Nie potrzebuję terapii bo to tylko strata czasu, to i tak nie działa. Moja historia wygląda tak: 5 razy na oddziale ratunkowym (panika, szybkie bicie serca, omdlenia). Mój lekarz rodzinny wyśmiewa mnie i mówi żebym wziął się do roboty. Odesłał mnie do psychiatry (zmusili mnie bo nie chciałem iść).
Tam stwierdzono mi nerwicę z napadami paniki oraz ciężką depresję. Zapisali mi leki. Od tej pory coraz częściej mam natrętne myśli i czasami chcę skończyć z życiem. Od 3 miesięcy codziennie mdłości, bóle głowy i zawroty. Do tego nic mi się nie chce i boli mnie całe ciało. Boję się ludzi z nikim się nie spotykam, bo znam ich myśli i wiem, że mogą zagrażać mojemu życiu. Często mam bezsenność, jak zasnę mam wrażenie, że sę już nie obudzę. Mam lęk bez powodu, lekarz rodzinny mówi, że jetem za młody na choroby, a ja mu nie wierzę. Często widzę dziwne plamki, a dźwięki mnie denerwują bo słysze je zbyt wyraźnie. Nie chcę wychodzić z domu, bo wiem, że zasłabnę, poza tym jak już gdzieś wyjdę to wieczorem, ale często kręcą się dziwne typy i szybko wracam do domu. Mam nagłe osłąbienia i przypływy energii. Mój tok myślenia zmienił się bo nic mnie nie cieszy. Codziennie myślę o śmierci, o czasie. Zaczynam interesować się biblią i często gram w szachy ( ale nie mogę się skupić za bardzo ). Mam wrażenie, że w końcu przejrzałem na oczy i widzę jak ten świat wygląda. Wszędzie jest zło a ja cierpię i muszę z nim walczyć na co dzień. Życzę Wam wszystkim wytwałości i lepszego życia, nie wiem gdzie jeszcze mój umysł mnie doprowadzi, ale ciężko mi ze sobą wytrzymać... nie ukrywam >>>