Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alingsas

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Alingsas

  1. a i jeszcze pytanie do nefretis, bierzesz leki to wiem a czy próbowałaś terapii?
  2. agapetos te bóle były dziwne bo nie bolało stale tylko np przy zgięciu albo przekręceniu się, to było jakby takie kłucie ale chwilowe, czasami też jakby prąd przechodził, 2 miesiące z tym się męczyłam, a przecież wcale nie było to takie uciążliwe, doprowadziło mnie to to gastroskopii i kolonoskopii. Ale nawet pozytywne wyniki mnie nie uspokoiły. A kiedy przeszło? Ciężko powiedzieć, stopniowo, chyba po tym jak zaczął się inny objaw czyli kłucie pod kolanem. Teraz z perspektywy czasu wiem co to było. 3 rzy robiono mi usg, 3 razy badał mnie gastroentenorolog, gastro, kolono nic nie wykazało. Bardzo żałuję, że nie uwierzyłam lekarzom i nie olałam tego bólu. Dlatego przestrzegam i błagam nie róbmy sobie tego, nie czytajmy opisów chorób w google. Mnie to doprowdziło do samookaleczenia. Wycięłąm sobie migdały, które były zdrowe Bo nie uwierzyłam lekarzowi... Nefretis postaraj się nie wchodzić na dr google choć przez kilka dni. To przez google mamy te wszystkie problemy ze zdrowiem, te zbędne informacje napędzają naszą nerwicę. Ja staram się już nie googlować, ale najgorsze bo te wszystkie informacje, które już posiadam tkwią w głowie. Ehh. Bardzo mi Cię żal bo widzę jak się nakręcasz i jak bardzo nerwica króluje w Twoim życiu. A z drugiej strony mam przecież tak samo...
  3. Tukaszwili gratulacje :) Ehh może i mnie kiedyś spotka taka fala szczęścia. Żyj i ciesz się życiem!
  4. "Pholler" Pieczenie jamy ustnej? Typowy nerwicowy BMS. Suchość? Jeden z objawów wg klasyfikacji jakiejś katalogowej, której teraz nie pomnę oraz często zglaszany objaw w warunkach stresu bojowego (potwierdzony dużo gorszym stanem uzębienia amerykańskich zolnierzy poddanych przewleklemu stresowi w operacjach wojskowych). Dzięki Pholler. Ja cierpię na dziwne szczypanie, pieczenie, drętwienie i naciąganie w gardle i suchość (czasami) w nosie. co prawda jestem po wycięciu migdałków (przewlekłe zapalenie), ale to było 8 m-cy temu. Byłam u laryngologa mówiąc mu o objawach. Wyskoczyły mi też dwie dziwne (wg mnie)kulki. Lekarz stwierdził, że kompletnie nic mi nie dolega. Nie mogłam przyjąć tego do wiadomości, więc kazałam jeszcze raz oglądać gardło. Lekarz podśmiewał się pod nosem, obejrzał raz jeszcze i powiedział,że nie jest to niepokojące i kompletnie nic się nie dzieje. Dał mi zakaz oglądania gardła. Czytając o BMS dotyczy to też gardła. Może i to takie cholerstwo? Trochę się uspokoiłam, chociaż z tyłu głowy mam już plan udania się do innego laryngologa.
  5. Kochani, nie mam zbyt wiele czasu aby tu siedzieć pisać do Was, choć wiele moich objawów, które były a przeszły pasuje do Waszych i powinnam się podzielić z Wami aby Was uspokoić. Jednak tak poczytuję sobie czasami i widzę jak bardzo wszyscy jesteśmy ulepieni z jednej gliny. Jest to porażające, ale z drugiej strony czytając Wasze posty, to tak jakbym siebie widziała w krzywym zwierciadle. 3 majcie się. Walczcie i pracujcie nad sobą. Najbardziej mentalnie blisko mi do Nefretis. Jakbym czytała posty zaginionej siostry :)
  6. nefretis, dziękuję że zareagowałaś na mój wpis. Pojawiła się iskra, ze może rzeczywiście mam problem w głowie. Z tymi ciągnięciami około 2 miesięcy to trwało i przeszło nie wiadomo kiedy, acha jak zaczął się ból gdzie indziej. Chodziłam z tym trochę do psychologa. Może dlatego. Dziękuję raz jeszcze :*
  7. Kochani może ktoś pomoże, może ktoś doradzi. Rok życia za mną… We wrześniu ubiegłego roku po powrocie do pracy z urlopu wychowawczego zaczęły się bóle jakby wątroby. Problemy gastryczne, kłucia w jelitach. Nie przechodziły więc od razu lęk + dr google = wiadomo jaka diagnoza. Przeraziłam się. Po miesiącu zrobiłam badania. Wszystkie były ok. ale o 1 punkt miałam podniesioną bilirubinę, więc trop padł na wątrobę. Pognałam na USG które nic nie wykazało. Ale co tam trzeba dalej drążyć poszłam więc do gastroenterologa, który po badaniu, ponownym USG nic nie stwierdził, tyle, ze mam zaparcie, dał leki na stolec i tyle. Kłucia nie ustawały, a ja drążyłam Internet. Zaczęłam nie spać, nie jeść, pojawiły się lęki. Poszłam znów do laboratorium zapytać jakie jeszcze badania mogę sobie zrobić. Kobieta wymyśliła, ze może mam helikobactera? Zrobiłam test i bingo. Był! Panika opanowała mnie ponownie, znów do gastroenterologa, wymusiłam antybiotykoterapię i zaczęłam łykać piguły. Podczas leczenia miałam wrażenie jak ten ból przechodzi mi w górę. Cały czas byłam w skrajnym stresie. 8 dnia był kryzys zaczęłam odczuwać pieczenie w żołądku, przełyku, suchy biały język, dziwny ścisk w żołądku, dziwny smak w utach, zapach . Spanikowałam. Coś jakby kliknęło mi w głowie i odrealniłam się. Byłam przerażona i rozhisteryzowana. Pożegnałam się z rodziną ze umrę już lada chwila. Pognałam na sor ale nie przyjęli mnie. Moja sąsiadka lekarka przyszła z pomocą i stwierdziła, ze to nie może być od leku, że muszę coś wziąć na uspokojenie. Wzięłam manti i ten cały kwas jakby opadł, nagle poczułam się normalnie tylko czułam takie placki gorące na ciele. Spokojnie zasnęłam, przekonana, że nic mi przecież nie jest. Ale te dolegliwości wróciły, nie były tak intensywne, ale dalej czułam, że coś się stało z moim żołądkiem, językiem i smakiem. Wymyśliłam, więc że leki zniszczyły mi układ pokarmowy, bo nie jadłam prawie wcale podczas kuracji. Tak też się czułam. Bałam się cokolwiek zjeść, że coś mi się stanie z żołądkiem. Po kilku tygodniach objawy jakby ustały, ale dalej kuło w prawym boku. Wpadłam na genialny pomysł że skontrolują tą bilirubinę, na moje nieszczęście podniosła się o następne 6 punktów. Wpadłam w panikę. Pewnie uszkodziłam sobie też wątrobę. Wymusiłam skierowanie do szpitala. Zaczęły się badania takie, na które nigdy wcześniej bym się nie zgodziła, czyli gastroskopia i kolonoskopia, które także nic nie wykazały. Międzyczasie biegałam do lekarza na bieżąco śledząc wyniki krwi, moczu itp. Wszystko wklepywałam w Internet. Bilirubina znów mi się podniosła, byłam w skrajnym lęku. Powiedziałam nawet swojemu szefowi przez telefon, że to już koniec. Żyłam jakby w innym świecie. Lekarz stwierdził, że nic mi nie jest a ta bilirubina to ponoć zwykła choroba Gilberta i dużo ludzi tak ma, że im skacze, w szczególności podnosi się w stresie i głodówce. Mąż na siłę wypisał mnie ze szpitala. Wyglądałam jak wrak człowieka. Nie wierzyłam lekarzom, ale nie miałam już siły szukać dalej. Zaczęło się kłucie pod kolanem, jakby szpilki ktoś wbijał, znalazłam sobie jakieś zgrubienia i znów zaczęła się jazda. Bóle brzucha zniknęły. Zaczął się ból pod kolanem, potem doszły ciągnięcia, kłucia w mięśniach i stawach. Po nieprzespanych nocach poszłam w końcu na usg kolana, nic nie pokazało. Bolało mnie też gardło. Zobaczyłam, że powiększył mi się migdał ( był to grudzień). Poszukałam w google, co to jest asymetria migdała i znów wpadłam w panikę. Wiadomo jaka choroba (nie nazywam jej specjalnie ze starchu) Poszłam do lekarki ogólnej, wypisałam antybiotyk, ale nie wzięłam z lęku przed skutkami ubocznymi. Męczyłam się tak aż pognałam do laryngologa. Powiedział, że to paciorkowce i przepisał szczepionkę na odporność, której też nie wzięłam ze strachu. Zastanawiałam się czemu nie zwrócil uwagę ze to asymetria. Stwierdziłam że w moim mieście nikt się nie zna i pojechałam do większego miasta. Wpadłam z lamentem do lekarza kładąc nacisk że mam powiększony jeden migdał. Myślę, że przedstawiłam mu tak sytuację, ze sam od razu skierował mnie na wycięcie żeby zobaczyć co tam jest w środku bo na oko się nie da. Znów panika znów lęk znów koszmar. Czekałam 3 tygodnie na wynik. Przed operacją zrobiłam sobie jeszcze wymaz czy oby tamten lekarz się nie pomylił. Wyszedł mi paciorkowiec i gronkowiec w gardle. A w wycinku nie było nic niepokojącego, tylko przewlekłe zapalenie migdałka. Bardzo długo zdrowiałam po tamtej operacji. Ból nie do zniesienia. Kłucia ciał przeszły, została tylko noga. Ta strona gdzie migdał był większy zaczęła pobolewać ale powiedziałam dosyć! Koniec! Dałam się okaleczyć już nie będę reagować na bóle. Ale zmiękłam. Zaczęłam zaglądać do gardła non stop. Wyśledziłam tam jakieś grudki, przekrwienie. Robiłam zdjęcia, zaglądałam kilkanaście razy dziennie. W końcu poszłam po 6 miesiącach. Cała przestraszona i przerażona. Powiedział mi że nic tam nie ma a te grudki to nic niepokojącego. Ze mam wziąć szczepionkę i pokazać się na wiosnę w razie konieczności. Ale mnie to pobolewa dalej, kłuje czasami piecze, czasami ciągnie. Znów mam myśli żeby jechać gdzie indziej z tym gardłem, że on się nie wyznał. Ludzie pomóżcie! Co robić???? Jak żyć??? Dodam jeszcze , że zrobiłam sobie 2 temu morfologię z rozmazem + OB i jest książkowe.
×