Skocz do zawartości
Nerwica.com

Asia015

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Asia015

  1. Dziekuje za odpowiedzi. Moze to byc lek przed bliskoscia, wszystko moze byc.. Ale bylo dokladnie tak jak napisal refren, identyczny schemat dzialania. Nie mam pojecia dlaczego on po dwoch spotkaniach zapytal sie czy ja bym nie chciala wiecej luzu, ze on chce zwolnic itp. Szkoda tylko ze przez to cierpialam, bo nie bylo tak jak wczesniej, nie angazowal sie jak wczesniej, wszystkiego bylo jakos mniej. A to on naciskal na to wszystko z poczatku. Wiem, ze on nie mial za fajnego dziecinstwa, jego rodzice klocili sie bardzo, mieli sie rozwiesc, on to bardzo wszystko przezywal. Z tego co mowil byl niby z jakas dziewczyna ktora mieszkala blisko niego, to rozpadlo sie to po 2 miesiacach bo '' bylo tego za duzo i mi sie to przezarlo, rzygalem tym wszystkim juz ''. Tez wiem, ze pisal z kilkoma dziewczynami na internecie, to bylo cos wiecej niz kolezenskie pisanie. No ale coz.. to bylo dawno. Ja mu do konca nie ufalam po wystepkach na poczatku znajomosci, ciezko potem bylo z tym zaufaniem.. Gdybym nie pakowala sie w to drugi raz, to nie musialabym kolejny raz przechodzic przez to samo i to jeszcze przez ta sama osobe.. Na poczatku faktycznie jakos probowal mi udowodnic, ze mu zalezy, ale co z tego gdy rozmawialismy na jakis powazny temat, a on siedzial sobie na grze i rozmawial z innymi, zartowal sobie, a mi odpisywal co 10min ? Strasznie mnie to denerwowalo. I jeszcze te rozmowy o seksie zaraz na poczatku znajomosci, i po tej przerwie, prowadzenie mnie na spotkaniu tam gdzie ludzie nie chodza, i klejenie sie do mnie w tym miejscu.. A on twierdzi, ze nie chodzilo o seks. Wiem ze bylam czepialska i histeryzowalam gdy sie poklocilismy, chcialam to jak najszybciej wyjasnic i pisalam do niego, a on zawsze chcial spokoju i odpoczynku, zadnej spokojnej szczerej rozmowy.. Jego dzien wygladal tak, ze caly czas siedzial i gral, w weekend drugie pol spedzal z kolegami na piwie. Nie bylo nigdzie czasu dla nas tak sam na sam jak kiedys, ze lezymy sobie i rozmawiamy, o to tez byly klotnie. Teraz juz nawet nie chce probowac sie z nim dogadywac bo i po co ? Ale czuje sie strasznie, zle mi z tym wszystkim po tym co mi pisal. Mimo tych wszystkich zacietych klotni nie pisalabym, ze mi nie szkoda tej znajomosci, ze ma czuc sie jak chce, ze mi to wisi i ze jestem slaba psychicznie.. No nie napisalabym takich rzeczy nawet jakbym miala kogos dosyc. Wydaje mi sie, ze on udaje takiego twardego i to on jest slaby psychicznie, ja potrafie i nie wstydze sie o tym rozmawiac z innymi. Nie wiem ile czasu musi minac zeby to wszystko calkowicie stalo mi sie obojetne..
  2. To znowu ja, dawno tutaj nie zaglądalam, bo jak myślałam wszystko się ułożyło. Ale teraz kolejny raz musze się wygadac i wywalic wszystko z siebie. Zgadzam się z tym co jest napisane wyżej, tak było na początku, potem on zaczął się wycofywać i ta relacja zaczęła się psuć niemalże od samego początku. Pisałam tutaj prawie rok temu, że on nie chciał utrzymywać kontaktu, ja później przestałam do niego wypisywać i odezwał się sam. Prosił mnie żeby spróbować jeszcze raz, żeby to odbudować. Po wielu takich namowach uleglam i dałam szanse, to był błąd przez który później miałam huśtawki nastroju co tydzień, no bo co tydzień się kłócilismy. Z początku miałam blokade po tym jak chamsko mi odpisywał gdy chciałam to ratować. Wtedy po tej przerwie niby się starał, ale było widać że jest to takie na odwal się. Po dwóch tygodniach zaczął schodzić na temat seksu, ogólnie wcześniej też tak było, nawet przed pierwszym spotkaniem. Jak się poklocilismy próbował to naprawiać rozmowa o seksie. Ja natomiast wolalam porozmawiać przez telefon i wyjaśniać tą drogą takie kłótnie, on niestety nie.. Jego staranie się o to wszystko, polegało jedynie na pisaniu i składaniu obietnic bez pokrycia. Często było tak, że uzgadnialismy coś razem, później on nie trzymał się tego, owijal w bawełnę, przez to potem też tracilam do niego zaufanie i szacunek. Dużo osób mi mówi, że chciał mnie tylko w jednym celu, bo naprawdę wiele rzeczy na to wskazuje. To wszystko trwało od grudnia. Jakiś czas temu zerwał w kłótni ze mną kontakt. Po próbie dogadania się z nim pisał że nie jest mu tego szkoda, że jestem słaba psychicznie bo rozmawiam o tym z innymi osobami, że ma mnie dość i nie będziemy już mieli kontaktu wcale, bo związek nam nie wyjdzie i tyle. Jestem zła na siebie i na to wszystko. Nie sądziłam ze będę czytać od niego takie słowa. Minęły 3 tygodnie a mnie to zżera od środka, że on ma to gdzieś a ja o tym myślę.. Wiem że z tego nic a nic nie będzie, nie chciałabym być z kimś komu jestem potrzebna najprawdopodobniej tylko do seksu.
  3. Przemyślałam sobie to co powinnam.. Od dłuższego czasu myślałam o tym czy powinnam to wszystko kontynuować czy też nie. Ale im dalej upływało czasu tym więcej miałam wątpliwości czy on mnie przypadkiem w ten sposób nie zbywa albo czy czasami nie robi wszystkiego, aby było źle a nawet jeszcze gorzej. Chciał ochłonąć, chciał czasu na to wszystko, ale gdy chciałam dojść z nim do porozumienia to w ogóle nie dało się rozmawiać, przez telefon niby okej, a gdy napisałam to odpisał, że średnio ma czas.. coś mi już tu po prostu nie pasowało. Tydzien temu znowu pisał, że może lepiej będzie jak faktycznie nie będziemy pisać przez jakiś czas i damy sobie x czasu na uspokojenie, mówił, że sam się odezwie do mnie, zgodziłam się, ale tak mnie to męczyło, bo po prostu nie byłam pewna czy w to wszystko wierzyć. Trwało to już wszystko cały miesiąc, i nadal powtarzał mi to samo. Bez szczerej rozmowy sam czas by raczej nie pomógł, nie chciałam robić sobie niepotrzebnych nadziei na to. Poza tym postawił mnie pod ścianą, bo wcześniej mówił, że albo spróbujemy takiego czegoś, albo klapa. Gdy próbowałam mu to wytłumaczyć, napisał, że jak w ten sposób mam pisać to nie chce żadnego kontaktu, zareagowal złością, prosił żebym przestała pisać i robić mu pretensje. Ja pisałam na spokojnie, starałam się jak mogę, ale to nic nie dało. Widząc w jaki sposób mi odpisuje puściły mi już nerwy i jakoś straciłam nadzieje na normalny kontakt. Męczyło mnie takie czekanie, a poza tym nie mogłam się na wszystko godzić. Napisałam mu co o tym wszystkim myślę, co myślę o nim, że ma usunąć mój numer gg, i że nie chcę z nim żadnej styczności. Na to wszystko nie odpisał mi już nic. Boli to wszystko i nie mogę się uwolnić od tych myśli Ciężko mi się pogodzić że w dodatku straciłam kolegę, że może nawet nie zależało mu na zwykłej znajomości i nie powiedział o tym wprost, że w ten sposób zakończyła się znajomość na której mi tak zależało, a on zostawił to bez słowa. W końcu to była chyba jedyna osoba, której mówiłam o wszystkim. Świadomość, że to już nie wróci jest dobijająca. Ciągle kusi żeby to odkręcić jakoś, ale nie ma już raczej sensu. Mam nadzieję że uda mi się jak najszybciej pozbierać.
  4. _Req_ tak, łatwe to nie jest.. Zrobię tak jak doradzasz, usiądę, odetchnę i dobrze to przemyślę. Masz na myśli to, że jeśli będę kontynuować tą znajomość mój stan może się pogorszyć ? Chyba właśnie zdaje sobie z tego sprawę.. Chociaż jakby pewnie on się zdecydował, że jednak chce utrzymywać kontakt to cięzko by mi było odmówić ehh..
  5. Ciężko mi jest właśnie zakończyć tą znajomość definitywnie, choć po tym wszystkim nie powinno tak być. Sama na początku zachowywałam się dziwnie, ale teraz mam wrażenie, że on chce mnie wykończyć psychicznie, a ja ciągle w to wszystko brnę. W przeciągu ponad tygodnia pisał mi różne wersje. Z początku, że się odezwie jak będzie w stanie, potem że chyba, że się postara napisać, jeszcze później, że już nie umie i że byłoby to ciężarem, a koniec końców że mam dać mu ochłonąć i jak zapytałam się czy napisze jak ochłonie, odpisał, że tak. Za każdym razem coś innego. Mam jakieś poczucie przymusu kontynuowania tej relacji mimo że nie jest dobrze, ciągle mam nadzieję że się polepszy. Cały czas jestem przybita i nie widzę sensu w niczym. Po tym co on mi teraz pokazuje to ja powinnam to zakończyć ale nie umiem Jeśli bym tak zrobiła to później myślałabym nad tym co zrobiłam źle i co mogłam jeszcze zrobić aby się dogadać.. Jakoś straciłam nad tym kontrolę i na wszystko się godzę byle było w końcu dobrze, a tak przecież nie może być
  6. Witam, mam na imię Asia i jestem tutaj nowa. Bardzo możliwe, że na forum taki temat już się powtórzył, ale ja chciałabym opisać swoją sytuację i otrzymać jakąś poradę. A mianowicie jakieś 4 miesiące temu poznałam na grze chłopaka, z którym dobrze mi się pisało. Z początku były to zwykłe rozmowy, jakiś sposób na nudę. Z czasem jednak jakoś bardziej w to wszystko się wkręciłam.. Po około dwóch tygodniach pisaliśmy na bardziej intymne tematy. On zaczął mi pisać, że coś do mnie czuje. Ja co do swoich uczuć nie miałam takiej pewności, ale po paru dniach i tak już pisaliśmy ze sobą jak para. Oczywiście też były rozmowy przez telefon, świetnie nam się rozmawiało, pisało zresztą też. Wysyłaliśmy sobie swoje zdjęcia. Po miesiącu jakoś zaproponował mi spotkanie. Bałam się tego trochę, bo wiedziałam że może nie zaiskrzyć, że to nie będzie to czego oczekiwaliśmy. Otwarcie mu o tym mówiłam. Wcześniej jeszcze mi pisał, że z jego strony zrobi wszystko, żeby się nam udało., że się przywiązał do mnie, że chyba przed nikim innym jeszcze się tak nie otworzył. Był na to wszystko strasznie napalony, pisał mi, że czuje, że to się uda, że mnie kocha i wiele wiele inncyh. No i w końcu doszło do tego spotkania, bardzo nas do siebie ciągnęło, ciężko było się powstrzymać. Umówiliśmy się na za tydzień, tam doszło już do bliższego kontaktu fizycznego ( nie, nie chodzi mi o seks), raczej o dotykanie się itp. Po pewnym czasie od tego spotkania zaczęło się coś psuć.. Ja zaczęłam się martwić tym, że to wszystko się nie uda bo dzieli nas jednak 300km, zaczęłam się bać, że jak pójdzie na studia, to pozna kogoś innego. Stałam się jakaś nieufna. Dodam też, że poszukałam sobie specjalnie pracy po to żeby zarobić pieniądze na bilety na pociąg. Na samym początku jeszcze jak wymieniliśmy się numerami GG, mówił, że pisze tam z wieloma osobami, po jakimś czasie, gdy weszłam na ten temat, powiedział mi, że żartował. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że nie pisze tam z żadną dziewczyną. Powiedziałam mu o tym, a on zaprzeczył. Na kolejnym spotkaniu wróciłam do tego tematu, pokazał mi telefon, żebym sama się przekonała. W archiwum były jego rozmowy z jakąś dziewczyną, z którą pisał od 10 miesięcy, fakt faktem, od dwóch miesięcy ich kontakt polegał tylko na tym żeby dowiedzieć się co słychać, ale jednak mnie okłamał. Od tamtego momentu straciłam już jakoś zaufanie. Wcześniej jak rozmawialiśmy przez telefon po dwie godziny, to po trzech spotkaniach powiedział mi, że chce więcej luzu, że nie chce aby tego było za dużo, bo boi się, że mu się to wszystko przeje. Tłumaczył to tym, że miał już kiedyś taką sytuację. Mi to wszystko nie pasowalo... Chciałam żeby było tak jak na samym początku, a przecież to był początek bo minął dopiero jakiś miesiąc.. Miał problem aby w ciągu całego dnia porozmawiać ze mną przez telefon, ale do kolegów szedł pierwszy, gdy po niego zadzwonili. Zaczęło mnie to wkurzać, robiłam mu o to pretensje. Zaczęły się jakieś kłótnie o pierdoły. Pisząc często nie mogliśmy się dogadać.. Po sposobie pisania można było poznać, że coś nie gra, tak, jakby jedna strona chciała zrobić drugiej na złość. Kłótnie o pierdoły, ale dość intensywne.. Często po takich kłótniach byłam przybita, histeryzowałam, bałam się, że to się rozpadnie, bałam się go stracić, mimo że nie do końca mu ufałam. Zazwyczaj gdy się kłóciliśmy on pisał mi, że idzie.. ja wtedy wpadałam w panikę, chciałam z nim porozmawiać przez telefon. To wszystko stało się dla mnie stresujące, zaczęło mnie to dołować. Czułam się bezsilna bo wiedziałam że w takich sytuacjach nic nie mogę zrobić, bo dzieli nas odległość. Tęskniłam za nim strasznie. Jak nie odpisywał mi przez dłuższą chwilę, zaczynałam sie denerwować. Mimo że ten związek nie spełniał moich oczekiwań, to i tak bałam się, że to się rozpadnie. Póżniej pokłóciliśmy się jeszcze dwa razy, za drugim razem nie wytrzymał i napisał mi, że to koniec.. Ja wpadłam w jakąś rozpacz, chciałam to jakoś naprawić.. on mi pisał, że też do mnie coś czuje, ale tego już nie będzie i że tego już nie chce. Pisaliśmy jeszcze ze sobą po tym wszystkim, ale nie wyglądało to tak jak wcześniej, było to strasznie męczące. Ja chciałam aby było jak kiedyś.. Po paru dniach przekonywania, aby spróbować jeszcze raz, napisał mi że jesli będziemy się dogadywać to zobaczymy... Jednak pisanie z nim dalej było męczące. Powiedział mi, że chce odpocząć na tydzień od pisania. Po tygodniu dalej to samo.. Zadzwoniłam do niego i udało mi się go przekonać do spotkania.. Jeszcze w ten sam dzień napisał że chce abyśmy zostali przyjaciółmi, bo wie, że związek to wszystko zniszczy na amen, a nie chciałby mnie stracić. Ja sobie tego nie wyobrażałam, jakimś cudem go przekonałam. Pisanie z nim stało się jeszcze bardziej męczące, świadomość tego jak było na początku, a jak jest teraz, mnie dobjała totalnie. Czasami byłam tak zdołowana, że aż bolała mnie głowa. Ostatnio jeszcze przed spotkaniem, napisał mi, że żadnego związku nie będzie, że możemy się przyjaźnić. I że widzi jak ja się zachowuje i że tak być nie może. Napisał że odezwie się jak będzie w stanie. Gdy spytałam się czy chce zerwać kontakt, powiedział że nie, że chce po prostu aby mu jakoś przeszło i że mam dać nam ochłonąć. Nie pisze z nim od tygodnia. Na pierwszy dzień było dobrze, bo chyba jeszcze nie dotarło do mnie, że nigdy więcej już się nie zobaczymy, nigdy więcej go nie zobaczę.. Czuje sie tak jakby moje życie straciło sens, jakby coś się skończyło... Na samą myśl chce mi się ryczeć, czy to jestem w sklepie, gdziekolwiek, ale tak jest. Cały czas zastanawiam się czy on jeszcze się odezwie.. ale jak się odezwie to po co ? Przecież sam mi pisał, że nie będzie tak jak wcześniej, że i tak i tak związku nie będzie. I ja też dobrze wiem o tym, że to nie byłoby to samo, że nawet jakbyśmy mieli być razem, byłoby to męczące jak cholera.. ale jednak kusi mnie aby napisać do niego, aby dalej go przekonywać do związku. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że mógłby być z kimś innym. Myślę o tym co on może teraz robić, czy poznał kogoś nowego. Te myśli nie dają mi spokoju... Gdzieś w głowie jest jeszcze jakaś nadzieja, że może może kiedyś on zmieni zdanie.. Od momentu rozstania większość czasu chce mi się płakać, boli mnie głowa, chce mi się spać.. wszystko mnie boli, nie mam siły na nic. Czy to może być depresja ? Wiem, że to dopiero tydzień, no ale jednak.. Czekam aż się odezwie, ale nie wiem po co... A może sama powinnam się odezwać i zapytać się czy będziemy mieli jeszcze kontakt ? Coś mi jednak podpowiada, że powinnam zerwać z nim kontakt, ale nie potrafię.. Był ktoś już w takiej sytuacji ? Nie rozumiem dlaczego chcę być w takim związku.. dlaczego boję się zakończyć takie relacje. Miałam kiedyś już podobnie, ale nie wiem dlaczego tak jest.. Może powinnam iść do psychologa ?
×