Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwowy

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nerwowy

  1. Witam ponownie. Serdeczne dzieki za wsparcie i slowa pelne optymizmu - "na pewno uda Ci sie z tego wyjsc". Pomoc specjalisty z pewnoscia by mi sie przydala. Zastanawia mnie to co napisal user iwo4, cytuje: istotna jest tylko przyczyna Hmm, nie sadze, zeby bylo jakis racjonalne wytlumaczenie tej mojej nerwicy. Ona po prostu jest, a z czego sie zrodzila, tego nie wiem i mysle, ze nawet najlepszy specjalista po wielu sesjach terapeutycznych nie bedzie w stanie jednoznacznie okreslic zrodla problemu Obawiam sie, ze moglem urodzic sie z nerwica. I co wtedy? Jezeli chodzi o leki, to wczesniej bralem Anafranil (0-0-2), lecz nic nie pomogl. Leki, ktore teraz biore, takze uwazam za malo skuteczne, poniewaz mialy mi pomoc m.in. spokojnie spac (mam koszmary senne). A tu o dziwo, jest godz. 3.30 w nocy a ja w najlepsze siedze sobie przed komputerem i jestem w trakcie pisania tego postu. Virginia zasugerowala pobyt w szpitalu: Moze warto by bylo pojsc do szpitala. Tez sie nad tym zastanawialem. Jezeli psychiatra zadecyduje, ze powinienem znalezc sie w takim miejscu, to raczej nie wniose sprzeciwu. Tu chodzi o moje dobro, ale czy przypadkiem bedac tam nie "zaraze" sie "czyms" od innych pacjentow i krotko mowiac nie zwariuje? Co innego oddzial leczenia nerwic. Slyszalem, ze jest cos takiego w W-wie, w szpitalu im. prof. W. Orlowskiego - Dzienny Oddzial Leczenia Zaburzen Nerwicowych i Psychosomatycznych. Najprawdopodobniej tam sie udam, po konsultacji z psychiarta (moim obecnym lub nastepnym do ktorego sie zglosze). Czy ktos z Was byl na takim leczniu? Jak ono przebiegalo i czy Wam pomoglo? Dzieki, pozdrawiam. Trzymajcie sie! Nerwowy.
  2. Witam. Co za szczescie, ze takie forum w ogole istnieje :) Dlugo sie zastanawialem nad tym, czy w koncu cos o sobie napisac, ale skoro Wy takze macie podobne problemy, to bedziecie mnie mogli lepiej zrozumiec. Bo ktoz lepiej zrozumie chorego człowieka, niz drugi chory (na to samo oczywiscie) :) Zanim zaczne pisac o tych moich wszystkich "dziwactwach", moze nadmienie, ze mam 24 lata, jestem po studiach (kierunek scisly) i nie pracuje. Poza tym jestem pesymista i we wszystkim dostrzegam cos negatywnego. To tyle, jezeli chodzi o moj profil. OK, zaczynamy gupowa terapie :) Z ZOK (nerwica natrwctw) zyje juz od kilkunastu lat. Hmm, tak naprawde to nie pamietam juz siebie normalnego, wiec bardzo prawdopodobne jest, ze trwa to znacznie dluzej. To smutne, ale tak niestey jest. Z tego co zdolalem sobie przypomiec, to juz w dziecinstwie powtarzalem rozne czynnosci i robilem glupie rzeczy (np. chodzilem po ulicy tak, aby srodkiem stopy stanac na pekniecie asfaltu). Wtedy mi to nie przeszkadzalo. Myslalem, ze to jakis "psychiczny defekt" dorastania i ze z czasem minie. Niestety, mylilem sie. On ewoluowal i zaczal przybierac na sile, dorzucajac po drodze rozne, inne "dziwactwa". Nie wiem dlaczego, ale wstydzilem sie o tym powiedziec rodzicom, z ktorymi mialem zawsze dobry kontakt. Z wiekiem jednak nasze kontakty zaczely sie zacierac, a ja calkowicie zamknalem sie w sobie, nie dajac zadnych sygnalow, ze cos z moja psychika jest nie tak. Ja o tym wiedzialem, ze cos zlego dzieje sie ze mna, lecz nie mialem pojecia co to jest, poniewaz nie spotkalem sie jeszcze w ogole z czyms takim. Kilka lat temu, doslownie przypadkowo obejrzalem w TV dokument o "tajemniczym" ZOK. Bylem w szoku. W kazdym z bohaterow dostrzeglem czastke siebie. Nie jestem lekarzem, ale dzieki temu programowi zdiagnozowalem u siebie nerwice natrectw. Do psychologa trafilem (rok temu) takze zbiegiem okolicznosci. Mojej mamie przeszkadzalo to, ze tre rece. To jedno z moich natrectw. Tre rece, najczesciej palce jednej reki o druga. Czasami sie zdarzalo, ze tarlem je do krwi. Staram sie powstrzymywac od tarcia, ale nie moge. W zasadzie, gdy tylko mam wolne rece zawsze tre jedna o druga. I to bylo glownym powodem dla ktorego trafilem do psychologa. Wczesniej jeszcze mialem mysli samobojcze i wiedzialem, ze jezeli teraz sie mie zlamie przed psychologiem i nie przyznam do ZOK,to skoncze ze soba. No i sie zlamalem. To bylo okropne. Wyobrazacie sobie, jak sie czulem wyjawiajac jej (bo to byla pani psycholog) najwieksza tajemnice mojego zycia. Gdy mialem to juz za soba skierowala mnie do psychiatry i tak sie to wszystko zaczelo. Wspomnialem w moim powitalnym poscie, ze bede mial wizyte u psychiatry (kobiety) i po krotce ja streszcze. Wiec spotkanie przebieglo tak jak zwylke (rutynowo). Zaczalem sam, pozniej powiedzialem, ze jestem zbyt zestresowany aby cokolwiek sobie przypomiec, wiec zaczely padac pytania z jej strony. Celowala w czule punkty, trafnie, w zasadzie to chyba z doswiadczenia wiedziala o co pytac. Ale i tak jej wszystkiego nie powiedzialem, bo zabraklo czasu. W zasdzie to nie moglem w tym napieciu odswierzyc sobie pamieci i wywlec na swiatlo dzienne tego, o czym tak naprawde chcialem powiedziec. Pol godziny na "wyprowanie sobie zyl" to stanowczo za malo. Dopiero po wizycie pamiec wrocila, ale niestey na nastapna (sprawdzajaca) musze czekac caly miesiac. Lekarz przepisala mi Asentre (1-0-0) i Pernazinum (0-0-2). Po czterech dniach brania jeszcze nic sie nie dzieje, poza nasileniem moich natrectw. Jeszcze na chwile wroce do tej pani doktor. Ja to mam chyba pecha, poniewaz trafiam na lekarzy, ktorzy - takie odnosze wrazenie - maja swoich pacjentow gdzies. Bardziej zalezy im na pieniadzach niz na pomocy potrzebujacemu. Bo gdy slysze z ust pani lekarz slowa "odbiega Pan od tematu, a czas ucieka", no to ja przepraszam, ale wynika z tego, ze ona wiedzac, ze skubnie ode mnie te kilkadziesiat zl., nie pozwala mi sie do konca wywnetrzyc. Zastanawialem sie nad tym w jaki sposob opisac swoje wszystkie natrectwa i doszedlem do wniosku, ze wypisze je, zamieszczajac do kazdego z nich jakis komentarz (aby wiadomo bylo o co chodzi). OK, wiec moje dziwactwa lub natrectwa (jak kto woli) sa nastepujace: - tarcie rak (wspomnialem juz o tym wczesniej). Kazda wolna chwila, gdzy rece sa wolne poswiecana jest tej czynnosci, lecz nie konczy sie to zakrwawionymi palcami. Do tego stopnia potrafie sie juz kontrolowac. - obgryzanie opuszkow palcow i tych skorek przy paznokciach. Hmm, jak nie tre rak to obgryzam opuszki (nawet kostki palcow - czesto do krwi). - czasami (ale tylko czasami) przygryzam dolna warge, i to wewnatrzna jej czesc, starajac sie zlapac zebami choc obrobine skory i rozgryzc ja. - myje rece i to czesto. Zawsze jak cos robie musze miec czyste rece. Wydaje mi sie, ze wszystko czego dotykam jest brudne i zaraz sie czyms zaraze. - powtarzam czynnosci. Jakie? Prawie wszystko co mozna. Nawet patrzenie. Dlaczego je powtarzam? Otoz, pewnie jak wiekszosc z Was mam natretne mysli. Dotycza one najczesciej bezpieczenstwa czlonkow rodziny, w tym rowniez mojego. Czesto sa to tez obrazy, zdarzenia, nazwiska osob, ktore same nasuwaja mi sie na mysl i z ktorymi mam niemile wspomnienia. Niestety nie potrafie kontrolowac tych mysli. Jak cos robie - wykonuje dana czynnosc - i taka zla mysl (ja to tak nazywam) pojawi sie w mojej glowie, to wykonuje (powtarzam) dana czynnosc dotad, az nie zastapie jej jakas dobra mysla. Jak juz powtarzam czynnosc, to staram sie to robic parzysta ilosc razy, czyli 2x, 4x, 6x, lub w kombinacji 4x po 2x, lub 4x po 4x, czasami 4x po 16x co daje juz 64x! To jest naprawde meczace. Mozecie sie smiac - prosze bardzo, ale Ci, ktorzy maja ten sam problem, dobrze wiedza jak to obciaza psychike. Wroce jeszcze na chwile do tych zlych mysli. Otoz, to jest tak, ze jezeli skoncze powtarzac dana czynnosc ze zla mysla, to to, o czym mysle stanie sie i ja bede za to odpowiedzialny. Bede mial wyrzuty sumienia, ze ja sie do tego przyczynilem. Rozumiecie mnie? Dlatego musze zastapic ta zla mysl jakas pozytywna, aby nie dopuscic do czegos strasznego, o czym myslalem. Tzn. nie myslalem, tylko te mysli same sie w glowie rodza - ja o nich nie mysle. One po prostu sie pojawiaja bez mojego udzialu. NP. pisanie na klawiaturze sprawia mi ogromna trudnosc, poniewaz kasuje pisany tekst. Moze byc to litera lub slowo, czasami cale zdanie. Pisze je i kasuje, pisze i kasuje, i tak do momentu, az pozytywna mysl nie przyjdzie. Wyobrazeacie sobie przez co przechodzilem, gdy pisalem swoja prace dyplonowa. Nawet teraz piszac ten tekst mam problemy z wystukiwaniem na klawiaturze, bez kasowania, tego co wlasnie czytacie. Patrzenie. Dziwne prawda? Jak mozna powtarzac patrzenie na cos? Otoz mozna i nawet z ta banalna czynnoscia (o ile mozna to nazwac czynnoscia) ja mam problem. Bywa, ze musze rzucic wzrokiem na dana rzecz kilka razy. Prze to powtarzanie, to ja przestalem czytac gazety, ksiazki (a mam ich sporo i chcialbym je w koncu kiedys przeczytac). Nawet nie moglem po wykladzie zglebic wiedzy na temat danego zagadanieni, poniewaz nie bylem w stanie nic przeczytac. Problemem dla mnie bylo nawet glupie przekrecenie kartki na druga strone, wiec musialy mi wystarczyc tylko informacje z wykladu. Cale szczescie, ze juz jestem po studiach. Czesto wykonuje jakies minimalne ruchy reka, noga - tzw. natrectwa ruchowe i to parzysta ilosc razy, symetrycznie (jezeli dotykam czegos z lewej strony, to to samo musze dotknac tez i z prawej strony). Sa to tez bezsensowne ruchy, nie majace zadnej logiki. NP. przy wychodzeniu z pokoju dotykam 4x drzwi lub wracam sie parzysta ilosc razy, aby przekroczyc prog pokoju. - ukladam wszystkie (no moze nie wszystkie, ale to co moge) rzeczy na skos. Jestescie zaskoczeni? Czytalem, ze wiekszosc z Was uklada rowno, do brzegow blatow, polek. Ja natomiast ukladam rzeczy na skos i to w jednym, okreslonym kierunku. Irytuje mnie, jak cos lezy prosto. Zaraz poprawiam to na moj sposob. NP. sloik ustawie tak, azeby stojac przed nim i czytajac etykiete byc zwroconym w kierunku przeze mnie wyznaczonym. To samo tyczy sie napisow (log) na dlugopisach olowkach, ksiazkach, opakowaniach itp. Nawet monitor, skaner i caly komputer mam ustawiony na skos. Jak bym mogl, to meble tez bym tak ustawil, ale sa za ciezkie, aby je ruszyc. Doslownie wszystko co moge poprawiam tak, aby lezalo na skos. Pozniej ktos z rodziny moze to przestawic, ale jak mi bedzie przeszkadzalo proste usytuwanie danej rzeczy, to przestawiam ja spowrotem na skos. Rozumiecie? Wtajemniczeni chyba wiedza o co chodzi. - boje sie ostrych przedmiotow, ale nie jest to lek taki, ze sie moge skaleczyc, tylko obawa, zeby ktos z domownikow sobie o te rzecz nie zrobil krzywdy. Chodzi o to, ze ja jestem przewidujacy az do bolu. Poprzez tworzenie rozmaitych scenariuszy, potrafie przewidziec okolicznosci zdarzen zwiazanych z takim a nie innycm ulozeniem danego przedmiotu (nawet np. krzesla, opakowania, butelki - doslownie czegokolwiek) - w tym przypadku ostrych rzeczy. Np. nie zostawiam nigdy lyzewczki w kubku, szklance, poniewaz nieszczesliwym zbiegiem okolicznosci ktos moglby sie potknac, przewrocic i poleciec na ta szklanke, ze wystajaca z niej lyzeczka trafilby sobie w oko. Kolejny przyklad z nozami. Nigdy nie poloze noza (lub gdy widze, ze lezy w takiej pozycji), ze jego trzonek jest poza blatem, na jakims podwyzszeniu. Od razu sprowadzam go do poziomu plaskiego, poniewaz przez niefortunny zbieg okolicznosci ktos moglby uderzyc w wystajacy kawalek trzonka, co doprowadziloby do tego, ze podskoczylby do gory i mogl ta osobe zranic w twarz lub inna czesc ciala. Nawet problemem sa dla mnie sztuczce wsadzone w stojak (zaraz po umyciu), poniewaz przewiduje, ze ktos moze siegac po np. lyzke, a nieopatrznie wbije sobie widelec pod paznokiec lub przejedzie palcem po ostrzu noza znajdujacego sie obok tej lyzki. Wtedy robie wszystko, aby temu zapobiec i ukladam tak sztuczce w stojaku, aby nikomu nic sie nie sytalo gdy po ktorys z nich siega. To moze Wam sie wydac smieszne, ale takie nawet szczegoly nie pozwalaja mi normalnie zyc. - powtarzanie w myslach pewnej ustalonej (zenskiej) grupy imion i nazwisk przy wykonywaniu jakiejs czynnosci.Sa to ciagle te same imiona i nazwiska, a ich kolejnosc jest przypadkowa. Nie wiem dlaczego je powtarzam. Te nazwiska i imiona maja zwiazek z moja przeszloscia i znam te osoby bardzo dobrze. - czuje sie obserwowany. Doslowanie jakbym byl 24H na cenzurowanym. Czuje czyjs wzrok na sobie. Jest to zawsze spojrzenie tej samej osoby. Zdaje mi sie, ze ona stoi kilka metrow ode mnie i caly czas sie na mnie patrzy, ale przyzwyczailem sie juz do tego. - jak na cos patrze to staram sie w tym dostrzegac (idealne) proporcje. Hmm, jakby Wam to wyjasnic. Czlowiek widzi perspektywicznie, ze zbiegiem do linni horyzontu. Niektore przedmioty sa na pierwszym planie inne na drugim - to normalne. Kwestia w tym, ze ja patrzac sie na rozne rzeczy, tak staram sie przesuwac glowe, aby odleglosci pomiedy pierwszym planem a pozostalymi tworzyly jakas proporcje. Musialbym zamiescic tutaj rysunek obrazujacy to natrectwo, ale osoby tym dotkniete doskonale wiedza o co mi chodzi. - we wszystkich staram sie utrzymywac rownowage, tzn symetrie. Juz jestem zmeczony opisywaniem tych wszystkich natrectw i osoby, ktore maja ten sam problem dobrze wiedza na czym on polega, wiec oszczedze sobie opisywania tego trudnego "zjawiaska", jakim jest robienie lub ukladanie rzeczy symetrycznie. - sprawdzam przed wyjsciem, czy urzadzenia elektryczne (i nie tylko) sa wylaczone lub (niektore) wlaczone. Wylaczone kurki od gazu, mikrofala, czajnik bezprzewodowy (najlepiej jak w nim jest troche wody, to jezeliby sie nawet wlaczyl, to i tak po zagotowaniu wody sam sie wylaczy). To glupie, ale sprawdzanie tego czasami powodowalo, ze spoznialem sie na autobus. Bywa, ze sprawdzam te rzeczy po kilka, kilkanasie lub nawet do 40x razy. Nawet wychodzac ze swojego pokoju, patrze po kilka razy na gniazdka, czy przypadkiem jakis dym sie z nich nie ulatnia, co spowodowane by bylo przepaleniem instalacji elektrycznej. Uff, to tez strasznie obciaza psychike. - sprawdzam przed polozeniem sie spac (zawsze) czy przypadkiem jakis insekt nie dostal sie do pokoju. Komar, pajak, mucha itp. Jak znajde, to zabijam. To glupie, ale gdy nie sprawdze pokoju, to wyobrazam sobie, ze taki komar lub pajak moglby wejsc np. przez dziorke od nosa do mojego ciala. To obrzydliwe i chyba nierealne (lecz praktycznie mozliwe), ale wole sie upewnic, ze podczas gdy bede spal, jakis insekt nie zakluci mojego snu. - pewne czynnosci takie jak mycie sie, wykonuje w okreslonym porzadku, czyli najpierw to pozniej tamto. Uwazam, ze jakbym przerwal ustalony przeze mnie porzadek i zrobil to w innej kolejnosci, to zla mysl moglaby sie urzeczywistnic, wiec nie odbiegam od przyjetego (juz dawno) porzedku rzeczy. - nie wiem czy to natrectwo, ale jak cos robie, to puszczam sobie jedna i ta sama piosenke w kolko (kilka godzin). W zasadze, to mam takie cztery piosenki (bardzo spokojne, zagraniczne i znam ich teksty na pamiec), ktore przelatuja przez glosniki 20x, 30x, nawet do 40x. Kiedys pamietam, ze jak cos robilem (chyba pisalem prace dyplomowa), to sluchalem kilka godzin tej samej piosenki. Nie przeszkadza mi to - wrecz uspokaja. Chyba to wszystko. Poza tym mam fobie spoleczna i agorafobie (nie podrozuje sam srodkami komunikacji miejskiej). To calkowicie zrujnowalo mi zycie. Nie mam znajomych, a tym barzdziej przyjaciol. Dawno temu zerwalem wszystkie znajomosci. Poza tym lubie samotnosc. Wracajac do fobii spolecznej, to gdy wychodze z domu, wydaje mi sie, ze wszyscy na mnie patrza i wiedza o mnie doslownie wszystko. Czuje sie wtedy jak jakas mysz otoczona przez wyglodniale koty. :) Mam jeszcze natretne mysli dotyczace samookaleczenia lub zrobienia komus krzywdy i zaraz tworze do tych sytuacji scenariusze. Np, idac do sklepu i widzac odsoby idace z nadprzeciwka mam ochote je uderzyc i patrzec na ich reakcje, czy bedzie identyczna ze stworzonym w mojej glowie scenariuszem, czy tez zachowanie tej osoby bedzie odbiegac od tego co dla niej przewidzialem. To sa tylko mysli, wiec tak nie robie. Chyba nie jestem niebezpieczny? Wrecz uwazam, ze zawsze jestem przygotowany (poprzez te scenariusze zdarzen) na niespodziewane okolicznosci, ktore moga lecz nie musza miec miejsca w zyciu codziennym. No to macie posta giganta. Pewnie niektorzy juz przysypiaja, albo tak sie usmiali, ze trudno jest im oddech zlapac :| Czekam na Wasze opinie i komantarze. Pozdrawiam. Nerwowy.
  3. Nerwowy

    Hello!

    Witam Wszystkich. Z ZOK (nerwica natrectw) zyje juz kilkanascie lat. Do tego z czasem doszly jeszcze rozne rodzaje fobii: agorafobia i fobia spoleczna oraz depresja i bezpodstawny, nieustajacy stres. Chetnie na forum opowiem jak z tym zyje. Potraktuje to jako forme terapii (wygadania sie) :) P.S. Lecze sie juz od pol roku, ale z marnym skutkiem P.S.II. Jutro mam wizyte u psychiatry, wiec jezeli kogos interesuje, jak taka wizyta przebiega, to z pewnoscia o tym napisze (glowny nacisk bedzie polozony na problemy ZOK). Pozdrawiam. Nerwowy.
×