Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dave12345

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

Osiągnięcia Dave12345

  1. Dave12345

    Witam

    Jedyne co mogę Ci napisać to to żebyś się nie przejmował. Jesteś młody, a ludzie w Twoim wieku potrafią być strasznymi skurw**** jeśli wyczują inność. Ja sam dopiero kiedy byłem starszy i w kręgu takich ludzi się obracałem poznałem kilka osób z którymi dobrze mi się rozmawiało. Przede wszystkim przeczytaj z uwagą to co kazashi napisał. Może jesteś introwertykiem i nie jesteś nieśmiały, ale ciężko Ci nawiązać kontakt, bo zamiast głupich rozmówek typu "Co tam? Jak życie?" chciałbyś porozmawiać o czymś bardziej interesującym. Jednak introwertyzm to coś więcej i jak chcesz to w necie informacji o tym pełno. Ciężko mi jednak ocenić jak jest u Ciebie ponieważ, wspominasz głównie tylko o problemach z rówieśnikami. Wspominałeś o kłótniach. Jeśli chcesz to rozwiń temat. Wiesz, z własnej autopsji wiem, że to co siedzi w głowie bardzo utrudnia kontakty międzyludzkie. Nieśmiałość to jedyny problem, czy dzieje się coś innego w Twoim życiu co ma wpływ na szkołę, znajomych itd.?
  2. Dave12345

    Witam

    Wygląd tak naprawdę nie ma tu dużo do rzeczy. Własne doświadczenie. Napisałeś, że masz nerwicę? To tylko Twoje wnioski, czy byłeś już u jakiegoś lekarza? A jak u Ciebie z samopoczuciem na co dzień?
  3. Dave12345

    Witam

    damian1238 byłem w takiej sytuacji jak Ty. Stałem na uboczu, ludzie się ze mnie wyśmiewali i tego typu rzeczy. Wiem, że może to marne słowa otuchy, ale pamiętaj że nie stajesz się dojrzały z automatu gdy pójdziesz do technikum. Tak jest teraz w przypadku Twoich rówieśników, odstajesz i to wystarczy żeby trzymać Cię na uboczu i wcale nie chodzi tu o wygląd. Jedyne co Ci może pomóc to ogarniecie siebie, żadna to rada, ale tak to wygląda. Gdy miałem 16 lat też byłem nieśmiały, nie miałem koleżanek, a teraz wiem, że kobieta to też człowiek z tą różnicą, że przez kilka sądnych dni w miesiącu trzeba ich unikać Jakie masz zainteresowania? Szukałeś ludzi z którymi miałbyś wspólne tematy?
  4. Dave12345

    [Łódź]

    Czy ktoś może polecić jakiegoś psychologa, lub psychoterapeutę na NFZ? Szukałem informacji w internecie, ale każdy ciągle poleca prywatnie. Jeśli nie znacie nikogo dobrego na NFZ to zbieram ludzi na napad na bank...
  5. Prawie 5 lat minęło odkąd miałem depresję, do niedawna. Jako że, gniew i smutek najłatwiej zidentyfikować z tym nie ma problemu, reszta emocji to totalny chaos. Myśli s. choć nie tak uciążliwe jak kiedyś powoli wracają, pokusa szukania silniejszych wrażeń itd. Jestem już tym zmęczony. Przed tyle lat dawałem sobie radę z traumami nie poddając się, a teraz źle się czuję chyba dlatego bo chmurki nieprzyjemny kolor mają... Brak mi słów
  6. Dave12345

    Samotność

    Eteryczna bardzo się starałem żeby poznać nowe osoby przez te ostatnie kilka lat, utworzyć nowe więzi. Jednak mi samotność jest chyba pisana ponieważ, nic z tego mi nigdy nie wychodzi. Staram się jak mogę coś wybudować, ale efektów nie ma. Nigdy nie byłem dobrym rozmówcą i unikałem ludzi jeszcze zanim miałem depresję, nie czułem żeby byli mi oni potrzebni do szczęścia, ale przyszedł taki czas, że naprawdę próbowałem. Efektów nadal brak. Nie mówię tu nawet o miłości, po prostu jakiejś relacji dla której warto się starać.
  7. Dave12345

    Witam

    ekspert_abcZdrowie pewnie jest to w swoim sensie wołanie o pomoc. Mam determinację żeby nie powrócić do tamtego życia jednak jest mi bardzo ciężko kiedy odczuwam samotność. Nigdy nie byłem osobą której łatwo przychodziło nawiązywanie znajomości. Wiem, że taki jest los i człowiek musi sobie radzić sam, ale nie chce po raz n-ty walczyć sam. bedzielepiej prawda jest taka, że obydwoje uczyniliśmy go toksycznym. Ja wściekałem się o byle o co, a ona za każda sprzeczkę nagradzała mnie kilkoma dniami ignorowania. Tak po prawdzie to wierzę, że skoro sam przeistoczyłem się z agresywnego furiata do nerwusa odrobina jej wsparcia mogłaby pomóc bardziej. Niestety była ona osobą, która zawsze wybierała kiedy się godzimy. Wyobraź sobie, że się pokłóciliśmy i mogę zachować się na x sposobów. Wiele z tych sposobów prowadziło do niczego ponieważ, tak jak wspomniałem dopóki ona nie wyciągnęła ręki na zgodę, a należy rozumieć przez to, iż udawała, że nic się nie stało absolutnie nic nie mogłem zrobić. Jedyne gdzie tak na prawdę byłem na plus w tym związku jest taki, że ja nigdy nie chciałem się poddać. Ona wybrała. Przy okazji dziękuję za Twoje słowa. Były bardzo miłe :)
  8. Dave12345

    [Łódź]

    To ja też się dołączę. Witam :)
  9. Dave12345

    Witam

    Dziękuję wszystkim bardzo za słowa otuchy :) Napisanie tego trochę pomogło. Wiem, że takie jest życie i los nie patrzy na wiek, narodowość, czy pochodzenie i każdemu niezależnie od dnia potrafi dowalić i że tak naprawdę jedyną alternatywą oprócz poddania się dalsza walka, ale po tym wszystkim stało się to męczące. Nie widzę obecnie żadnego sensu w dalszej walce. Mam ochotę po prostu usiąść i patrzeć jak wszystko się wali. Niemniej jednak życie zaskakuje ciągle i może stanie się coś co zmieni mój pogląd. Jeszcze raz wszystkim dziękuję :)
  10. Dave12345

    Samotność

    Eteryczna leki były, terapia była i masa pracy nad sobą. Dzisiaj czasami jestem nerwowy, wczoraj byłem agresywny. Problem w tym, że chyba źle dobierałem znajomych. Rodzina od zawsze mnie ignorowała jeszcze za czasów gdy żyła moja matka i chodziłem do podstawówki ponieważ, była alkoholiczką i nie widziała żadnego w tym problemu. Miałem przyjaciela, ale po kilkunastu latach nauczył mnie, że nigdy do końca nie znamy ludzi, a mój związek... Widzisz, wprawdzie dużo raniłem, ale wiesz jak to jest- nigdy winy nie ponosi tylko jedna osoba. Byliśmy razem, ale nie byliśmy przyjaciółmi, ona wybierała kiedy mogę ją przeprosić, a karą za to, że powiedziałem coś złego było ignorowanie mnie przez kilka dni. Po pogodzeniu nigdy nie rozmawialiśmy skąd wzięła się sytuacja co jak możesz sobie wyobrazić bardzo mi przeszkadzało, ale obiekcje kończyły się kolejnymi cichymi dniami. Co do terapii to pomogła mi się stać bardziej otwartym, mimo to nie poznałem jeszcze osoby z którą świetnie bym się dogadał. Jeśli jestem w gronie rozmówców nadal za bardzo odstaję, lub nie wiem co powiedzieć. Mam motywację żeby to zmienić, nie chcę być samotny. Jednak brakuje mi kogoś bliskiego żeby mnie lekko popchnąć. Psycholodzy zawsze mi mówili, że przede wszystkim powinienem żyć dla siebie, ale nigdy nie potrafiłem niezależnie od ilości terapii. Tylko dzięki dzieleniu z bliskimi idei, marzeń i planów czuję, że życie ma sens, dlatego też zawsze cierpię gdy ktoś odchodzi, boje się jakichkolwiek zmian.
  11. Dave12345

    Samotność

    Eteryczna chciałbym powiedzieć, że się da tylko jak? Prawdziwej przyjaźni nie nawiązuje się od tak mimo iż, to słowo jest tak często używane w tych czasach. Poza tym po pewnych wydarzeniach przestałem w coś takiego wierzyć. Znajomi, a raczej jedyny znajomy którego mam... Powiedzmy, że kontaktujemy się raz na 2-3 miesiące. Poza tym jest on osobą która nigdy nie miała depresji. Ma kochającą go rodzinę. Po prostu nie nadajemy na tych samych falach. Rodzina to tak naprawdę moja ciocia, która co miesiąc zaprasza mnie do siebie gdzie następnie coś jej "wypada". Dzięki temu widzimy się raz na rok, lub 2 lata. A związek? W dużej mierze to moja wina. Zbyt wiele razy zraniłem słownie. Przehandlowałbym nawet 10 lat swojego życia za jeszcze jedną szansę, ale ja już bardziej nie potrafię się zmienić, a starałem i staram się już prawie 4 lata. Jeśli się kogoś kocha to trzeba tą osobę uwolnić od siebie żeby była szczęśliwa, nawet jeśli jest to ostatnia bliska osoba jaką się ma w życiu. Nie mówię, że nic się w przyszłości nie zmieni. Jednak boje się, że ja dalej nie dam rady. Zanim moja partnerka nie wprowadziła się do mnie zasypiałem dopiero o 6 rano, miałem stany lękowe, brakowało mi bliskości drugiej osoby, wręcz intymności. Jednak wiem, że tak czasami musi być. Nie jestem odpowiednią osobą do stworzenia szczęśliwego i zdrowego związku. Jeśli chodzi o poznawanie nowych ludzi moja mała fobia społeczna i introwertyzm wcale nie ułatwiają zadania... Kiedy poznaje kogoś nowego nie potrafię być sobą. Odruchowo staram się dostosować maskę do rozmówcy.
  12. Dave12345

    Witam

    Dziękuję za powitanie :) Staram się jak mogę. Nie chce wrócić do poprzedniego życia, po prostu straciłem ostatnią podporę.
  13. Dave12345

    Samotność

    To ja się dołączę. Po raz pierwszy od 4 lat też jestem sam. Znajomi zajęci, rodzina zajęta, związek się rozpadł.
  14. Dave12345

    Witam

    Na początek chciałbym się przywitać. Witam serdecznie. Miałem już kiedyś konto na tym forum, ale to było bardzo dawno temu i wydawać by się mogło, że w zupełnie innym życiu. Zarejestrowałem się znowu ponieważ, chce się wygadać, chcę wydusić to co tłumiłem w sobie przez wiele lat. Z depresją jestem "zaprzyjaźniony" już od dawna. Ojciec popełnił samobójstwo ponieważ moja matka go zdradzała z facetem który bardzo szybko po jego śmierci stał się moim nowym tatusiem. Oczywiście żeby było bardziej kolorowo okazało się, że jest alkoholikiem i zwykłym damskim bokserem. I tak co tydzień krew i alkohol w moim domu lały się strumieniami przez około 15 lat dopóki moja matka nie zmarła na raka, a on się wyprowadził. Ja sam przez to stałem się nerwowy i agresywny wręcz z czym walczę do dziś. Musiałem sobie z tym radzić praktycznie sam ponieważ, większość mojej rodziny niezbyt interesowała się moim losem. Mieszkałem sam i praktycznie zapomniałem jak to jest mówić, siedziałem i pogłębiałem się w rozpaczy. Zacząłem fantazjować o coraz finezyjnym skończeniu swojego życia, oraz zacząłem się samookaleczać. Tak w końcu trafiłem do szpitala psychiatrycznego. Chciałbym powiedzieć, że to pomogło, ale po wyjściu było tylko gorzej: alkohol, narkotyki, niezbyt dobre towarzystwo, generalnie tego typu rzeczy. Ciągnęło się to przez 2 lata. Nie byłem w tym wszystkim sam, miałem przyjaciela i nie używam tego słowa od tak, znaliśmy się jak łyse konie, razem płakaliśmy, śmialiśmy się, wspólnie przechodziliśmy ciężkie chwile. Przez ten burzliwy okres dodatkowo dostałem małego kota, który dla mnie stał się pełnoprawnym członkiem mojej rodziny: rozmawiałem z nim, bawiłem się z nim, kupowałem prezenty. Nie pomogło mi to stanąć na nogi, zawaliłem szkołę, dalej piłem. Po 2 latach postanowiłem, że czas z tym skończyć, że chce spoglądać na świat trzeźwym spojrzeniem. I tak się stało. Mimo to nadal nie wiedziałem jak naprawić to co zepsułem w tym całym ciągu. Wtedy pojawiła się ona, ktoś w kim bardzo mocno się zakochałem kilka lat przedtem, lecz było to jednostronne. Tym razem było inaczej. Nie chciałem wchodzić w związek dopóki sam nie stanę na nogi, ale ona robiła wszystko żebym zwrócił na nią uwagę. Bardzo szybko zamieszkaliśmy razem. Dzięki tym wszystkim bliskim mi osobom alkohol spożywałem okazjonalnie raz na 4-5 miesięcy, narkotyki i samookaleczanie odeszły w niepamięć, a myśli s. zostały zastąpione potężną chęcią żeby żyć jak najdłużej. Kolorowo oczywiście nie było, związek sprawił, że zacząłem czuć wszystko mocniej, intensywnej, również te negatywne emocje. Stałem się bardzo nerwowy i agresywny. Wiedziałem jak to niszczy mnie i moich bliskich, szczególnie ją, toteż zacząłem się modlić, medytować, uprawiać sport, wróciłem do leczenia. Robiłem wszystko, aby się zmienić. Efekt jest taki, że nadal gdy jestem zdenerwowany potrafię skrzywdzić słowami, ale nie jestem agresywny, nie wyżywam się na rzeczach i bardzo szybko się uspokajam. W końcu uznałem, ze po tych wszystkich latach cierpienia mam dom, chcę żyć, bo życie jest pięknie, że mogę wszystko. Chciałbym żeby tak się skończyło, ale życie nie jest takie piękne prawda? Otóż przyjaciel wyrządził mi ogromną krzywdę, zamiast przeprosić, spalił wszystkie mosty po 13 latach znajomości. 2 miesiące później okazało się, że kot miał chore serce i jedyny i ostatni objaw to nagła śmierć. Mimo to się nie poddałem, była jeszcze jedna osoba dla której chciałem żyć, po prostu nie mogłem się poddać. Dwa tygodnie temu miałem z Tą osobą jedną z głupich sprzeczek, znowu powiedziałem w nerwach coś krzywdzącego. Wyjechała. Pomyślałem, że może to nawet lepiej, ponieważ oboje ochłoniemy. Wróciła po prawie dwóch tygodniach gdzie nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu. Powiedziała, że już jej nie zależy, że takie jest życie, że poczeka jak skończy jej się meldunek za pół roku i wyprowadzi się, że ułoży sobie życie z kimś innym. Od tamtej pory mamy osobne pokoje i generalnie mnie ignoruje jak może. Znosiłem to przez dwa tygodnie, starałem się nie załamać. Jednak była ona ostatnią bliską mi osobą. Przez te dwa tygodnie nie miałem z kim o tym porozmawiać, znowu zacząłem zapominać jak to jest rozmawiać z drugim człowiekiem, zacząłem pić. Mam myśli s. Po prawie 4 latach historia zaczyna zataczać koło. Dzisiaj miałem pierwszą próbę samookaleczenia, jednak zbyt się bałem. Przepraszam za tak ogromny post. Niezależnie od tego, czy będę tu dalej pisał, czy nie chciałem to w końcu z siebie wyrzucić. Nie potrafiłem już tego dłużej tłumić. Straciłem sens życia, nie wiem co dalej, nie mam domu, biegnę przed siebie nie wiem dokąd i po co. Z góry dziękuję wszystkim za doczytanie do końca. Gorąco pozdrawiam.
×