednym miejscu to ziarnica. Mimo że mam dopiero 17 lat "przeżyłam" już tyle różnych chorób że aż ciężko zliczyć. Wszystko zaczęło się od kiedy lekarz w nowo otwartej koło mnie przychodni dał mi skierowanie na morfologię krwi z powodu ciągle bolącego i drapiącego gardła (jak się później okazało, powodem była alergia na siano które jadła moja świnka morska). W owym badaniu miałam w minimalnym stopniu podwyższone płytki krwi, a wyżej wspomniany lekarz popatrzył na mnie z miną jakby miał przekazać mi wyrok śmierci i z kamienną miną wypisał skierowanie do hematologa, mówiąc że mam iść jak najszybciej. Z przychodni wyszłam z płaczem, zaczęłam czytać w Internecie o hematologicznych schorzeniach, nakręcając się jeszcze bardziej. Moja mama na szczęście była ode mnie mądrzejsza i następnego dnia przepisała mnie z powrotem do mojej sprawdzonej lekarki, która długo tłumaczyła mi że nic się nie dzieje i że ludzie chodzący do hematologa chcieliby mieć takie wyniki jak ja. Mimo wszystko byłam kłębkiem nerwów, za miesiąc poszłam powtórzyć badanie. Wszystko było idealnie. Żadnych niedoborów ani nadwyżek, OB, CRP i wszystko inne w normie. Na chwilę poczułam się wolna, ale nie na długo. A to jakiś ból głowy, a to zmęczenie. Wszystko co przyszło mi na myśl wrzucałam do Google. I to pozostało mi do dzisiaj. Próbuję jakoś siebie kontrolować, ale nie zawsze się udaje. We wszystkim widzę zagrożenie dla swojego życia i zdrowia. Panicznie boję się iść do dentysty, bo przeraża mnie myśl że mógłby wpuścić mi jakieś bakterie do organizmu. Boję się jeść wiele rzeczy bo nie wiem czy mi nie zaszkodzą, boję się następnego dnia bo nie wiem czy nie wymyślę sobie kolejnego nowotworu z którym będę musiała się zmierzyć. Tak bardzo chciałabym żyć pełnią życia jak moi rówieśnicy, którzy o nic poza ocenami nie muszą się martwić. Czuję się jakbym traciła coś cennego, marnując czas na zamartwianie się rzeczami których nie ma. Moja lekarz psychiatra chętnie wypisywała mi dwukrotnie wniosek o nauczanie indywidualne w szkole, ale nie jest zbyt chętna do wypisywania mi leków. Dostałam Pramolan, ale bardzo mnie usypia. Ja sama nie jestem zbyt chętna do brania leków, wolałabym najpierw spróbować sobie poradzić z problemem za pomocą psychoterapii. Niestety poradnia psychologiczno - pedagogiczna która współpracuje z moją szkołą nie ma dla mnie czasu, w szpitalu byłam w listopadzie, po czym dowiedziałam się że już nie ma wolnym terminów i rejestracja ruszy od stycznia. O prywatnym psychologu nie ma mowy, moich rodziców na to nie stać. Zresztą nie miałabym serca ich prosić o takie duże sumy. A ja czuję się coraz bardziej zagubiona i smutna. No nic, chciałam się tylko wyżalić.
×