Witam Serdecznie
Kilka lat temu rozpoczęła się moja "przygoda" z nerwicą wegetatywną (tak to chyba najlepiej nazwać). Na początku miałem problem z nadreaktywnym pęcherzem - lać mi się chciało cały czas. Dostałem na to asentrę, problem ów przeszedł. Po jakimś czasie jednak zacząłem odczuwać inne problemy - nadmierna potliwość, drżenie rąk, zgaga. Próbowałem z tym walczyć rozmaitymi lekami (paroksetyna, buspiron, pregabalina) ale nic nie przyniosło odpowiedniego skutku. Dałem sobie więc spokój z lekami i żyłem bez nich, jednak miesiąc przed maturą, zaczęła mnie dopadać derealizacja, miałem problem z patrzeniem na jasne rzeczy, ogólnie całkowity armagedon. Dostałem wtedy benzo i jakoś dałem radę napisać maturę. Ostatnio jednak, gdy zaczęły się studia, czuję się tragicznie. Łapią mnie czasem napady lęku, stres uniemożliwia mi normale myślenie na egzaminach. Postanowiliśmy z psychiatrą, że wrócę do Asentry, ale teraz tragicznie znoszę najmniejsze dawki - jestem senny, boli mnie głowa a wieczorami czuję lekkie odrealnienie. Dodam jeszcze, że w przeciągu dwóch ostatnich lat schudłem 12 kilogramów, spadła mi tolerancja na alkohol (jest mi gorąco i jestem senny po dwóch piwach). Uczęszczam również od jakiegoś czasu na psychoterapię i robiłem sobie wiele badań na rozmaite choroby,
Czy ktoś może wie, dlaczego nie toleruję już SSRI ? Czy ktoś ma do polecenia jakiś inny lek lub metodę wybrnięcia z syutacji ?
Pozdrawiam i życzę udanych świąt