Czytając historię Płaczki czułam się trochę jakbym czytała o sobie. Pozwólcie, że wam się trochę zwierzę... Straciłam ojca gdy miałam 7 lat. Do tego czasu miałam wspaniałą rodzinę i dom : mama tata starsza siostra i ja. Gdy mój ojciec umarł zaczęło się... Mama wpadła w depresje, oczywiście wtedy tego nie rozumiałam, kiedyś byliśmy rodziną ogólnie szanowaną, rodzice mieli wyższe wykształcenie itp. Nie wiedziałam dlaczego chodzę głodna i brudna, mam niewyprane ubrania, w domu jest bałagan a mam ciągle śpi, płacze, pali papierosy i jest smutna. Więc zaczęłam sprzątać, zajmować się domem, mamą i jeszcze martwiłam sie o siostrę, która miała w głowie tylko dyskoteki itp. W wieku 13 lat poszłam do pierwszej pracy wakacyjnej, którą wspominam jako koszmar, była ciężka fizycznie i z daleka od domu... od tamtego czasu aż do dziś dnia nie miałam wolnych wakacji, tzn od 10 lat. Nienawidzę pracować, marzę o wakacjach ale muszę niestey. W tym czasie moja mama i siostra miały względnie dobre wakacje (siostra korzystała, że nie ma mnie w domu). Wzięłam na siebie obowiązki z którymi musiałam sobie poradzić choć były one ponad moje siły...
Niedawno dowiedziałam się, że ojciec miał romans z mężczyzną.. mój świat się kompletnie zawalił, nie potrafie sobie poradzić z tym, że mój kochany tata zrobił nam takie świństwo. Jeśli o tym nie myślę to jest dobrze, ale kiedy wszystko wraca to po prostu nic nie ma sensu, chciałabym po prostu aby świat przestał istniec...
Czuję się zdradzona i oszukana, nie potrafię z tym żyć, marzę by być szczęsliwa a nie mogę... marze o wakacjach, odpoczynku, o tym ,że ktos mnie zrozumie, ze bede ogła cofnac czas... nie wiem czy potrzebuje terapii, teraz moze nie ale kiedy dopadaja mnie czarne dni to na pewno, nie wiem czy isc po prostu do psychiatry/ psychologa??? co mu powiem??
Wiem że moze to nie jest na temat ale po prostu musialam sie gdzies wygadac...