Skocz do zawartości
Nerwica.com

donkichot

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez donkichot

  1. Dziękuję skrzypkowa69 za odpowiedź.... pierwszy temat znalazłem, ale niewiele mi pomógł... a drugiego nie mogę znaleźć... W każdym razie - nikt więcej nie wypowie się? Jedyna możliwa odpowiedź, to: "niech idzie do dobrego psychiatry"? A co ja mam robić? Ktoś wie? Jak wytrzymać samemu i jak podtrzymywać drugą osobę? HELP
  2. Witajcie. Postanowiłem napisać na tym Forum, może mi ktoś podpowie co robić. Jestem już zdesperowany i załamany, bo nie wiem jak pomóc mojej żonie. Depresja całkowicie już ją dopadła i trzyma. Przez to nasz związek cierpi, cierpi nasze dziecko. Mogłoby być naprawdę super, bo się kochamy (-liśmy), a tak to ja czuję coraz mniejszą więź z moją żoną, nie czuję się szczęśliwy. Ciągle depresja, zły humor, płacz, nerwy o każdą pierdołę, nerwy wobec dziecka, wieczny bałagan, zero zajęcia się domem, sam muszę wielokrotnie robić wiele rzeczy "za dwoje". Problemy żony biorą się przede wszystkim z dzieciństwa. Na szczęście nikt jej "bardzo" nie skrzywdził, niemniej jednak stary sąsiad dotknął nie tam gdzie trzeba i... koniec. Klapa. W narzeczeństwie było ok, ale teraz... z roku na rok coraz gorzej, z sexem same problemy, ona mogłaby nigdy się nie kochać i nigdy by jej tego nie brakowało. Wstydzi się swojego ciała, przez lata małżeństwa mogę policzyć na palcach jednej ręki ile razy widziałem ją całą nagą. Marzę, tesknię i pragnę jej, a ona jest w zasadzie oziębła. I wiem, że jest to spowodowane tym zdarzeniem z przeszłości. Do tego przed kilkoma laty zwolniono ją z pracy... W ramach wyjścia z "nicnierobienia" rozwinęliśmy swoją rodzinną firmę. Ale po latach okazało się, że ona ma jeszcze większą depresję, bo cały czas siedziała w domu (firma domowa), a więc dziecko-firma. Nie wychodziła z domu - tzn nie miała koleżanek z pracy czy kolegów... Samotna, bez przyjaciółek, bez pracy, bez wychodzenia z domu. Teraz szuka pracy już od września i NIC. Nie może znaleźć. Nie ma wyższego wykształcenia, nie zna języków, nie jest miss i do tego po 30-tce. Nikt jej nie chce przyjąć, choć kwalifikacje w swoim zawodzie ma OGROMNE (nabyte i wyuczone przez lata działalności w domu). O sekretarkach też nie ma co "marzyć", bo na każde spotkanie kwalifikacyjne przychodzą "wyfioczone" młode flądry tuż po studiach, bez doświadczenia jakiegokolwiek i... są przyjmowane. Innych stanowisk nie może mieć, bo ma problemy zdrowotne (np. nie może pracować jako sklepowa w sklepie bo nie może stać 8h = kręgosłup). A mnie już cholera bierze, bo chciałbym wreszcie NORMALNIE żyć i cieszyć się życiem, cieszyć się we dwoje (troje). Ona nie może się za nic zabrać, nie może na nowo pójść na prawo jazdy (niedługo będziemy mieszkać za miastem i prawo jazdy będzie dla niej koniecznością). Nie może w domu posprzątać, nie może posprzątać na swoim biurku, nie może rozwijać jakiegoś swojego hobby (nawet nie wiem czy jeszcze ma). Kompletnie NIC. Jedyne co ją "trzyma" przy "życiu" to budowa naszego domu - czasem musi coś załatwić, gdzieś pojechać, gdzieś zadzwonić... a itak wiele rzeczy idzie z trudem, wiele rzeczy załatwia w tydzień zamiast w 1 dzień.... Praktycznie nie rozmawiamy o tym, boje się ruszać tego tematu - kiedyś próbowałem, ale kończy się zawsze płaczem, a potem i tak się okazuje, że "ja jej nie rozumiem". A teraz o terapii... Najpierw trafiła do psychiatry, 1 wizyta, zapisał jakieś leki, które odstawiła po kilku zażywaniach (jak miała zawroty głowy i nie mogła wyjść z domu). Potem... leczyła się u jednej psycholożki.... była pare razy, ale doszła do wniosku że gadanie do jakiejś baby nic jej nie daje. Że ona musi "wyjść" z domu (praca)... Potem chodziła do innej psycholożki - dłużej - kilka miesięcy... może 4... co tydzień. Niestety skończyło się podobnie. Nie czuła się lepiej po mówieniu psycholożce o swoich problemach... Nie wiem co robić, bo na następnego psychologa ją nie namówię, tym bardziej, że w większości psychologowie pracują na zasadzie "jak wyleczę pacjenta, to przestanie do mnie przychodzić i skończy mi się dochód".... Na terapie grupowe już wcześniej nie zdołałem jej namówić. Tak jak pisałem. Mam już dość. Może ja też mam depresję? Ale ja na pewno jestem dużo silniejszy. Choć pochodzę z domu, w którym moja starsza siostra była "czarną owcą" - imprezy, draki, lekomania, prostytucja, alkoholizm, porzucenie dziecka... Czy ktoś mi poradzi co robić?
×