Witajcie
Czytam ten wątek już od dłuższego czasu, jednak dopiero teraz zdecydowałam się napisać...licząc, że w jakiś sposób mi to pomoże
Mam 23 lata, jestem na ostatnim roku studiów...co powinnam robić? Skupić się na magisterce, na zajęciach, spotykać ze znajomymi..generalnie cieszyć się życiem, tak jak 'każdy' normalny student w moim wieku. A co ja robię od jakiegoś czasu? Non stop siedzę w internecie i wyszukuję sobie takich czy innych objawów, które pojawiają się i znikają..diagnozując u siebie wszystko co najgorsze, rzecz jasna.
No ale po kolei..wszystko zaczęło się ponad 2 miesiące temu, jakoś w drugiej połowie września. Wtedy to na maxa zaczęłam wkręcać sobie czerniaka. A dlaczego? Ano dlatego, że na skórze z dnia na dzień wyskoczyło mi "coś". To "coś" bardzo dziwnie wyglądało, miało brązowo-czarny kolor, no generalnie nieciekawe to było i brzydkie. Początkowo myślałam, że to jakaś ranka/krwiak, która za kilka dni zejdzie i będzie git. No ale mijały 2,3 tygodnie a to "coś" ani rusz. Nie pomagały żadne kremy/maści. Wtedy postanowiłam skorzystać z rady światowej sławy i wielkiej klasy specjalisty ds. medycznych - dr Google. I się zaczęło. Wpisane przeze mnie objawy prowadziły do czerniaka (no bo jakże inaczej?). Zaczęło się obsesyjne oglądanie zdjęć rakowych zmian i porównywanie z moją. Dzień w dzień. A z każdym moje samopoczucie było coraz gorsze. W punkcie kulminacyjnym zaczęłam nawet płakać, w samotności, będąc przekonana, że to koniec a dermatolog (którego sobie nagrałam) tylko to potwierdzi. Ale cóż...zdarzył się "cud". Pewnego razu postanowiłam trochę bardziej wnikliwie przyglądnąć się tej zmianie i zauważyłam, że w środku jest taki jakby ciemniejszy płyn/ropa...nacisnęłam to mocniej i voila...wypłynęło. A z ciemnej zmiany został tylko naskórek...okazało się, że to była zaschnięta krew!!! Czyli rzeczywiście przez cały ten czas miałam do czynienia z głupim krwiakiem...nawet nie wiecie jaką poczułam wtedy ulgę. Jednak moje szczęście nie trwało długo.
Jakieś kilka dni później zaczęłam odczuwać dziwne dolegliwości. Kłucia/ bóle w różnych częściach pleców i szyi. Początkowo bagatelizowałam to, jednak objawy nasilały się. Któregoś dnia poczułam się na tyle beznadziejnie (było mi słabo, ból głogwy, generalne rozbicie), że postanowiłam zmierzyć sobie temperaturę - 37,5. Ok, tragedii nie ma, to tylko stan podgorączkowy. Przez 3 dni brałam gripex, temperatura spadła, ale dalej było te ponad 37 stopni. Mierzyłam dzień w dzień, półtorej tygodnia i co nie zmierzyłam do było te 37 (czasem, rano, spadała do 36,8..powiedzmy). Poza tym- zero objawów przeziębienia. Nie bolało mnie gardło, nie miałam kataru, nic. Co więc zrobiłam? Po raz kolejny wizyta u dr Google. I oczywiście wizja najgorszego - chłoniaka. Poszłam jednak do lekarza pierwszego kontaktu, który mnie osłuchał, nie stwierdził nic nieprawidłowego i przepisał lek przeciwwirusowy - neosine. Zrobiłam sobie również morfologię - spoko, ob niskie.
Tego samego dnia dostałam kataru. Po zażyciu tego leku jeszcze w tym samym dniu poczułam się lepiej (efekt placebo?) i generalnie byłam pewna, że jestem na dobrej drodze i mi przejdzie. Brałam przez jakieś 7-8 dni, generalnie było ok. Przestałam mierzyć temperaturę, bo stwierdziłam, że oszaleję.
Jednak ostatnimi czasy znowu jest kiepsko...bo jestem przekonana, że jestem ciężko chora. W zeszłym tygodniu powtarzałam morfo i było znowu ok, a nawet trochę lepsze wyniki niż poprzednio. Jednak ja cały czas wkręcam sobie tego chłoniaka czy inne ziarnice, ponieważ wydaje mi się, że mam stan podgorączkowy...jak już wspomniałam od jakiegoś czasu przestałam mierzyć temp, więc nie mam nawet na to dowodu A czemu mi się tak wydaje? No bo dotykam sobie obsesyjnie szyi, twarzy i są ciepłe/gorące...czuję się wtedy tak niemrawo...a najlepsze jest to, że nie cały czas, że to się potrafi zmienić w przeciągu kilkunastu/kilkudziesięciu minut - potem mam twarz i szyję chłodną, i tak na zmianę....
Czy to możliwe, żeby temperatura tak "skakała"? I czy zawsze jak się ma taką ciepłą/gorącą szyję to musi to oznaczać podwyższoną temperaturę?
Sorrki, że się tak rozpisałam, ale musiałam się wygadać Moja mama twierdzi, że przesadzam i żebym się czymś zajęła a nie myślała o pierdołach..zero zrozumienia oczywiście To chyba początki nerwicy?