Skocz do zawartości
Nerwica.com

infinity19911

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez infinity19911

  1. Witam, piszę do Was, ponieważ nie wiem, jak pokonać mój problem, który paraliżuje moje życie. Myślałam, że poradziłam sobie z nim, a tymczasem, po powrocie do domu wszystko wróciło z podwójną siłą. Od dzieciństwa wmawiałam sobie swoją małą wartość, już jako 10 latka powtarzałam sobie niemal codziennie do swojego odbicia lustrzanego "jesteś głupia, nienawidzę Cię". Nie miałam z rodzicami za dużego kontaktu, nie mam do dzisiaj, są osobami zamkniętymi. Jako nastolatka nie dbałam o siebie, byłam małomówna i przekonana, ze nikt mnie nie pokocha, że nie jestem tego warta. Porównywałam się do ludzi, którzy w mojej ocenie są piękniejsi, mądrzejsi i lepsi. Bło toczęściowo uzasadnione, ponieważ jestem często bezmyślna, nieuważna niedbała i robię głupstwa, będąc dosłownie jak zombie, bez mózgu (np nie patrze czy jedzie samochód, gdy przechodziłam przez ulicę). Często żyłam w swoich myślach, zamknięta w świecie wewnętrznym. Myślałam, ze gdy umrze ktoś z mojej rodziny, wtedy zyskam większą sympatię ludzi, zyskam przyjaciół i wytłumaczę tym moje otępienie i brak aktywności w rozmowie. Brnęłam daleko w kłamstwa, uśmiercałam swoich nierealnych kolegów. Gdy byłam z koleżankami, wymyślałam coraz to nowe historie, brnąc w skomplikowane kłamstwa, płakałam, rozpaczałam, a koleżanki mnie pocieszały. Potrafiłam np dostać telefon ( nastawiony budzik) z tragicznymi wieściami. W wieku 18 lat miałam pierwszego chłopaka, pierwszy który się mną zainteresował, chociaż tez odwaliłam mu tragiczna historie na początek. Wyjechaliśmy do Niemiec i mieszkaliśmy razem 4 lata. Oboje byliśmy tylko pozornie szczęśliwi. Jak On mógł być szczęśliwy z osobą, która miała tyle twarzy, często grałam mu na uczuciach, obniżałam poczucie Jego wartości i nie motywowałam do niczego. W międzyczasie zginął w wypadku samochodowym mój ukochany brat, za którego śmierć bardzo się obwiniałam, izolując się nawet od mojego chłopaka. Po 5 latach związku znalazł inną kobietę, bardzo źle to przeżyłam, lecz zrozumiałam,ze w końcu jest teraz szczęśliwszy. Chciałam zacząć nowe życie, z czystą kartką, wyjechałam do UK, pracowałam w opiece nad chorymi psychicznie i starszymi ludźmi. Tam dostałam w końcu kopniaka życiowego i chęć ratowania swojego życia. Postanowiłam spełnić swoje marzenie i odnaleźć się w podróży dookoła świata. Po roku zarobiłam na niskobudżetową podroż bez planu, z biletem w jedna stronę. Podróż trwała aż rok i była to najwspanialsza decyzja w moim życiu, zobaczyłam piękno świata i uświadomiłam sobie, ze istnieje miłość międzyludzka. Pracowałam dużo nad sobą, starałam się odnaleźć własną drogę w życiu i zaakceptować siebie. Miałam wielu przyjaciół, byłam nieco zamknięta, ale zaczęłam to akceptować. Bądź pozornie akceptować - miałam przypadkowe kontakty seksualne z facetami, po każdym razie chciałam jak najszybciej o wszystkim zapomnieć, byłam dla nich tylko seksualnym obiektem... Przyszłość to kolejny problem z którym zmagam się od zawsze. Nigdy nie podjęłam decyzji, co czym chcę się zająć w życiu. Pracę fizyczną W Niemczech i brak wykształcenia zawsze traktowałam jako ujmę. Nie poszłam na studia, gdyż nie wiedziałam jaki kierunek wybrać (nie widzę siebie w żadnej roli, zadnym zawodzie, z powodu problemów interpersonalnych, słabego charakteru i braku zainteresowań). Zawsze chciałam odnaleźć zawód dla siebie, ale do niczego się nie nadaję. Niedawno wróciłam do Polski, początkowo było pięknie, postanowiłam ułożyć sobie życie w Polsce, zacząć jakąś edukację, w końcu zapuścić jakieś korzenie, w międzyczasie kontynuować pasje podróżnika. Po jakimś czasie powróciło do mnie znów to okropne uczucie z rana. Zaraz po przebudzeniu, poczucie bezsensu, strach i myśl "O nie, znowu kolejny dzień! Nie chcę wstawać, po co?! Po co mam żyć?". Bardzo tęsknie tutaj, w rodzinnym domu za moim bratem, wszystko mi go przypomina. Ciągłe poczucie niższości, w porównaniu do koleżanek mających udane małżeństwa, dzieci i robiących karierę zawodową. Zazdrość o to, ze mają lepsze życie . A ja nie wiem, co dalej. Zaczęły ogarniać mnie jeszcze większe lęki, chociaż mam zainteresowanie (kiedyś tak pożądane przeze mnie) moja osoba, podczas opowieści o moich podróżach, mam napady paraliżującego uczucia. Gdy mam coś powiedzieć na forum, dostaje dreszczy, kreci mi się w głowie, zapominam najprostszych slow. Moje życie kompletnie wydarło się z mojej kontroli. Nie wiem jak mam sobie pomoc, jestem bezsilna, jak mała wystraszona dziewczynka...... Strach przed ocena ludzi i słaba samoocena sprawia, ze w kontaktach ludzi jestem naprawdę mało inteligentna, zamknięta, jest we mnie dużo złości w stosunku do ludzi. Już nie mam siły, pomysłu na to, aby uzdrowić swoje życie, dzisiaj pierwszy raz znowu się poddałam.... Płaczę z bezsilności w poduszkę, nie mam nikogo, tak blisko by mu o tym powiedzieć, wiec płacze sama, serce wali mi jak szalone. Na to sobie zasłużyłam, hodując w sobie kłamczucha, bez wartości i osobę grającą na uczuciach innych, bezwzględną egoistkę. Nie mogę się poddać, ale nie wiem jak walczyć, ucieczka do innego kraju i zarabianie pieniędzy na obczyźnie to kolejna ucieczka. Boję się, że sobie dalej nie poradzę.Zamykam się znowu w sobie, zachowuję jak zbity pies, chociaż nie mam do tego powodów. Wszystko jest poza kontrolą. Nie wiem jaki jest cel mojej wypowiedzi na forum, nigdy tego nie robiłam,może po prostu muszę to z siebie wyrzucić, może piszę to dla siebie samej. A może szukam pomocy, porady... jak zacząć znowu pracować nad sobą, może polecicie mi jakąś książkę. Na sesje u psychologa bądź psychiatry mnie nie stać. Jeśli chcecie, możecie mnie kopać, i tak leżę już na ziemi.
×