Witam wszystkich bardzo serdecznie. :)
Na nerwicę choruję od dawna. Będzie z 6-7 lat. Aktualnie mam 22 lata. Jestem mężczyzną.
Przechodziłem różne terapie w związku z moją nerwicą. Oceniam je raczej pozytywnie - wiele się dzięki nim nauczyłem o sobie. Za pierwszym razem objawy praktycznie uciekły. Za drugim razem (czyli ostatnio) - niestety nie do końca - za to trochę bardziej poznałem siebie i swoje potrzeby. :)
Skąd nerwica? Myślę że ogromna przerwa międzypokoleniowa między mną a rodzicami, wychowanie na wsi, bardzo surowe. Dziecko nie mogło mieć na dobrą sprawę własnego zdania a i bliskości było mało. Ciągle krytyka (mimo że osiągałem sukcesy w nauce, teraz studiuję i pracuję). Do tego doszło hermetyczne katolickie wychowanie i wierzenie przez jakiś czas w autorytet osób duchownych/katechetów - więc w czasie nerwicy zacząłem obwiniać się o wiele rzeczy z dzieciństwa, traktując się jak najgorszego zwyrodnialca, którym nie byłem.
I o ile wiem skąd są moje obsesje (zakrywanie właściwych potrzeb, szczególnie potrzeby bliskości), to do końca jeszcze z tymi obsesjami sobie nie mogę poradzić.
I w sumie to proszę o pocieszenie i przekonanie mnie, że moje obsesje mnie mylą.
O jaką obsesję chodzi?
Otóż miałem gdzieś 11-14 lat. Etap burzy hormonalnej. Moje głupie dziecięce/nastoletnie zachowanie polegało na tym że wziąłem kota na kolana, miałem przy tym myśli seksualne o tym kocie, trochę go drażniłem (turlałem go chyba), czy przybliżałem sobie do spodni żeby chyba odczuwać jakąś dziecięcą przyjemność. Nie wiem czy się nim pocierałem (choć wątpię w to), nie wiem czy się nie rozebrałem (w to szczególnie wątpię), ale w sumie nic kotu nie zrobiłem - w pewnym momencie uznałem że to głupie zachowanie (tak mi się wydaje) - puściłem kota i sobie poszedł. Nie zrobiłem mu realnej krzywdy (chyba że się mylę?). Kot chciał sobie już wcześniej iść, ale też raczej nie wyrywał się i nie syczał jakoś mocno. Nigdy więcej czegoś takiego nie zrobiłem. To jest raczej dziecięcy wybryk.
Ale prześladuje mnie myśl że to była forma wykorzystania seksualnego/molestowania/kontaktu seksualnego z kotem. Nie potrafię się z tą myślą pogodzić, mimo że mam poczucie że jest głupia, że w sumie nic temu kotu raczej nie zrobiłem. Czy to była forma wykorzystania/molestowania/kontaktu seksualnego z kotem?
I zastanawiam się, co jeżeli to było jednak ocieranie - czy to też w takim pojedynczym przypadku wykorzystanie seksualne?
Albo jeżeli miałem z tej zabawy jakieś zaspokojenie swoich potrzeb seksualnych, czy to była forma wykorzystania (z tego co pamiętam nie miałem wytrysku)?
Miłego wieczora życzę! I z góry dzięki za odpowiedź.