Cześć infinity19911,
przeczytałem Twój post z wielką uwagą i na wstępie chciałbym Ci powiedzieć, że wiele z tych wątków, które poruszyłaś dotyczy także mojego życia i walki z różnymi przeciwnościami. Nie miałem może tak aktywnego życia (w radzeniu sobie z problemami) jak Ty, ale podobnie zmagam się z poczuciem niedowartościowania i codziennie z zazdrością (ale taką pozytywną) patrzę na znajomych, którzy wchodzą w kolejne etapy życia (ślub, dzieci itp.). Przez całe życie byłem i jestem osobą wycofaną, introwertyczną, lubiącą samotność (od czasu do czasu), która od samego dzieciństwa stara się zmienić na lepsze - tj. być osobą bardziej ekstrawertyczną, otaczać się wspaniałymi przyjaciółmi i dobrymi znajomymi, być osobą zabawną i wesołą, potrafiącą odnaleźć się w każdej sytuacji, wykazywać altruizm w połączeniu z rozsądkiem, być osobą inteligentną po stokroć itd. I nieustannie, cały czas, zmierzam w tym kierunku. I cały czas się potykam. Przez moje wycofanie wykształciłem w sobie na tyle mocne mechanizmy obronne, w postaci manipulacji i chłodnego obycia, że trudno mi jest wyjść do ludzi, otworzyć się i jeszcze raz spróbować. Bywały okresy, że byłem osobą towarzyską, ale teraz, po studiach i w pracy, znów przyjmuję rolę cichego, w ogóle nie włączającego się w życie towarzyskie odludka. Nie dbam o zdrowie, dietę, relacji towarzyskich nie mam prawie w ogóle, nikt do mnie nie piszę na Facebook'u aby zapytać, co u mnie słychać (jedynie jeśli ktoś coś chce), a najchętniej to bym się zamknął gdzieś do końca dni i przeczekał całe życie. Najgorsze i najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie jestem osobą pesymistyczną, widzącą świat na szaro, narzekającą na swój los lub jakkolwiek wyrażającą się źle o innych. Na codzień, wewnątrz siebie jestem pogodną osobą. Moje życie to pasmo dążenia do czegoś, co ostatecznie, jak już osiągnę, raczej nie zaakceptuje i wrócę do stanu początkowego.
Po co o tym wszystkim piszę? Można pomyśleć, że nie ma to związku z tematem, ale w tych trzech punktach, chciałbym opisać, co robię teraz aby wyjść z tego błędnego koła. Może część z tych rzeczy przyda się i Tobie. Niedawno pewna osoba napisała mi, że być może moje problemy wiążą się z tym, że w dzieciństwie nie potrafiłem odpowiednio wyrazić swoich uczuć. I prawdopodobnie tak było, bo odkąd pamiętam, zawsze chciałem bawić się z najlepszymi dzieciakami i zawsze była ta wyższa liga osób, która mnie inspirowała. Teraz myślę jak do tego podejść, i takim moim pierwszym krokiem było zaakceptowanie na głos tego, że część moich problemów bierze się dzieciństwa, a nie tych codziennych porażek. To, że mi się teraz nie udaje wynika z tego, że kiedyś coś mi nie wyszło. Ważne, żeby sobie to uświadomić, bo nie mam sensu obwiniać się, że nie wychodzi nam coś teraz. Taki krok pomógł mi trochę odetchnąć. Druga rzecz, którą zrobiłem to zaakceptowanie obecnej sytuacji. Jestem w mało ciekawym miejscu, przy jakieś ciemnej alejce. Dotarłem tutaj podejmując szereg lepszych i gorszych decyzji. Mogę dalej tutaj stać, w tym ponurym miejscu i czekać aż coś wyskoczy z pobocznej drogi (w tym czasie nabawić się nerwicy natręctw i temu podobnych), albo mogę ruszyć się dalej, przejść przez jezdnię i udać się w bezpieczniejszym kierunku. W chwili obecnej jestem na etapie "przechodzenia". W tym celu postanowiłem napisać do kilku starych znajomych z którymi już dawno nie rozmawiałem, umówić się przynajmniej na jedno spotkanie w tygodniu ze znajomym, odwiedzić muzea (wyjść do ludzi), zacząć ćwiczyć w domu, a przede wszystkim z uśmiechem podchodzić do każdej interakcji z ludźmi i starać się jak najwięcej rozmawiać - a najlepszy sposób to zadawanie pytań i pogłębianie tematu. Nie jestem także aktywny za bardzo w social media, ale także i tutaj zamierzam wrzucić od czasu do czasu jakąś informację. Nie wiem, co z tego wyjdzie, jeszcze zamierzam pilnować się z kłamanie, koloryzowaniem faktów co mi weszło w nawyki itp., ale mam nadzieję, że jakoś to będzie. Jest to moja niezliczona próba do zmiany, ale coś czuję, że może coś z tego wyjść. Obaw jest kilka, ale z drugiej strony już tyle moje życie psychiczne legło w gruzach, po licznych próbach niepowodzeń, że teraz nie pozostało nic innego niż odgruzować.
Taki jest mój plan. Co wyjdzie, to wyjdzie. Mam nadzieję, że coś z tego o czym pisałem, przyda się i Tobie. Wspomniałaś, że podróżowałaś i uwielbiasz podróże, proponuje w takim razie poszukać pokazów podróżniczych w okolicy, a jeśli ich nie ma to czytanie i komentowanie blogów o tej tematyce. Może wydawać się głupie, ale w końcu to lubisz i to jest najprostsza droga (pewnie jedna z wielu), która może dodać trochę radości. Wspomniałaś o tej bezsilności. Ja od dzieciństwa każą emocję tłumię w sobie, rzadko kiedy pozwala dobre i te gorsze emocje wyrzucić poza moją głowę. Czasem bywa bardzo ciężko, bo tłumienie i gromadzenie wielu emocji, często z różnych bajek, nie wychodzi na dobre. Staram się jednak przez aktywność fizyczną lub swoistą dyskusją z własnym "ja" trochę wyzbyć się nagromadzonych gratów. Czasem wypisuje wszystko co mi leży na sercu na kartce, i zastanawiam się, jakby to ugryźć i rozwiązać. W części spraw pomogło.
W każdym bądź razie, życzę Ci wszystkiego co najlepsze. Na pewno warto abyś doceniła ten bagaż emocji i doświadczeń, który teraz masz. Nawet jeśli składa się z wielu negatywnych zdarzeń. To jest naprawdę coś, co można wykorzystać w budowaniu lepszego jutra. Wiele osób na tym forum szuka jakiegoś sposobu rozwiązania swoich problemów i wiele osób, słusznie, odsyła do specjalistów którzy mogą pomóc. Ja jedynie mogę doradzić abyś raz jeszcze spojrzała na to wszystko co masz za sobą, uporządkowała to nawet chronologicznie, wyciągnęła wnioski i wyrysowała na mapie ścieżkę, którą chcesz dalej dążyć.
Łączę pozdrowienia,