Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bulinka

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Bulinka

  1. A może to coś ze strony układu moczowego? Czasem ciężko stwierdzić po kłuciach na dole.
  2. A może to coś ze strony układu moczowego? Czasem ciężko stwierdzić po kłuciach na dole.
  3. Witam wszystkich. Z moją nerwicą jest różnie. Jednego dnia jest ok, a drugiego coś usłyszę w TV i już szukam u siebie objawów. Wczoraj reporter tvn24 zmarł na czerniaka i już strach i myślenie o swoich znamionach. Teraz jestem na etapie chorej wątroby i trzustki. Szukam wszelkich objawów. Sprawdzam białka oczu, patrzę czy nie jestem żółta, panikuję, gdy nie jakimś świetle wyglądam"podejrzanie". Gdy jakiś objaw sprawdzam w necie to różne schorzenia wyskakują i oczywiście nowotwór. Czasem sama już śmieję się ,że po co sprawdzam cokolwiek, skoro i tak jedną z chorób będzie nowotwór. Ewidentnie brakuje mi pracy. W czerwcu mam wizytę u psychiatry i mamy podjąć decyzję czy zmienić leki; ona nie widzi potrzeby. Muszę jej powiedzieć o jeszcze jednej kwestii; jestem DDA i zastanawiam się czy ma to związek z moją nerwicą. Chociaż nie podejrzewam, żeby mi coś mądrego powiedziała. Eh, chciałabym wyjść z tego gówna. Dla moich dzieci i dla siebie.
  4. Duże cycki- źle, bo nic nie czuć. Małe- źle bo czuć wszystko za bardzo Przerażony234, ja rozumiem, że nerwica nerwicą, ale Ty już jakieś scince fiction tworzysz.. pasożyty obumierają Ci w mózgu, serio?
  5. Oj ja też nie umiem badać sobie piersi. Mam duże, a to dodatkowe utrudnienie. Kilka miesięcy tak je zmaltretowałam, że porobiły mi się siniaki.. Nie umiem tego robić, nie mam do siebie zaufania i też wolę by sprawdził to lekarz.
  6. Marlenka85, https://www.mariolawolan.pl/?fbclid=IwAR0Jm2LXe3BuiyhAz9UhqkFODoa9wxubIysrkZcjaHs32QCYcNMU90G_5SY. To będzie bezpłatne spotkanie online. Temat: jak uwolnić się od lęków i negatywnego myślenia. Mam zamiar zapisać się. Może i Ty spróbuj?
  7. Marlenka85, to prawda, że badanie hist - pat jest najdokładniejsze, ale przecież lekarz widząc coś/badając palpacyjnie/robiąc usg, jest w stanie stwierdzić już jakąś nieprawidłowość. Hist-pat to ostateczność. Ludzie nie mający takich lęków jak my nie są w stanie nas zrozumieć. Dla nich to abstrakcja. Też jestem sama z tym wszystkim. Mojej mamie już nie mówię, bo każe mi skupić się na dzieciach, cieszyć się,że je mam i radować każdym dniem. A ja nie potrafię tak. Teraz budujemy się, a ja myślę o tym czy długo tam pomieszkam..
  8. Spokojnie, oddychaj głęboko i zastanów się racjonalnie czy to jest chłoniak. Zobacz, ile tu dziewczyn z kuleczkami nadobojczykowymi. Wszystkie zdiagnozowane i pomimo, że "coś " wyczuwają to nie jest nic zagrażającego ich życiu. U Ciebie to też na pewno nic złego. Bardzo chciałabym Ci jakoś pomóc, bo znam te straszne ataki paniki i robienie dobrej miny do złej gry. A czy jeśli poszłabyś z tym do lekarza, on wykluczyłby coś złego to potrafiłabyś wrócić do równowagi?
  9. wszystko_się_posypało, miałam fajnego Pana doktora na nfz. Ładna sala, dobry sprzęt. Niestety odszedł na emeryturę. Chciałam kogoś na nfz, bo właśnie na lekarzach przyjmujących prywatnie przejechałam się. Szczerze, to nie mam koleżanek zbytnio. Sama czytam opinie w internecie. Mój gin był o tyle fajny, że nie siał paniki, a tego potrzebuję właśnie. Jak mi badał piersi i ja przy tym opowiadałam mu czego tam nie mam to mnie uspokajał "spokojnie, wszystko jest dobrze, bez paniki" a nie jak ten prywatnie "ma Pani włókniaka, proszę zadzwonić do profesora xyz i umówić się na usunięcie "
  10. wszystko_się_posypało, w zasadzie odkąd mam te lęki wszystkie badania, kontrole wykonuję z przeogromnym strachem. W poczekalni przed wizytą łapią mnie ataki paniki, że mam wrażenie, że zejdę. Podczas badań też potrafię trząść się ze strachu. Wstyd mi już naprawdę. A teraz najgorsze, że nie mam ginekologa i boję się trafić na jakiegoś konowała. Dodatkowo, czytałam ostatnio, że ok 30% cytologii jest źle pobieranych..
  11. Marlenka85, najważniejsze, żeby Ci pomogła ta terapia. Właśnie te koszta są straszne, nie mam obecnie kasy na to. Ogólnie mam takie dni (głównie po jakimś drinku), że sobie myślę "ty głupia babo! Czego ty się boisz? Idź normalnie na tą cytologię i badanie piersi jak inne kobiety chodzą." Wtedy myślę też, że to normalne badania kontrolne i nie powinnam odczuwać tak przrmeogromnego lęku. Jednak trauma z poprzednich wizyt zakorzeniła się głęboko.
  12. Marlenka85, bardzo Ci współczuję takiego trudnego dzieciństwa i dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoją historią oraz przedstawiłaś jak wyglądają Twoje spotkania z psychoterapeutą. Właśnie też obawiam się takich rozmów. Też nie miałam różowego dzieciństwa, ale nie nie było tak okrutne jak Twoje. I myślę czy właśnie dzieciństwo też nie ma negatywnego wpływu na teraźniejszość. Ale myślałam, że w naszych przypadkach to właśnie potrzebna jest terapia behawioralna.
  13. Marlenka85, u mnie też zaczęło się od śmierci przyjaciółki; zmarła na raka. I tak żyję w strachu od 5 lat, z małymi przerwami. Nie ma dnia, abym miała "wolną "głowę. Coś zaboli i już głowię się. Tak nie da się żyć. Patrzyłam w internecie psychoterapeutę i nie znalazłam nic konkretnego. Nie wiem, ale nie mam jakoś przekonania do tego, że mi to pomoże. Po prostu mam wrażenie, że ciągle będzie "coś", że już nigdy nie uwolnię się od tego szaleństwa. Żałuję teraz, że nie poszłam do psychiatry od razu, gdy zaczęły się moje lęki, może byłabym teraz innym człowiekiem? Co do Twoich objawów to wydaje mi się, że przyczyny są racjonalne, tj. nadwaga, sp0anie z dzieckiem i psem. Jednak my, hipochondrycy, widzimy wszystko w czarnych barwach i wszystkie możliwe objawy przypisujemy najgorszym chorobom. Właśnie zastanawiam się dlaczego moja psychiatra stwierdziła u mnie tylko nerwicę lękową? W sumie mówiłam jej, że panicznie boję się nowotworów, wtedy jeszcze nie bałam się innych chorób. Do dupy z tym wszystkim, po prostu do dupy!
  14. Marlenka85, spróbuj przemóc się i zapisz do lekarza, żeby rozwiał Twoje wątpliwości. Nie podejrzewam u Ciebie niczego złego, bo przecież ludzkie ciało ma mnóstwo tworów. Przy chłoniaku zapewne występuje mnóstwo innych objawów. Sama mam kiepskie dni, tylko, że mam schizy na innym punkcie. Wydaje mi się, że Twój strach, podobnie jak u mnie, potęguje posiadanie dzieci. Przed pojawieniem się moich córek byłam innym człowiekiem, w życiu nie miałam takich myśli jak teraz. Kiedyś pracowałam w szpitalu, fakt faktem w sekretariacie, ale na patologii ciąży. Teraz nie mogłabym. Nie mówiąc już o tym,że mogłabym trafić do sekretariatu oddziału onkologii..
  15. Cheksa, może to nadwyrężenie? Może pobierz coś przeciwzapalnego? Eve 19, Nigdy nie macałam sobie węzłów, choć po kilku tutejszych postach szukałam tych nadobojczykowych, ale nic nie wynalazłam. Żadnych rad Ci nie dam, bo jestem zielona w tej kwestii. A ta koleżanka to taka hardcorowa ja po takiej diagnozie padłabym trupem i jutro rozhisteryzowana leciała na tomograf.. wszystko_się_posypało, ja będąc bezdzietną lambadziarą czułam się jak królowa życia niczym nie przejmowałam się, żyłam z dnia na dzień, a jedynymi troskami były niezaliczone egzaminy czy złamane serce, ale i z tym dawałam radę
  16. Nigdy nie zaproponowała mi terapii. Może powinnam znaleźć kogoś rozsądnego. Chciałam sobie sama z tym poradzić, bo myślałam, że skoro biorę leki to już sukces murowany. U mnie problemem jej brak pracy; mam za dużo czasu i rozmyślam. I mam świadomość, że odkąd w moim życiu pojawiły się dzieci mam ogromne poczucie odpowiedzialności za nie i tym bardziej boję się,że mnie zabraknie.
  17. Co robię? Staram się sobie tłumaczyć, że jestem zdrowa, badania kontrolne to normalna sprawa. Ale ja badam się. W październiku 2019 r miałam cytologię i usg ginekologiczne, w grudniu 2019 usg piersi. Teraz w październiku miałam ciążę pozamaciczną i zabieg, więc moje plany zostały pokrzyżowane. W październiku miałam tylko badanie palpacyjne piersi i ok, usg dołu w szpitalu i też ok. Także, pomimo strachu nie bagatelizuję tego. Jak znajoma ostatnio mi mówiła,że 3 lata nie była u giną to szok dla mnie.
  18. Nie uczęszczam na terapię. Jedynie chodzę do psychiatry, choć od czasu pandemii dostaję tylko e-recepty. Jak mam być szczera ta pani psychiatra nie pomaga mi. Może dlatego, że na NFZ jest. Tylko pyta co słychać? Jak się czuję? Jak spędzam wakacje? Jak minęły święta? Że muszę znaleźć sobie hobby i dobrze, gdybym miała pracę którą lubię. Ogólnie chodziłam tam po recepty. A terapia to droga impreza?
  19. Witam wszystkich. Długo zbierałam się, żeby tu napisać, ale widzę, że to miejsce dla mnie. Moja historia będzie długa, ale postaram się zawrzeć najistotniejsze fakty. Mam 32 lata, a wszystko zaczęło się w grudniu 2015 r gdy zmarła moja przyjaciółka na raka. Wtedy zaczęłam panicznie bać się tego gnoja. Zaczęłam macać i oglądać całe ciało, piersi, znamiona. W końcu w sierpniu 2016 r poszłam na usg piersi, bo nigdy nie byłam, a moja babcia miała raka piersi. Usg wykazało zmiany mastopatyczne. W jednej piersi włókniak, w drugiej skupisko torbieli. Radiolog dał mi namiar na profesora który mi to wytnie i będzie po sprawie. Byłam oszołomiona, roztrzesinona i gdy wyszłam stamtąd zaczęłam płakać i oczywiście czytać w internecie. Okazało się, że ten profesor pracuje w szpitalu w którym ja pracowałam, tylko na innym oddziale. Ale go nie było,był jego zastępca. Poszłam, zbadał mnie palpacyjnie, stwierdził włókniaka i torbiele, dał skierowanie na biopsję i powiedział, że jak będę mieć wynik mam zgłosić się na zabieg wyłuszczenia. Wpadłam w panikę, a doktor uspokajał mnie, że to standardowa procedura(biopsja). Poszłam, bolało, ale chyba bardziej bolało mnie serce i psychika, bo za drzwiami była moja roczna córeczka z partnerem. Czekałam długie 2 tyg. na wynik, oczywiście wertując internet. Codziennie płacz, ataki paniki, aż w końcu wynik, potwierdzający włókniaka. Lekarz powiedział mi, że zabieg nie jest potrzebny,jeśli nie boli mnie i nie przeszkadza. A ,że tak było, zrezygnowałam. Po tej sytuacji brzydziłam się dotykać swoich piersi, płakałam gdy przymierzałam biustonosze. Gdy uspokoiłam się z piersiami, zaczęłam przeszukiwać znamiona, a mam pełno pieprzyków. Jeden nie dawał mi spokoju, zwłaszcza, że zmienił się w ciąży- przyciemniał i wykruszył się trochę. Mam go od urodzenia. Poszłam do dermatologa cała w starchu, okazało się, że ten jest ok, ale na ramieniu jej się nie podoba. Znów strach, panika, płacz. Dała namiar do znajomego profesora na usunięcie. Od razu zadzwoniłam i płacząc prosiłam żeby mi go wyciął najlepiej tego samego dnia. Powiedział, że najpierw musi obejrzeć i że mogę przyjść za kilka dni. Jak za kilka dni?!? Na drugi dzień poszłam do innego dermatologa i stwierdził, że nie widzi nic złego w tym pieprzyku, ale dla pewności mogę pójść do jednego profesora. Pojechałam zapłakana, bardzo się mną przejął. Zobaczył i okazało się, że to zwykły pieprzyk. Jest jednym z najlepszych dermatologów w Polsce, więc uwierzyłam. Porozmawiał że mną po tym i powiedział, żebym nie doszukiwała się chorób, bo niszczę sobie życie. Zasugerował też, że powinnam pójść do specjalisty po pomoc. Moja ciocia załatwiła mi wizytę u psychiatry i kiedy do niej weszłam rozbeczałam się, opowiedziałam o lękach przed rakiem, chorobami i śmiercią. Stwierdziła zaawansowaną nerwicę lękową i zapytała czemu tak późno przyszłam. To był listopad 2016r. Dostałam leki antydepresyjne na stałe + jeden który miał przyspieszyć działanie tego pierwszego. Nie mogłam zacząć ich przyjmować, bo podejrzewałam ciążę. W międzyczasie poszłam jeszcze zrobić cytologię i podczas pobierania ginekolog stwierdziła, że podejrzewa u mnie "na oko" wirusa hpv. Myślałam, że zejdę na tym fotelu. Znów płacz, internet, brak apetytu i chęci do czegokolwiek. 2 tyg czekania na wynik, który okazał się dobry, za wyjątkiem drobnego stanu zapalnego. W końcu odżyłam, cieszyłam się, że sprawdziłam wszystkie stresujące mnie sprawy. Aż do dnia przed wigilią.. językiem wyczułam coś twardego w dolnym dziąśle. Atak paniki, zimny pot i lecę do swojej dentystki. Okazało się, że to kość i taką mam budowę szczęki. Nie wiem, może miałam to od zawsze? Ale ludzie z nerwicą nie potrafią czegoś takiego stwierdzić. Wróciłam spokojna i cieszyłam się zbliżającymi się świętami. Zaczęłam brać leki, bo okazało się, że nie jestem w ciąży. Nastał u mnie dość dobry czas, prowadziłam z partnerem sklep, pracowałam od rana, szłam po córkę do żłobka i razem spędzałyśmy czas. W kwiwtniu 2018 r zaszłam w drugą ciążę. Z jednej strony radość, z drugiej strach "Boże, muszę odstawić leki?! Co teraz że mną będzie?!" I było fatalnie, ciągle bałam się i płakałam, doszukiwałam się chorób. Jak tylko urodziłam zaczęłam przyjmować leki na nowo. Zaczęło robić się lepiej, jednak cały czas do dnia dzisiejszego jestem zalękniona. I tak zastanawiam się skoro przy lekach czuję strach to co by było gdybym ich nie brała?? Powinnam zapisać się do ginekologa na badanie piersi i cytologię, ale w styczniu mój lekarz odszedł i nie mam ginekologa. Nie dość, że mam traumę po tamtych przejściach to jeszcze teraz muszę szukać nowego lekarza. Boję się, że trafię na kogoś niekompetentnego. Codziennie boję się i 3/4 moich myśli kręci się wokół tego, że muszę iść na badania. Dodatkowo gapię się ciągle na swój jeden pieprzyk na plecach, co nie jest łatwe. Nie mam wsparcia w partnerze, on mnie nie rozumie. To typ człowieka mocno stąpającego po ziemi. Tego mu bardzo zazdroszczę. Moja mama dużo mnie wspierała na samym początku, ale i ona wymięka. W obecnej chwili nie pracuję, więc wiadomo, że to odbija się dodatkowym echem. Szukam cały czas pracy, bo wiem, że w jakiś sposób by mi to pomogło. Ogólnie przerażają mnie przychodnie, szpitale; mam syndrom białego fartucha. Robi mi się słabo, gdy ktoś w mojej obecności rozmawia o nowotworach. Tak bardzo chciałabym być taka jak kiedyś, a nie wiecznie zamartwiać się swoim zdrowiem. Nie życzę nikomu "takiego życia ". Szkoda mi moich córeczek, że mają taką zrytą matkę. I najbardziej dla nich chciałabym być normalna. Ale się rozpisałam. Mam nadzieję, że ktoś dobrnie do końca
  20. Dziękuję za przyjęcie i odzew. Widzę, że u Was też lęk zasiała czyjąś śmierć. Ja mam bardzo słabą psychikę i śmierć przyjaciółki wepchnęła mnie w sidła nerwicy lękowej. Czy możecie pokrótce opisać mi co Wam dolega? Czego boicie się? Jak u Was ze wsparciem ze strony najbliższych? Dziś spotkałam się z ciocią, bo myślałam, że uduszę się z tego stresu. Powiedziałam jej o wszystkim. Zapewniała mnie, że będzie dobrze i żebym usunęła to znamię dla swojego komfortu psychicznego. Zdecydowałam się już na to i zadzwoniłam do chirurga onkologia, aby umówić się na wycięcie. I nie dość, że nie da rady w tym tygodniu, to jeszcze powiedział, że najpierw mam przyjść na wizytę, żeby mnie zbadał, bo on nie wie, czy będzie chciał to wyciąć.. Myślałam, że jak idę prywatnie to od razu pod skalpel i już. Gdyby na wizycie powiedział mi, że nie ma konieczności wycięcia to co? Ja nie chcę tego mieć.. Muszę jutro poszukać kogoś innego, ale przerażają mnie ceny i widziałam już 350 zł za znamię, nie wiem czy z wliczonym już badaniem hist. - pat. Ja jestem w gorącej wodzie kąpana i jak na coś uprę się, to muszę zaraz, natychmiast.. Cały czas analizuję słowa lekarzy podczas badań.. Tłumaczę sobie, że gdyby było źle to by mnie od razu pogonili na onklogię i inaczej rozmowa by przebiegała. Ehh.. to tłumaczenie jest na chwilę.. Mój mózg nie przyswaja pozytywów. Ja nie wiem jak ludzie bez większego stresu usuwają sobie "nieładne" znamiona? Czekają w spokoju na wynik i nie snują czarnych scenariuszy? Poczytałam kilka forów i tak właśnie było. Zazdroszczę stalowych nerwów.
  21. Witam. Jestem tu nowa i mam problem z panicznym lękiem o choroby nowotworowe. Zawsze był to dla mnie ciężki temat, ale strach nasilił się w grudniu zeszłego roku po śmierci mojej przyjaciółki. Zmarła na raka, a ja byłam w chwili kiedy gasła. Odtąd nam wielką traumę. Ze względu na to, że wszystko zaczęło się u niej od guza piersi postanowiłam w końcu po raz pierwszy zrobić usg. W lewej piersi znaleziono guzek,podejrzany o bycie włókniakiem. W prawej natomiast dysplazja i torbielki. Załamałam się. Byłam przekonana, że to rak, a nie włókniak. Poszłam do dwóch świetnych onkologów chirurgów, którzy zapewnili mnie o łagodności zmian i kazali zrobić biopsję, bo takie standardowe postępowanie. Zrobiłam biopsję i tydzień żyłam w wielkiej niepewności. Okazało się, że biopsja potwierdziła włókniaka. Lekarz zaproponował usunięcie nie ze wskazań onkologicznych, a psychiatrycznych, bo widział w jakim byłam stanie. Kiedy uspokoiłam się w tej sprawie postanowiłam pójść do dermatologa w celu kontroli znamion. W zeszłym roku byłam w październiku i było ok. Teraz niestety P. dermatolog nie spodobał się pieprzyk na ramieniu, bo ma nieregularnie rozłożony pigment. Zasugerowała wycięcie. W zeszłym roku tamta dermatolog też mówiła o nierównym wybarwieniu i nic nie kazała z tym robić. Zapytałam jej wprost czy to czerniak. Odp "Nie" i ze śmiechem dodała "Mam taką nadzieję " Myślałam, że zemdleję. Zauważyła chyba, że nie bawiło mnie to i powiedziała, że proponuje wycięcie nie dlatego, że to coś złego , tylko, że ma predyspozycje do zezłośliwienia. Wyszłam od niej z mieszanymi uczuciami. Analizowałam całą rozmowę. Byłam kłębkiem nerwów, bo panicznie boję się czerniaka. Na drugi dzień pojechałam do drugiego dermatologa i pokazałam mu to znamię, nie mówiąc, co tamta babka mówiła. Obejrzał i pyta: "no i co?" To zaczęłam mi opowiadać o poprzedniej wizycie i zeszłorocznej i o tym wybarwieniu i przytaknął. Pytam o czerniaka, a on, że wg. niego nie. Z 5 razy mi to powtarzał, ale nie podoba mi się stwierdzenie "wg. mnie". U mnie źle dobrane słowo i w głowie mam nadinterpretację. Pytam o te większe predyspozycje do zezłośliwienia to wzruszył ramionami i w dalszej rozmowy wyszło,że te, które są łagodne teraz też kiedyś tam mogą, ale nie muszą ulec zezłośliwieniu. Zobaczył jeszcze znamiona na plecach i stwierdził, że jedno z nich podobne jest do tego na ramieniu. Zaproponował pójście na wideodermatoskopię jak chcę być spokojniejsza, a najlepiej wyciąć, bo widzi, że stresuję się bardzo i będę mieć spokój. A jak nie to standardowo kontrola za pół roku. Nie wiem co robić. Mam chwilę, że wpadam w panikę, robi mi się słabo, a czasem myślę, że jest ok. Boję się strasznie. Mój facet uważa mnie za wariatkę,że szukam sobie chorób i latam po lekarzach i wydaję pieniądze. Nie mam w nim wsparcia. Mamie nic nie mówię, bo ona też jest panikarą. Przyjaciółka uważa, że przesadzam. Chciałam iść do psychiatry, ale sama nie wiem. Mam też natręctwo myśli, które też jest męczące. Obawiam się wszelkich chorób nowotworowych ze względu na moją córeczkę. Po porodzie również mam większy stres, że coś mi się stanie i ją zostawię.. poza tym bardzo boję się śmierci. Przepraszam za chaotyczność i pozdrawiam wszystkich.
×