Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kasia55

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Kasia55

  1. Brawo To normalne, że tęsknisz, skoro go kochasz i też jesteś od niego w pewnym sensie uzależniona. Ważne, żebyś trzymała się podjętej decyzji i nie "wymiękła" w razie gdyby on rzucił terapię i nakłaniał Cię do powrotu. Nie musisz się tłumaczyć, nawet jakbyś się użalała, to pełno tu takich Tak wiem że dużo osób tu tak robi, ale ja naprawę chciałam znaleźć "lekarstwo " na jego "chorobę" wierzyłam z całego serca że uda się uniknąć rozstania. Jednak często chciałam mieć taką osobę której mógłbym się wypłkać w rękaw, jednak było mi wstyd i wszystkie swoje bolaczki przelewam na papier, który później niszczylam by nie wpadł w niepowołane ręce. Użalanie się nad sobą nic nie pomoże, więc po co to robić? Trzeba szukać rozwiązania problemu, a nie płakać nad swym losem bo nikt za nas go nie zmieni, nikt za nas życia nie przeżyje. To jakie będzie nasze życie zależy w dużej mierze od nas samych
  2. Wiem że co niektórzy skrytykują mnie za podejście co do jego osoby ale ja jestem osobą która pamięta nie tylko o wyrzadzonych krzywdach ale też o tym co dobrego mi dano. Mój były mąż gdy związał się ze swoją nową partnerką też próbował rozstać się ze mną w taki sposób żeby wina spadła na mnie, wyrządził mi naprawdę ogromną krzywdę, ja jednak pamiętam o tym że kiedyś był dobrym mężem i ojcem i że to dzięki niemu wyszłam z głębokiej depresji. Choć na początku uważałam że robi ze mnie wariatke. Mimo iż teraz nawet nie rozmawiamy, to gdyby potrzebował mojej pomocy nie zawachałabym się nawet przez chwilę. Bardzo często słyszałam od mojego już byłego partnera "jak masz miękkie serce musisz mieć twardą dupę" to bardzo do mnie pasuje mam miękkie serce i często przez to cierpię ale nie potrafię w sobie tego zmienić.
  3. Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo bałam się przed tą rozmową, ale wcześniej robiłam tak że po prostu uciekałam, teraz powiedziałam NIE! No i co mi zrobi? Znowu uderzy? Przeżyje! Jestem dorosła i tak się zachowam. Serce waliło ze strach w gardle klucha... Ale dałam radę!!! ☺ jego reakcja była dla mnie szokiem. Nie rozumiem dlaczego tak bezproblemowo przebiegła nasza rozmowa , ale byłam z nim w 100% szczera i to przyniosło oczekiwany rezultat. Dziękuję Wam za wsparcie. Teraz muszę tylko poradzić sobie z własnymi słabościami i tęsknotą. Bo on nie zawsze był dla mnie katem, był też osobą która się o mnie troszczyła i dbała o moje potrzeby.
  4. Napisałam na tym forum nie w celu użalania się nad sobą, a chyba bardziej po to by ktoś dał mi "złoty" środek na uratowanie mojego związku. Ale w życiu nie zawsze dostajemy to czego chcemy...
  5. Witam wszystkich, muszę Wam powiedzieć że każdy z Was swoją wypowiedzią dał mi dużo do myślenia. Zdobyłam się na odwagę, po rozmawiałam z moim partnerem, naprawdę szczerze i szczerze mówiąc bałam się jak cholera ale dałam radę. Rozmowa przebiegła bardzo spokojnie. " wiesz kochanie bardzo Cię kocham, ale przerasta mnie Twoja agresja... " sprawa wygląda tak że wyprowadziłam się do rodziców, on zapisał się na terapię. Okazało się że są też prowadzone w weekendy. Nie wiemy co będzie dalej, ale wyprowadziłam się w jego obecności, był spokojny i obiecał że zrobi wszystko by pozbyć się agresji i byśmy mogli znów być razem. Czas pokaże co będzie dalej ale mimo iż nie jest mi obojętny nie chce znów z nim wiązać swoich planów na przyszłość bo ciężko mi uwierzyć w zmianę. Jednak ciężko mi bez niego, tęsknię i chciałbym się tak po prostu przytulić...
  6. Masz rację, ja kiedyś już przerobiłam takie stadium depresji że nie wstawałam z łóżka(tylko do kibelka i to jak już naprawdę musiałam) w domu troje małych dzieci i nie robiłam nic. W takiej sytuacji najważniejsze jest mieć osobę na którą można liczyć. To było kupę lat w stecz i jestem wdzięczna mojemu byłemu mężowi który na siłę zabrał mnie do lekarza, pilnował żebym brała leki, ja uważałam że nic mi nie jest a on próbuje zrobić ze mnie wariatke. Jednak leki które dawał mi na siłę uratowały mi życie, bo myśli samobójcze były już moją codziennością. Wiem co to znaczy iść zrobić siku, umyć głowę czy naczynia to prawdziwe wyzwanie dla osoby w głębokiej depresji
  7. Wiesz co robi normalna kobieta w normalnym związku kiedy facet marudzi? Mówi, żeby zrobił sobie sam lepiej, jak mu się nie podoba. Co więcej - normalny facet dziękuje za obiad, a nie marudzi. Bo to nie jest Twój obowiązek, żeby mu gotować. Jeśli chcesz - możesz. Nie chcesz - nie musisz. Ja nie gotuję, jakoś żyjemy. Dla mojego też, ale nie robi tak: Więc go nie usprawiedliwiaj, bo nie ma znaczenia, co jest dla niego ważne w tym wypadku. Nie oszukuj samej siebie. ON NIE WRACA. Wracają narkotyki, to trawka jest łagodna, nie on. To zwykły ćpun - naćpa się, to jest wesoły, jest na głodzie, to nie panuje nad sobą. A proszę bardzo. Au revoir! Cóż za wspaniałomyślny człowiek. Leje właściwie. Tak, oczywiście, że powinien. Do biegłego sądowego, a raczej biegły do niego. A najlepiej do lekarza w Zakładzie Karnym nr 1 w .... (wpisać właściwe). To ćpun wraca, nie ukochany mężczyzna. Jesteś przekonana o prawdziwości jego uczuć? Świetnie! Jestem od 20 lat mężatką przekonaną o prawdziwości uczuć. Gdyby choć raz mnie uderzył (nie mówię o sytuacjach przypadkowych jak rąbnięcie drzwiczkami od szafki przez nieuwagę) czy poniżył, to nigdy więcej by mnie nie zobaczył. Miałby rozwód z orzeczeniem o winie, odebraną większość majątku (damskich bokserów zwykle można nawet eksmitować na czas postępowania w sprawie o rozwód), musiałby mi zapłacić zadośćuczynienie, skończyłby z wyrokiem skazującym i być może bez pracy (bo w jego pracy wymagana jest "nieposzlakowana opinia"). I wówczas - za przeproszeniem - gówno by mnie obchodziła "prawdziwość jego uczuć". Na szczęście mój małżonek nie ma świerzbiących rączek. Ale Tobie polecam wyżej wymienione rozwiązanie. Zawiadomienie do prokuratury, bo (nie)szanowny pan wiele przestępstw popełnił. Również tych z użyciem przemocy. I nie ma ŻADNEGO ZNACZENIA, że on nie wie i nie chciał. Bo zamiar bezpośredni tutaj bez wątpienia występował, więc to czyn umyślny. I powództwo cywilne o zadośćuczynienie i odszkodowanie (wszak chyba poniosłaś jakąś szkodę majątkową). Zaraz Ci wyliczę, ile mu grozi. Za znieważenie - do roku. Za znęcanie się - do lat 5. Ale jako że to ta sama sposobność... (nie)szanowny pan jest w tzw. ciągu przestępstw, jeśli chodzi o znęcanie się i znieważenie. Jeżeli mamy ciąg przestępstw, to maksymalna granica jest o połowę podwyższona (tzw. nadzwyczajne obostrzenie). A więc: 5 + 5*0,5 = panu grozi 7 i pół roku kary pozbawienia wolności, potocznie więzienia. Jeszcze posiadanie narkotyków - do lat 2. No i mamy dwie kary - 7,5 i 2 lata. Sąd orzeka karę łączną - od najwyższej kary do sumy wszystkich kar. Najwięcej może posiedzieć 9 lat i 6 miesięcy. A Ty mu obiadki serwujesz... Ok, możesz być uzależniona. Ale że KOBIETY tutaj podchodzą do damskiego boksera z taką wyrozumiałością, to aż mi się słabo zrobiło. Autorko, jeżeli chcesz pomocy, to odezwij się do mnie w wiadomości prywatnej. REALNEJ POMOCY, uwolnienia się od niego raz na zawsze, a nie jakiegoś pitu-pitu i traktowania go jak pokrzywdzonego. Witaj, nie mam pojęcia dlaczego i co robię źle ale nie umiem wysłać do Ciebie tej prywatnej wiadomości, może Ty napisz do mnie pierwsza to ja będę mogła po prostu odpisać normalnie. Pozdrawiam
  8. Wiesz, to że jestem na tym forum to dlatego że czuję że jestem na skraju wytrzymałości. Tak naprawdę nie mam z kim o tym porozmawiać, od pół roku praktycznie nie wychodzę z domu, nie mam na to ochoty, siły no sama nie wiem ale tkwie w mojej samotności. Nie przychodzą do mnie też żadne koleżanki ani rodzina. Nie wiem dlaczego ale dobrze mi z tym, mimo iż jeszcze do niedawna chodziłam do ludzi, koleżanki przychodziły do mnie. Z przyjaciółką rozmawiałam co dzień, teraz może raz na dwa, trzy tygodnie. Wczoraj akurat między walkami słownymi z partnerem, ona do mnie zadzwoniła, i nie było tak jak dawniej że pierwsze co powiedziałam jej o tym co się dzieje i co czuje, a wręcz przeciwnie, mówiłam że wszystko jest ok, temat który mnie najbardziej gnebi ominęłam. Nie wiem dlaczego? Co się ze mną stało? Ale zaczynam coraz bardziej dostrzegać że ten związek, to związek bez przyszłości. Że mimo iż wciąż go kocham i nadal mi na nim zależy ( chociaż sama siebie tu nie rozumiem) muszę odejść. Tylko jak? Z kąd wziąć siłę by nie ulec gdy znów ze łzami w oczach będzie przepraszal, obiecywał zmianę i mówił o swoich uczuciach do mnie? Naprawdę tak już było, odchodząc mówiłam sama do siebie, to już naprawdę koniec, choćby nie wiem co powiedział czy zrobił, przecież wiem że to są obietnice bez pokrycia, że za jakiś czas znów zacznie się to samo. A jednak jak krowa na łańcuchu wracam do domu za swoim Panem... Nie wiem dlaczego tak jest, od męża wyprowadziłam się z dnia na dzień po 18latach małżeństwa a tu po tak krótkim czasie nie potrafię tego tak po prostu zrobić. Co do jarania to też tego nie kumam on staje się tak bardzo agresywny już po kilku godzinach bez zielska. Ja niestety nie mam pojęcia jak to jest, bo nie pale tego czegoś
  9. Najwidoczniej uważa, że bicie partnerek jest w porządku. Czemu więc żałuje? Tobie pozostaje również przyjąć ten punkt widzenia. I jak się rozwinęło z tą pracą za granicą? Bo mam wrażenie, że ta historyjka niedopowiedziana jest. Wygląda to tak że wyjechał do pracy za granicą no i pracuję tak jak chciał za dużo lepsze pieniądze, niestety jednak na drugą wizytę u psychologa już nie poszedł gdyż w tym czasie był tam. Nawet nie wspomniał ani razu o tym że nie ma teraz jak chodzić na te spotkania, nie dowiedział się o te spotkania dla osób które stosują przemoc fizyczną i psychiczną, po prostu jak by nie było tematu. Kiedy ja próbowałam o tym mówić odpowiadał, no przecież wiesz sama że nie mam jak, bo w tygodniu mnie nie ma tu. No fakt nie ma go w tygodniu, ale myślę teraz że tak naprawdę to podjęcie tej pracy było mu bardzo na rękę nie tylko z powodów finansowych... Wtedy i teraz wygląda to tak że wyjeżdża do pracy w poniedziałek rano, ok 9 wraca w sobotę około południa. Gdy jest tam, to wiecznie są jakieś dziwne wątpliwości i podejrzenia, np. Co robiłam że nie oddzwonilam odrazu, tylko po dłuższej chwili? No to mówię jak było, wyszłam na ogród i nie wzięłam telefonu bo nie mam kieszeni, a po za tym był pod ładowarka. W odpowiedzi słyszę, tak na pewno miałaś wyciszony żeby Ci nikt nie przeszkadzał... No i żadne moje tłumaczenie nie ma sensu bo on i tak wie lepiej dlaczego nie oddzwonilam odrazu! A zdarzyło się to tylko raz. Dla czego jak jestem u mamy zawsze wychodzę na dwór żeby z nim pogadać? No bo przecież sam wiesz że tam jest kiepski zasięg i najlepszy jest na dworze i to w dodatku na środku drogi i bez ruchu muszę stać, no i znów nie Ty na pewno wychodzisz bo mówisz jej że nie jesteśmy razem, a mi że mnie kochasz, bo i tu i tu mówisz to co ktoś chce usłyszeć żeby mieć z tego korzyści. Moja mama owszem jest tego zdania że powinnam go zostawić, bo wie jaki jest dla mnie i próbowała mnie do tego nakłonić i wcale się jej nie dziwię, każda matka martwi się o swoje dziecko bez względu na jego wiek, ale ja nie kryje przed nią że nadal z nim jestem. No i tak z reguły mija tydzień, są może ze dwie normalne rozmowy, a reszta polega na tym że muszę wysłuchać co, kiedy,jak i dla czego zrobiłam źle, lub też czego nie zrobiłam a powinna. Na przykład, dlaczego sama wyszłaś na spacer? Na pewno nie sama, na pewno się z kimś umówiłaś, no powiedz mi prawdę z kim się umówiłaś no i tak, ja swoje on swoje... Albo często jest tak zadaje mi pytanie, czasami zacznę mówić, a czasami nawet nie zdążę zacząć a on odpowiada za mnie, no szlak mnie trafia, po co pytasz skoro sam wiesz lepiej jaka jest odpowiedź? Bo nawet jak mi się uda wypowiedzieć, a on ma inne zdanie, to na pewno nie jest tak jak mówię ja tylko tak jak mówi on, chyba sądzi że zna mnie lepiej niż ja sama. W dzień powrotu do domu jest spokojny i kochany dla mnie. Zawsze przygotuję jakiś dobry domowy obiad, zjemy, on podziękuję, odstawi talerz do zlewu a nawet powie pyszny obiadek kochanie zrobiłaś, naprawdę smaczny, po tem wiadomo, prysznic, przytulanki i wiadomo... Dzień następny, rano ok przeważnie tak zaczyna się nerwy klimat od śniadania, lub nie długo po. Wojna... Krzyki, wyzwiska, groźby, coś takiego w jego oczach że aż mnie przeraża. Ja zastanawiam się czy tym razem znów oberwe? Jak to zrobić żeby uciec z tąd? Jak odpowiadać na pytania żeby go nie rozwscieczyc jeszcze bardziej, jak powstrzymać narastającą agresję? A na słowa " bo zaraz ci przyje.. e, jak dostaniesz wstrząsów to może zaczniesz myśleć tak jak trzeba tłuczku jeden" Wiem że od ciosu dzielą mnie już tylko chwilę, i obsesyjnie myślę jak się z tąd wydostać? Przecież on mi nie pozwoli wyjść. No i różnie się kończy, albo uciekne na kilka godzin i gdzieś przeczekam, albo on w końcu daje mi spokój i kupuję i pali albo dostaje lanie i jeszcze trochę obelg a po tem wychodzi kupić, pali wraca pali i znów jest normalnie ale tak jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Kiedyś mówiłam mu że po takim czymś ja nie potrafię tak na zawołanie zapomnieć o tym co mi zrobił i jak bardzo zranił, ale to go irytowało więc z obawy przed kolejnymi akcjami zaciskam zęby i tak jak on udaje że nic się nie stało i tłamsze swoje uczucia w sobie. Do następnego dnia jest już ok, rano tylko chwilę coś tam mu się nie podoba ale szybko przestaje ze swoim zlosliwosciami. No i tak tydzień w tydzień, historia się powtarza, jedynie zmieniają się tylko powody do awantury, albo czas jej trwania, no i loteria uderzy tym razem czy nie? A coraz częściej kończy się na tak, tylko mocniej lub słabiej
  10. Witam serdecznie wszystkich. Muszę Wam powiedzieć że dzisiaj po kolejnych krzywych fazach mojego partnera, które funduje mi przez telefon ( bo jest w pracy za granicą) poraz kolejny czytałam Wasze komentarze. No i wydaje mi się że macie rację, ON SIĘ NIE ZMIENI! Czy ja naprawdę chcę tak żyć? Czy to jest dobre żeby martwić się tylko o drugą połowę? Własnym kosztem? Przecież jeszcze trochę to ja będę potrzebowała pomocy, no i kto mi wtedy pomoże? On? Wątpię, a wiecie dlaczego to właśnie dzisiaj do mnie dotarło? Bo dzisiaj mój syn zadzwonił do mnie i spytał czy może przyjechać na kilka dni do mnie. Bez wahania i chwili zastanowienia, "powiedziałam pewnie że tak kochanie" przecież to moje dziecko i zawsze znajdę dla niego czas i miejsce w domu. Nawet przez myśl mi nie przyszło że coś takiego się wydarzy... Więc tak, syn dzwonił rano i zaraz po tym był już u mnie, w południe gdy mój partner wyspał się po nocce zadzwonił do mnie, no i jak zwykle zdaje mu relacje jak do tej pory mija mój dzień. Rozmowa spokojna, miła, ale tylko do momentu kiedy zaczynam mówić że syn jest u nas i że przyjechał na kilka dni, zmiana tonu partnera była natychmiastowa. Od razu wyczułam nie zadowolenie i rozdrażnienie, w końcu pyta " na ile przyjechał?" nie wiem, na ile będzie chciał, a co jest jakiś problem? " on tylko NIE CO NIE MOGĘ ZAPYTAĆ? No możesz. Ale za chwilę A na czym on będzie spał? Powinnaś kiedy do Ciebie zadzwonił i zapytał to za nim mu dasz odpowiedź powinnaś najpierw zadzwonić do mnie i zapytać czy nie mam nic przeciwko temu. W tym momencie nie zapanowałam nad swoim emocjami i wybuchłam... Dobrze że syna akurat nie było w domu i nie słyszał tej rozmowy. Powiedziałam mu że kiedy się ze mną wiązał doskonale wiedział o tym że mam dzieci i że to jest normalne że czasami będą one pojawiać się w naszym życiu, że mam prawo sama decydować o tym kiedy mogę spotkać się z własnymi dziećmi, a on nie ma prawa mi tego bronić, bo dla mnie moje dzieci to najważniejsze skarby i zawsze są tu mile widziane, nawet bez zapowiedzi... Że żaden facet nigdy nie będzie dla mnie ważniejszy niż one i jak stanę przed wyborem dzieci czy facet to zawsze bez zastanowienia wybiorę dzieci! Uważam że jak by naprawdę mnie kochał to nawet gdyby nie był zadowolony z faktu że któreś dziecko do mnie wpadło na kilka dni to nic by nie powiedział bo wie jak bardzo się cieszę jak się widzimy, jakie to dla mnie wazne i gdyby faktycznie mu na mnie zależało, na moim szczęściu, a nie tylko patrzył na to by to jemu było dobrze to potrafił by to jakoś znieść w milczeniu. Wiem że to możliwe, bo sama to przerobiłam. Po pierwszym razie gdy podniósł na mnie rękę miałam do niego tak ogromny żal że nie mogłam sobie z tym poradzić, odczuwałam potrzebę rozmowy o tym co się wydarzyło i próbowałam zrozumieć dlaczego? Co w moim zachowaniu wzbudziło w nim aż taką agresję? Jednak dla niego takie rozmowy były bardzo trudne, stawał się smutny, przepraszał za każdym razem ze łzami w oczach, a później długo chodził przygnębiony. Więc w którymś momencie stwierdziłam dobra, koniec z tymi rozmowami bo mi w prawdzie jest dzięki nim trochę lepiej ale on za to czuję się przez to dużo gorzej. Nie patrzyłam na własne dobro, bardziej liczył się on i jego szczęście niż moje. No i co mi z tego przyszło? Chyba tylko to że, tu przyznaje Wam rację jest coraz gorzej. Ten post zaczęłam pisać wczoraj około godziny 12.00 po pierwszej naszej dzisiejszej rozmowie, a raczej ostrej wymianie zdań( przez telefon miałam odwagę powiedzieć mu co mysle) przez resztę dnia ciągle dzwonił i za każdym razem z innymi pretensji mi, a to wtedy było źle, a to wtedy zrobiłaś nie tak... Itp. W końcu zadzwonił i spytał " czy Ty chcesz urodzić mi dziecko?" po całym dniu kłótni było mi już wszystko jedno, miałam dość, powiedziałam " NIE BO NIE CHCE BY DZIECKO DORASTAŁ W TAKIEJ RODZINIE GDZIE TATA NIE SZANUJE MAMY I PATRZYŁ JAK JĄ BIJE, na co on że dziecko by dużo zmieniło, ja jednak nie ugiecie, że powinno to wyglądać tak że najpierw musi się zmienić, przestać stosować przemoc wobec mnie i zacząć mnie szanować a dopiero po jakimś czasie spokojnego, stabilnego i udanego życia razem można zacząć myśleć o dziecku. Później znów powiedziałam coś (szczerze nawet nie pamiętam co) że wyprowadziło go to tak z równowagi że zaczął krzyczeć że mam się z tąd wynosić i że jak on wróci to nie chce mnie tu widzieć, na co ja ze spokojem odpowiedziałam " dobrze ostatni raz spelnie Twoją wolę i jeszcze dzisiaj się pakuję i wynosze z tąd, po czym się rozlaczylam. Chwilę później były sms.y proszę nie rób tego, zadzwoń do mnie proszę (no nie wierzę, on pisze do mnie proszę?) z mojej strony zero odzewu, to zaczęły się telefony, w końcu odebrałem, ale nadal nie ugielam się, zdawałam tylko jedno pytanie " skoro jestem taka zła, nic nie potrafię i wszystko robię źle to dlaczego kiedy chcę odejść Ty prosisz bym tego nie robiła? Nie uzyskałam odpowiedzi na moje pytanie. Za to gdy widział że prośby nie przynoszą efektu, zaczęły się groźby, jak wrócę to lepiej dla Ciebie żebyś tam była, bo jak Cię nie będzie to nie wiem co zrobię, ale to na pewno nie będzie miłe dla Ciebie. Powiedziałam żeby mi nie groził bo się go nie boję, no to znów zmiana taktyki, typu, no przecież ja Cię kocham i chcę dla Ciebie jak najlepiej.... Bzdura moim zdaniem, ale tak naprawdę to teraz siedzę i myślę co ja mam zrobić? Przecież dzisiaj po raz pierwszy tak mu wszystko wygranełam, że jest chamem, prostakiem który nie szanuje kobiet, narcyzem, egoistą, że uważa się za kogoś lepszego niż ja bo więcej zarabia i jak mówi dlatego ja mam wsadzić mordę w kubeł i robić tak jak on tego chce. Życzyłam mu nawet żeby kiedyś jego spotkała taka sytuacja jak teraz mnie i żeby jego też ktoś tak potraktował i zeszmacił, powiedziałam że za wszystkie nasze kłótni i niepowodzenia obwinia mnie, ale ja mam za sobą jeden nie udany związek, który w dodatku trwał przez 18 lat, a on miał ich tyle że się pogubiłam i każdy jeden kończył się tak samo, to jego każda kobieta zostawiła i w dodatku z tego powodu że bił robiły to tak że poprostu uciekały z domu pod jego nieobecności. Takie cudowne życie jest u jego boku, ale on nadal uważa się za ideał, nie da sobie nic wytłumaczyć nawet nie ma zamiaru postarać się zrozumieć mnie no i nadal za wszystko obwinia mnie. Nawet czepił się tego że z koleżanką rozmawiałam (podczas gdy odwozilismy go na pociąg) na taki temat a nie inny i nie powinno to tak wyglądać tylko tak... No poprostu szok, nawet temat do rozmów z koleżanką mi będzie dyktował? Sądzę że on potrzebuje takiej kobiety, która pozwoli mu się ubezwlasnowolnic, będzie mu bezgranicznie posłuszna i nie będzie wyrażać własnego zdania, tylko zawsze będzie mówić i postępować zgodnie z jego zasadami i oczekiwaniami. Nie wiem czy taką znajdzie, ale ja mam dość! Po dzisiejszym dniu i po tym jak naprawdę starałam się nakłonić go do tego by zastanowił się nad tym czy faktycznie on jest taki idealny i nigdy nie popełnił błędu, nigdy nie zawinił? Po tym jak starałam się mu wiele kwestii wyjaśnić, jak z mojego punktu widzenia to czy tamto wygląda, a on dalej jak osioł, że to on ma rację i to że są awantury i agresja to moja wina, to ja to wszystko prowokuje i koniec. Nie uważam się za ideał, zdaje sobie sprawę z tego że też popełniam błędy, ale nie zawsze i nie wszystko co złe jest moją winą. A jak już brakowało mu argumentów, a ja wciąż twardo mówiłam to koniec, bo uważam że ten związek jest bez przyszłości, to że on taki, że tak gada, że marudzi,bo chcę dla mnie jak najlepiej i nie może patrzeć jak wszyscy mnie w dupę kopią bo mnie kocha i dla tego że chce bym się zmieniła tak by inni mu zazdroscili że ma taką kobietę... Żeby mógł być ze mnie dumny. Poprostu brak słów. No więc teraz tak, nagadałam mu dzisiaj tak bardzo że na 100% po powrocie do domu będzie chciał mnie za to ukarać w taki czy inny sposób, obiecał że nie uderzy jak wróci, ale już nie raz składał takie obietnice, iść do rodziców, przecież tam jest za blisko, na pewno przyjdzie, mam fundowac schrowanym rodzicom taki stres? A tam nawet jak zadzwonię na policję to zanim dojadą to zdążył z 10 razy mnie zamordowac i pochować. No i teraz mam ogromny problem co ja mam w tej sytuacji zrobić? Prawda jest zupełnie inna niż mu powiedziałam ( nie strasz mnie bo ja się Ciebie nie boje) tak naprawdę to umieram ze strachu, ale sądzę że lepiej dla mnie będzie jak on się o tym nie dowie. Proszę piszcie co myślicie o tym wszystkim? Co powinnam zrobić? Zostać? Tak jak chciał i ryzykować nie laniem? Czy może lepiej uciekać póki jeszcze nie wrócił?
  11. Witam serdecznie, naprawdę uważasz że to co czuję do mojego partnera to nie jest miłość tylko uzasadnienie? Wiesz dałaś mi sporo do myślenia tym stwierdzeniem. Ja sama nigdy w ten sposób o tym nie myślałam. Czasami sama się sobie dziwię, dlaczego wciąż mu wybaczam? Dlaczego mimo iż zawiódł mnie tyle razy, daje kolejne szansy? Dlaczego kiedy płacze i mówi że żałuję tego co zrobił, że to się więcej nie powtórzy, że wie że źle robi, zawsze mu w to uwierzę i zmiekne i wrócę... Mimo iż jakiś głos w głowie mówi mi " przecież on się nie zmieni, za kilka dni znów będzie to samo" serce wymięka. No a potem okazuje się że jednak ten głos miał rację... I znów to samo? Błędne koło z którego nie potrafię wyjść. Proszę pomóżcie mi? Jak mam to zmienić?
  12. Witam, wiesz nie do końca zrozumiałaś kwestię dotyczącą dziecka. To jest tak że ja mam dzieci z małżeństwa ale po ostatniej ciąży podwiązali mi jajowody. On bardzo pranie mieć ze mną dzieci i kiedy był czas kiedy on był spokojny i nasz związek uważam był " normalny" myśleliśmy o poczuciu metodą in vitro, wtedy nawet też chciałam po raz kolejny zostać mamą, mimo obaw że już może sobie nie poradzę, w końcu moje dzieci już są takie duże. Jednak teraz to ja nie mam zamiaru starać się o dziecko, sama mam świadomość tego że zagotowała bym mu piekło w takiej rodzinie. Bardzo żałuję że nie mam możliwości powiedzieć mu tego w prost ( boję się jego reakcji) na razie tylko omijam ten temat. Po za tym nie mogę mieć z nim dziecka, no bo skąd mogę mieć pewność że i dziecko by nie obrywało? Partner powiedział kiedyś " Tylko Ty potrafisz mnie tak wk...ć bo Cię kocham i mi na Tobie zależy" no a własne dziecko też będzie kochał i też mu będzie na nim zależało... Prawda? Może i jestem w nim zakochana, no bo w końcu on pokazał mi że potrafi być dobrym człowiekiem, ale nie jestem aż tak lekko myśla by decydować się na dziecko. Tak samo jest co do kwestii o której wcześniej nie wspomniałam, kwestii ślubu, oświadczyny owszem przyjęłam, ale do ślubu wcale się nie śpiesze. Przecież nie wiem co dalej będzie? Dlaczego on tak się zachowuje? Czy da się zmienić jego nagłe wybuchy agresji? No i jak długo dam radę by walczyć o drugą osobę własnym kosztem?
  13. Hej, co masz na myśli poprzez swój komentarz? No i może możesz podzielić się swoimi zdaniem na ten temat?
  14. Wiecie co tak naprawdę to spodziewałam się dużo negatywnych komentarzy na mój temat. Wcale się nie dziwię że usłyszałam tyle negatywnych rzeczy, sama kiedyś też tak komentowałam kobiety, które postępują tak jak ja teraz. Jednak tu jest ta różnica że ja naprawdę jestem przekonana o prawdziwości jego uczuć do mnie. Po pierwsze to gdy mieliśmy naprawdę poważny kryzys i nie wytrzymałam już psychicznie wyprowadziłam się do rodziców, nie odbierałam telefonów ani nie odpisywałam na sms.y. Jednak pn nie odpuszczał, w końcu znów zaczęłam z nim rozmawiać, na początku tylko przez telefon i tylko po to by powiedzieć mu żeby dał mi spokój i żeby go nazwymyślać. Czułam do niego żal, złość a może nawet nienawiść. On błagał o spotkanie, mówił o tym że nie wyobraża sobie życia beze mnie, kiedy spytałam dlaczego przecież jestem taka beznadziejna jego zdaniem? On na to że to nie prawda, że wcale tak nie myśl i nie umie wyjaśnić mi dlaczego potrafi mi tak dokopać słowami, mówię mu na to ale ja przecież nie mogę mieć dzieci a Ty tego bardzo pragniesz, więc po co chcesz ze mną być? Znajdź taką która da Ci to czego pragniesz. On że chce być właśnie ze mną bo nigdy żadna kobieta nie była dla niego taka dobra jak ja i jest w stanie pogodzić się z tym że możemy nie mieć dzieci. Postawiłam wtedy właśnie warunek, WRÓCĘ DO DOMU ALE PÓJDZIESZ DO PSYCHOLOGA, nie było żadnego sprzeciwu ( gdzie wcześniej gdy tylko coś wspominałam na ten temat słyszałam, JA NIE JESTEM NIE NORMALNY itp. Za to usłyszałam zrobię wszystko tylko wróć do mnie, nie umiem, nie chcę żyć bez Ciebie. Umówiłam go na wizytę do psychologa, poprosił mnie bym poszła z nim, wspierała go, miał obawy że sam nie da rady i zrezygnuje w ostatniej chwili. Poszliśmy więc razem, pod gabinetem spytał czy wejdę z nim, zgodziłam się. Nawet bardzo podobała mi się jego propozycja. Kiedy mówił pani psycholog o swoim problemie był bardzo zdenerwowany ale mówił wszystko zgodnie z prawdą ( to był dla niego prawdziwy wyczyn gdyż czasami nawet do mnie nie potrafił powiedzieć że mnie uderzył) powiedział BIJE KOBIETY I NIE WIEM DLACZEGO TAK ROBIĘ ALE NIE UMIEM TEGO POWSTRZYMAĆ i spojrzał na mnie, ja dodałam że tylko swoje partnerki, trzymał mnie mocno za rękę. W tedy z ust pani psycholog padło pytanie " czy wie Pan kiedy to nastąpi? On WŁAŚNIE NIE WIEM TO JESTEŚ JAK PSTRYKNIECIE PALCAMI, UDERZE I ZARAZ ŻAŁUJĘ, NIGDY NIE MIAŁEM ZAMIARU UDERZYĆ NIE CHCE TAK ROBIĆ. Wtedy padła propozycja aby poszedł na spotkania grupy wsparcia dla osób które stosują przemoc fizyczną i psychiczną, zgodził się bez wahania. Jednak wszystko ułożyło się nie tak, dostał propozycje pracy za granicą i postanowiliśmy że musi z niej skorzystać. Jak za tem nie trudno się domyślić to była pierwsza i ostatnia wizyta i koniec terapii, która nie zdążyła się zacząć. Teraz nie ma możliwości pójść w tygodniu do psychologa
  15. Witam serdecznie, od półtora roku jestem w związku z partnerem który można powiedzieć że nałogowo pali marihuanę. Był czas około 3 miesięcy kiedy odstawił palenie, był wtedy trochę bardziej pobudzony, ale nie agresywny. Wiem że miał bardzo trudne dzieciństwo, jego ojciec pił alkohol i stosował przemoc wobec matki( czy wobec niego nie wiem) w wieku ośmiu lat, mama przygotowywała go do 1 komuni świętej. Cyt " wstałem rano, zdziwiony że mama mnie nie budzi do szkoły, biegnę do jej pokoju, zadowolony bo nauczyłem się wierszyka, wołam mamo, mamo... a ona się nie rusza, dotykam ją, a ona zimna, nie żyje. Byłem sam z nią w domu, ojciec był już w pracy. Nie płakałem, sam poszedłem do sąsiadki i zadzwoniłem na pogotowie" Za każdym razem jak o tym mówi ma łzy w oczach i tak jakby miał pretensje do matki i nie rozumiał że ona zmarła we śnie a nie odeszła, bo mówił " bo matka za szybko mnie zostawiła". Mój partner był już w wielu związkach, lecz z powodu jego agresji każda partnerka odchodzi. Ja jednak bardzo go kocham i chcę z nim być, ale muszę pomóc nam. Teraz sytuacja wygląda tak że kiedy mój ukochany zapali tzw. blanta jest dla mnie cudowny i kochany, przytula, całuję, pieści, mówi komplementy, chwali moją kuchnię, uśmiecha się, ma ochotę na seks i wciąż mówi że bardzo go podniecam i że jestem śliczna. Jednak w parę chwil ten raj na ziemi zamienia się w piekło (najczęściej wtedy gdy nie pali marihuany) nagle z byle powodu robi się coraz bardziej nerwowy, najpierw mówi z pretensją, potem wrzeszczy że całe osiedle go słyszy, aż w końcu dochodzi do rękoczynów. Wtedy jego zdaniem wszystko robię źle, nie mam zasad np. Obiad tydzień temu był o godz 14 awantura bo obiad powien być podany o 13 no to teraz podaję o 13 i też nie ta pora, czasami mam wrażenie że nie pamięta co mówił wcześniej. Jak bym nie zrobiła to i tak źle! Nagle jestem zerem, brzydka i smierdząca i nic nie potrafię, nawet gotować. Słyszę wtedy że powinnam go po stopach całować za to że w ogóle chce ze mną być, bo mnie na pewno nikt by nie chciał, a on może mieć każdą jaką zechce i na pewno ladniejszą i lepszą niż ja. Mówi wtedy " nie podoba się to won do matki" albo mówi że się wyprowadzi. Wtedy muszę odpowiadać na pytania ( najlepiej dla mnie jest gdy udzielam takich odpowiedzi jakie on chce usłyszeć) za brak odpowiedzi lub zła odpowiedź obrywam. Bo mówi że go ignoruje, wtedy uważa się za kogoś lepszego niż ja, mówi że nawet zwykła ćpunka jest lepsza od de mnie bo ona może mieć dzieci a ja nie(tymi słowami zawsze rani mnie najbardziej, bo to przecież nie moja wina że nie mogę urodzić mu dziecka, mimo iż bardzo bym chciała) uważa że to moja wina że się tak wściekł, bo ja np. " krzywiłam się bo on grał, lub był na fb" gdzie wcale tak nie było. Często wpiera mi rzeczy nie prawdziwe bo jemu się wydaje że ja to czy tamto... Jeżeli dojdzie do przemocy wobec mnie i uda mi się uciec z domu, bądź czasami sam mnie wyrzuci, to wtedy wracam dopiero po kilku godzinach, on w tym czasie kupi zielsko, zapali i jak wracam jest już spokojny. Ostatnio po takiej akcji i kilku godzinach w parku bez grosza, telefonu itp. po operacji, gdzie nie dość że powinnam dużo leżeć to jeszcze mogłam zostać kaleką gdyby nie tak mnie uderzył, chciałam się wyprowadzić. Wiedziałam że mogę się już spokojnie spakować i że już nic mi nie zrobi, bo wtedy jest już spokojny. Gdy się pakowałam chodził za mną i pytał czy naprawdę tego chcę, " nie chce, ale wiem że tak będzie najlepiej", gdy już miałam wychodzić złapał mnie za rękę i ze łzami w oczach poprosił bym została, kiedy się zgodziłam kazał mi się położyć, odpocząć i biegał wokół mnie, a to zrobię Ci kanapki, kawę... Dla mojego partnera duże znaczenie mają pieniądze, kiedy jest dobrze to nie żałuję mi na nic, jednak w tych napadach bardzo często wspomina mi że zarabiam mniej niż on i że powinnam ruszyć dupę do roboty, no ale przecież on doskonale wie że w tym momencie z powodu mojej choroby nie mogę jeszcze przez jakiś czas podjąć żadnej pracy. Kiedy jest spokojny jest wspaniałym partnerem, ale te napady agresji mnie przerastają, jednak bardzo go kocham i chcę mu jakoś pomóc ale nie mam pojęcia jak to zrobić. Boję się że nie dam rady i w końcu odejdę ze strachu, już teraz cała się trzese w takich sytuacjach i długo po nich. Wtedy naprawdę nawet najprostsze czynności sprawiają mi trudność. Na początku kiedy dochodziło do rękoczynów, to po napadzie furii zawsze ze łzami w oczach bardzo serdecznie mnie za to przepraszał, jednak to stawało się coraz rzadziej, aż w końcu przestał mówić przepraszam. Teraz gdy wraca mój łagodny ukochany mężczyzna jest tak jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, za to zaczął bardzo często w różnych sytuacjach pytać czy już zawsze będę z nim. Proszę o pomoc, co to może być? Czy mój partner powinien iść do lekarza, jak tak to do jakiego? I jak nakłonić go do pójścia do lekarza? Bo on uważa że z nim jest wszystko w porządku, jak sam mówi.
  16. Witam serdecznie, od półtora roku jestem w związku z partnerem który można powiedzieć że nałogowo pali marihuanę. Był czas około 3 miesięcy kiedy odstawił palenie, był wtedy trochę bardziej pobudzony, ale nie agresywny. Wiem że miał bardzo trudne dzieciństwo, jego ojciec pił alkohol i stosował przemoc wobec matki( czy wobec niego nie wiem) w wieku ośmiu lat, mama przygotowywała go do 1 komuni świętej. Cyt " wstałem rano, zdziwiony że mama mnie nie budzi do szkoły, biegnę do jej pokoju, zadowolony bo nauczyłem się wierszyka, wołam mamo, mamo... a ona się nie rusza, dotykam ją, a ona zimna, nie żyje. Byłem sam z nią w domu, ojciec był już w pracy. Nie płakałem, sam poszedłem do sąsiadki i zadzwoniłem na pogotowie" Za każdym razem jak o tym mówi ma łzy w oczach i tak jakby miał pretensje do matki i nie rozumiał że ona zmarła we śnie a nie odeszła, bo mówił " bo matka za szybko mnie zostawiła". Mój partner był już w wielu związkach, lecz z powodu jego agresji każda partnerka odchodzi. Ja jednak bardzo go kocham i chcę z nim być, ale muszę pomóc nam. Teraz sytuacja wygląda tak że kiedy mój ukochany zapali tzw. blanta jest dla mnie cudowny i kochany, przytula, całuję, pieści, mówi komplementy, chwali moją kuchnię, uśmiecha się, ma ochotę na seks i wciąż mówi że bardzo go podniecam i że jestem śliczna. Jednak w parę chwil ten raj na ziemi zamienia się w piekło (najczęściej wtedy gdy nie pali marihuany) nagle z byle powodu robi się coraz bardziej nerwowy, najpierw mówi z pretensją, potem wrzeszczy że całe osiedle go słyszy, aż w końcu dochodzi do rękoczynów. Wtedy jego zdaniem wszystko robię źle, nie mam zasad np. Obiad tydzień temu był o godz 14 awantura bo obiad powien być podany o 13 no to teraz podaję o 13 i też nie ta pora, czasami mam wrażenie że nie pamięta co mówił wcześniej. Jak bym nie zrobiła to i tak źle! Nagle jestem zerem, brzydka i smierdząca i nic nie potrafię, nawet gotować. Słyszę wtedy że powinnam go po stopach całować za to że w ogóle chce ze mną być, bo mnie na pewno nikt by nie chciał, a on może mieć każdą jaką zechce i na pewno ladniejszą i lepszą niż ja. Mówi wtedy " nie podoba się to won do matki" albo mówi że się wyprowadzi. Wtedy muszę odpowiadać na pytania ( najlepiej dla mnie jest gdy udzielam takich odpowiedzi jakie on chce usłyszeć) za brak odpowiedzi lub zła odpowiedź obrywam. Bo mówi że go ignoruje, wtedy uważa się za kogoś lepszego niż ja, mówi że nawet zwykła ćpunka jest lepsza od de mnie bo ona może mieć dzieci a ja nie(tymi słowami zawsze rani mnie najbardziej, bo to przecież nie moja wina że nie mogę urodzić mu dziecka, mimo iż bardzo bym chciała) uważa że to moja wina że się tak wściekł, bo ja np. " krzywiłam się bo on grał, lub był na fb" gdzie wcale tak nie było. Często wpiera mi rzeczy nie prawdziwe bo jemu się wydaje że ja to czy tamto... Jeżeli dojdzie do przemocy wobec mnie i uda mi się uciec z domu, bądź czasami sam mnie wyrzuci, to wtedy wracam dopiero po kilku godzinach, on w tym czasie kupi zielsko, zapali i jak wracam jest już spokojny. Ostatnio po takiej akcji i kilku godzinach w parku bez grosza, telefonu itp. po operacji, gdzie nie dość że powinnam dużo leżeć to jeszcze mogłam zostać kaleką gdyby nie tak mnie uderzył, chciałam się wyprowadzić. Wiedziałam że mogę się już spokojnie spakować i że już nic mi nie zrobi, bo wtedy jest już spokojny. Gdy się pakowałam chodził za mną i pytał czy naprawdę tego chcę, " nie chce, ale wiem że tak będzie najlepiej", gdy już miałam wychodzić złapał mnie za rękę i ze łzami w oczach poprosił bym została, kiedy się zgodziłam kazał mi się położyć, odpocząć i biegał wokół mnie, a to zrobię Ci kanapki, kawę... Kiedy jest spokojny jest wspaniałym partnerem, ale te napady agresji mnie przerastają, jednak bardzo go kocham i chcę mu jakoś pomóc ale nie mam pojęcia jak to zrobić. Boję się że nie dam rady i w końcu odejdę ze strachu, już teraz cała się trzese w takich sytuacjach i długo po nich. Wtedy naprawdę nawet najprostsze czynności sprawiają mi trudność. Proszę o pomoc, co to może być? Czy mój partner powinien iść do lekarza, jak tak to do jakiego? I jak nakłonić go do pójścia do lekarza? Bo on uważa że z nim jest wszystko w porządku, jak sam mówi.
×