Skocz do zawartości
Nerwica.com

bunio

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bunio

  1. Cześć. Długo się zbierałam, żeby tutaj napisać, przeczytałam chyba milion wątków i... przyszła kryska na matyska. Zaczęło się w sumie od natręctw myślowych, jakoś w czasach szkolnych. Traktowałam to trochę z przymrużeniem oka, nie wiedziałam, skąd się to wzięło, ale z myślą "może nie tylko ja tak mam, dam sobie radę" przeżyłam okres gimnazjum/liceum. Nie wdając się w szczegóły, były to totalnie abstrakcyjne pierdoły, które przychodziły mi do głowy. W pewnym momencie dołączył do tego mechanizm: pomyślałam o xyz, więc muszę to z siebie "zmyć". Potrafiłam przesiadywać w łazience godzinami i z czasem stało się to okropnie uciążliwe, a w dodatku rodzice zaczęli się orientować, że coś jest nie tak. Wtedy stwierdziłam "dobra, nie świruj, co ty w ogóle robisz" i z taką myślą starałam się jakoś funkcjonować. Niestety natręctwa zaczęły się mnożyć i totalnie wymykać spod kontroli. Wyrzucanie ubrań i pewnych przedmiotów codziennego użytku, wydawanie ogromnych sum pieniędzy na nowe... I właśnie to jest to, z czym borykam się do dzisiaj. Kupuję i wyrzucam, bo coś czegoś dotknęło, a coś mi się źle kojarzy, a ja nie chcę się źle czuć iii tak w kółko. Absurd. Mam 23 lata, studiuję, pracuję, czasami bywa cholernie ciężko. Ale teraz mając wiedzę na ten temat oraz wsparcie rodziców powoli zaczynam wychodzić na prostą. Zawzięłam się, powiedziałam sobie po prostu dość. Nie wiem skąd znalazłam siłę, bo wszyscy dobrze wiecie, jak to niszczy psychicznie, ale zaczęłam sobie tłumaczyć, dzień po dniu, że to tylko jakieś głupie natręctwo, błąd w sztuce, coś totalnie irracjonalnego i że nie można się temu tak po prostu poddać. Od jakiegoś czasu jest lepiej, udało mi się zrezygnować z niektórych rytuałów, co prawda czułam się po tym jak weteran wojenny, ale świat się o dziwo nie zawalił. Są też gorsze momenty, czasami uczucie wewnętrznego lęku dosłownie obezwładnia, ale da się to przetrwać. Tak więc walczę, sama ze sobą i ze wszystkim dookoła, mimo tego, że zdarzają się momenty załamania to zaczynam wierzyć, że można te cholerne natręctwa pokonać! :) Podejrzewam, że jest to mój pierwszy i ostatni post na tym forum. Pamiętajcie, że nie warto tracić dobrych chwil, czasu, którego się nie cofnie. Bardzo dużo zależy od nas samych, a kluczem do drzwi wyjściowych jest zmiana myślenia i podejścia - czasami warto spojrzeć na siebie z boku i zobaczyć, jak bezsensowne jest to błotko, w którym się codziennie taplamy. Trzymam za Was wszystkich kciuki, nie dajmy się! :)
×