Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mi12

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Mi12

  1. Dziękuję za odpowiedzi każdemu z osobna :) Zastanawiałem się nad tym co pisaliście, być może problem tkwi we mnie. Zawaliłem szkołę, bo od początku nie byłem zaangażowany a teraz jest za późno by to naprawić. Myślałem że ten kierunek zapewni mi bezpieczeństwo w przyszłości, że będę miał konkretny zawód. Nie umiałem się tam zaaklimatyzować, czułem się obcy i spięty wśród ludzi (w większości sporo młodszych ode mnie). Myślałem że dam radę, ale znowu mnie to przerosło. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem i czy do czegokolwiek się nadaję. Muszę szukać pracy, przygotowywać się do egzaminu, może znaleźć w międzyczasie jakąś terapię. Problem w tym że wciąż czuję podskórny lęk przed stawieniem czoła życiu, że wszystko mnie przerasta. Chciałbym żyć normalnie, nie czuję się wartościowy i z obiektywnego puntu widzenia nie jestem. Myślę, że musiałbym po prostu coś zacząć żeby się przekonać. Na tą chwilę nie wiem co robić i jak to będzie.
  2. Cześć, dziękuję za odpowiedzi! Aktualnie mam chęci aby najpierw ukończyć ten kierubek, dostałem w szkole ostatnią szansę. Miałem dziś udać się na praktyki które są strasznie daleko, zrządzeniem losu przeczytałen wczoraj starego smsa że zajęcia mam w szpitalu blisko siebie, ucieszyłem się. Dopiero dzisiaj przed wyjściem sobie uświadomiłem, że to z 2015.... Nie pojechałem. Sam już nie wiem czy to przypadek. W odpowiedzi na to, jaka jest moja dziewczyna... Cóż, przeciwieństwo mnie w tych sprawach. Studiuje na kulturoznawstwie, pracuje. Jest ambitna, troszczy się o swoje sprawy. Ma trzeźwy stosunek do wykonywania obowiązków i zdobywania wiedzy.
  3. Dzień dobry, Zarejestrowałem się na tym forum specjalnie po to, by uzyskać pomoc w moich problemach życiowych. Nie mam się komu zwierzyć, więc postanowiłem przedstawić moją sytuację na forum publicznym. Proszę o nie pisanie rzeczy typu "też tak mam...", jedynie profesjonalne odpowiedzi. Jestem bardzo zdesperowanym człowiekiem i czuję że w bieżącej chwili to jedyne co mi zostało. Mam również nadzieję że wątek ten posłuży osobom w takiej samej sytuacji. W listopadzie ukończyłem 22 lata, zacząłem 23 rok mojego bezużytecznego życia. Z tego punktu właściwie wszystko jest mi jedno czy mam żyć, wegetować, czy umrzeć. Nigdy nie potrafiłem do niczego się przyłożyć. Obowiązki, rzeczy nieprzyjemne nigdy mnie nie obchodziły, powodując przy tym wielki dół emocjonalny, rozdrażnienie, smutek kiedy już musiałem coś wykonać. Zawsze na ostatnią chwilę, zawsze z nadzieją że jakoś tam się uda, oszukując siebie. Wydaje mi się, że dążę do samodestrukcji, PATOLOGICZNIE. Nie mam matury. Jestem bardzo słaby z matematyki, podchodziłem już 2 lub 3 razy i za każdym razem nie udawało się zdać. Nie mam pracy. Z pierwszej wyrzucono mnie, gdyż byłem zbyt powolny i rozkojarzony by jak maszyna serwować kanapki. Z drugiej wyleciałem prawdopodobnie przez moje skrępowanie w kontaktach z ludźmi. Aktualnie nie mam żadnej pracy, bo zacząłem korepetycje przygotowawcze do kolejnej matury, jest to ostatnia szansa i jeśli znowu będzie tak jak zawsze, to odpuszczę sobie przygotowywanie się samemu i nie zdam. Ale rozbicie wewnętrzne i chaos pogłębi się, bo jak mówiłem działam przeciw sobie i zdaję sobie z tego sprawę, a mimo wszystko czuję że sprawy te mnie przerastają, obezwładnia mnie niechęć i beznadzieja, więc dalej brnę w nicość. Jestem pełen sprzeczności we wszystkich aspektach życia. Aktualnie chodzę do 2 letniego studium masażu, które również powtarzam (!) i do którego znów nie chodzę (!!). Nawet nie wiem jak wielkim jestem idiotą, udaję że wychodzę na zajęcia od dziewczyny u której stale bywam (bo mieszkania w przeciwieństwie do niej nie wynajmuję, mieszkam dalej z rodzicami i młodszym bratem) lub z domu, a później wracam kiedy nikogo nie ma. Wybrałem sobie kierunek technika masażysty (właściwie za namową rodziców) bo myślę że to praktyczne zajęcie oraz fach w ręku. I co z tego. Wiem że nie kręci mnie masaż, i że nie wykonywałbym tego zawodu, chyba że od czasu do czasu prywatnie. Jestem osobą uzdolnioną artystycznie, właściwie stereotypowym artystą. Niestety do tej pory nie działam w tą stronę, nie studiuję, nie tworzę projektów które ktoś mógłby ocenić i czuję że tkwi to we mnie że nie mogę dać upust swoim pomysłom, czuję się zduszony. Potrafię siedzieć parę godzin sam na sam z myślami, bo kiedy nic się nie robi nagle jest o czym myśleć. Wynajduję sobie problem we wszystkim czego dotknę, miewam stany lękowe, natręctwa, wahania nastroju, zdarza mi się być agresywnym, zazwyczaj jestem wyobcowany (siedzę w pokoju sam, nie mam siły, chęci i o czym rozmawiać z ludźmi). Nikomu niczego nie narzucam, jestem z natury przyjazny, ale mam humory których świadkiem są najczęściej bliskie osoby. Wydaje mi się że odziedziczyłem najgorsze cechy po moich rodzicach, czyli lekkie podejście do życia po tacie a przy tym zamartwianie się i perfekcjonizm po mamie, z tym że perfekcjonistą jestem zawsze we wszystkim co dotyczy mojej wygody, o swoje życie nie potrafię zadbać. Chce mi się śmiać z samego siebie, ale równocześnie nie jest mi do śmiechu bo przeraża mnie to co robię. Wiem ile jestem wart i znam swój potencjał, z drugiej strony czuję się urodzony ze złej strony, jak fatalne połączenie cech, takich które się wzajemnie wykluczają. Błagam o pomoc bo znajduję się w stanie nie do opisania, nie wiem co mi jest i czy niedługo nie wyląduję w psychiatryku. Żalę się tutaj otwarcie i w niemocy, bo wiem że sam nic nie zrobię chyba że ktoś mnie zmusi lub wpłynie jakoś na moją psychikę. Jest to lenistwo z którym sobie sam nie poradzę i które doprowadza mnie na skraj depresji. Przepraszam za brak składu, mam nadzieję że ktoś to przeczyta i zasugeruje co to jest i czy w ogóle da się w tej sytuacji "wygrać siebie". Pozdrawiam serdecznie
×