Skocz do zawartości
Nerwica.com

major kupricz

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez major kupricz

  1. Nie potrafie zdiagnozować czy to co mi dolega to nerwica natręctw. Czasami wydaję mi się, że jestem nosicielem wszystkich możliwych nerwic i kompleksów. Może ktoś z Was domyśla się co mi dolega? (oczywiście jeśli macie cierpliwość by przeczytać mojego posta w całości!) Problem nr.1: Irracjonalne zamartwianie się W zasadzie to wszystko może byc powodem do zamartwiania się. Czasami sa to myśli hipochondryczne, np. strach, że zaraziałem się HIV korzystając z publicznej toalety albo podając nieznajomemu rękę. Zamartwianie się może też mieć podłoże moralne lub etyczne. Męczące wyrzuty sumienia z powodu błahych przewinień lub myśli z przeszłości, poczucie, że zrobiłem coś społecznie nieakceptowanego lub wbrew mojemu wewnetrznemu kodeksowi etycznemu. etc Nowym zjawiskiem jest zamartwianie sie z powodu zamartwiania sie czymś w przeszłości i straconym przez to czasem Czasami wystarczy przespać się z problemem i następnego dnia mi przechodzi. W gorszych przypadkach zamartwianie sie może trwać wiele dni albo nawet tygodni, może równiez powracać cyklicznie. Najgorsze jest, że w tym stanie nie trafiaja do mnie żadne racjnonalne argumenty. Z perspektywy czasu obiekt mojego zamartwiania się wydaje mi się absurdalny i niedorzeczny. Zdaża się jednak, że w ciągu kilku godzin wyśmiewany wcześniej lęk może powrócić. Uznałem, że powinienem ignorować każdą pojawiającą się niepokojąca myśl. Tymczasem jak się już taka pojawia to mimowolnie muszę z nią polemizować, rozdrapując przy tym rany i potem jest już za pozno. Czasmi jak nie mam żadnych zmartwień i obowiązków to czuję, że popełniłem jakiś błąd i odczuwam wewnętrzny niepokój. Należy jeszcze zaznaczyć, że zamartwiam się wyłącznie tym co zdarzyło się w przeszłości, nie da się już odkręcić i co najważniejsze stało się wyłącznie z mojej winy Problem nr.2: monstrualny kompleks niższości W okresie dojrzewania miałem niewielu kolegów i czułem sie nieakceptowany przez otocznie (może jakis wpływ mialo to, że mieszkam zagranicą, poszedłem do szkoły nieznając języka, a jego opanowanie szło mi topornie). Czułem się wyobcowany, otępiony i jakby oderwany od rzeczywistości. Nie byłem w stanie identyfikować się z jakąkolwiek grupą, jak widziałem ludzi razem czułem zazdrość i żal. Odczuwałem wewnętrzną pustkę. Kompleks niższości w końcu sprawił, że zacząlem nieakceptować samego siebie. Nie odczuwałem milości do swoich swoich bliskich, bo oni byli przecież częścią mnie, którego nie lubiłem. A żeby kochać innych przecież trzeba kochac siebie. Wykreowałem idealny obraz siebie, do którego dążyłem. Nic co robiłem nie mogło być sprzeczne z wizerunkiem który tworzyłem. Porzuciłem dotychczaowe zainteresowania, które były "niemodne". Nakupowałem sobie masę markowych ciuchów naiwnie myśląc, że poprawią moją samoocenę. Nie żyłem tu i teraz, tylko przyszłością, majac nadzieję, że kiedyś będę szczęśliwy. W wieku 16 lat przeszedłem nagłą zmianę. Polubiłem siebie, zacząłem sie cieszyć życiem, na nowo odkryłem jak ważna jest rodzina, wróciłem do dawnych pasji. Zdałem sobie sprawę jak głupi byłem. Powody przez które czułem się wcześniej nieszczęśliwy (brak przyjaciół, niezainteresowanie ze strony dziewczyn etc) stały sie dla mnie trywialne i płytkie. (Ironią losu akurat wtedy zyskałem przyjaciół). Ale chyba nigdy do końca nie pozbyłem się kompleksów, chociaż je bardzo ograniczyłem. Ale jakos ta cała historia mnie przez ostatnie kilka lat nie dręczyła. Wręcz przeciwnie, czułem radość, że odnalazłem szczęście i dumę, że sam dokonałem tej wewnętrznej zmiany. Uznałem, że wyciągnęłem wnioski z dawnych błędów. Wszystko zmieniło się kilka tygodni temu. Rodzice się ostro pokłócili, a w domu panowała jadowita atmosfera. Wtedy naszła mnie myśl: "Czy jestem szczęśliwy?" i "Czy kiedykolwiek byłem szczęśliwy?". Zacząłem odczuwać wyrzuty sumienia, że w zasadzie nigdy niczego mi nie brakowało, a ja mimo wszystko nie bylem w stanie odczuwać szczęścia. Równocześnie zacząłem roztrząsać po kolei stare obiekty mojego zamartwiania się. Przerodziło sie to w depresję ktora dręczy mnie już od wielu tygodni. Njgorsze jest to, ze jeszcze kilka miesięcy temu optymistycznie i z nadzieją patrzyłem w przyszłość. Akurat miałem zdawać maturę, myślałem, że złapie witar w żagle. Czułem, że lepiej być nie mogło. A teraz odczuwam beznadzieję i pustkę. Myślicie, że skłonność do zamartwiania się, natrętne myśli i kompleksy mają ze sobą coś wspólnego? Czy mogą one być objawami zaburzeń obsesyjno-kompulswnych albo innych nerwic?
×