Skocz do zawartości
Nerwica.com

karina1980

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez karina1980

  1. Mąż wie o mnie PRAWIE wszystko ale obawiam się czy on to wszystko udźwignie jak tak będę mu dokładać.
  2. Witam Wszystkich nathaliee, próbowałam kiedyś rozmawiać z siostrą - nawet częściowo przyznała mi rację - ale później zaczęła to wszystko wypierać. Myślę, że boi się kontaktu ze mną abym jej nie przypominała dawnych czasów. refren, męża mam super, to jest najlepszy człowiek z jakim miałam w życiu do czynienia. Dziś rano (nie był to pierwszy raz ) zaśpiewał mi piosenkę, taką jaką śpiewa się małym dzieciom i uświadomiłam sobie, że mi nikt takich piosenek nie śpiewał. Zapytałam go czy mama mu tę akurat śpiewała a to jego tata. Mój Boże jakie to ważne mieć to szczęście w postaci tak uczuciowych rodziców. Nie mamy dziecka chociaż się staramy od kilku lat. Czuję pustkę a jednocześnie ulgę bo nie wiem czy potrafiłabym je kochać. Wiem, że Kocham męża ale takie uczucia są we mnie zamrożone i muszę je siłą wyłuskiwać z otchłani - jest to ciężka praca, tak jakbym łamała samą siebie. Nie lubię siebie takiej zimnej, nie chcę taka być...
  3. agusiaww, dziękuję Ci za te słowa
  4. Witam, nie usłyszałam przepraszam ani dziękuję, ojciec chyba uważa siebie za pokrzywdzonego. Pewnie po części ma rację bo cała rodzina cierpiała.
  5. Nie używałam wcześniej takiego avatara a żelki uwielbiam, mniam. Rozliczam się sama ze sobą już od kilku lat, docieram do coraz odleglejszej przeszłości i zbieram to wszystko w całość. Jest ciężko a jednocześnie powoli pozbywam się balastu tego całego bagna.
  6. Jeszcze kilka lat temu mój ojciec był w mojej wyobraźni idealnym tatusiem jednak ostatnimi czasy zaczynam wszystko widzieć w innych barwach. Pojawił się obraz człowieka dbającego tylko o swoją wygodę, nie znoszącego sprzeciwu, potrafiącego tylko krytykować i nie mającego dobrego słowa dla własnych dzieci. Obojętność i odpychanie od siebie problemów to był jego sposób na życie. A mama, cóż mogła uczynić ciężko chora osoba, która przeżywała dramat uwięziona we własnym ciele.
  7. Kontrast, kilka lat temu błąkałam się po różnych forach i może coś pisałam. Mam zamiar poszukać terapii ale warunek jest taki aby była bezpłatna. Przed chwilą wróciłam od swojego ojca, chciałam poruszyć tematy przeszłości. Zaczęłam od sprawy mojego pobytu w szpitalu z przedawkowania leków. Zapytałam go czy pamięta ile wtedy miałam lat- kolejny szok- podobno 9-10 ale on nie pamięta niczego, twierdzi, że jak przez mgłę. Gdyby był prawdziwym rodzicem a nie EGOISTĄ to by mu się wryło w pamięć, przecież ja prawie zeszłam w tym szpitalu.
  8. Witam Od leków się oderwałam, samo mi przeszło. Po śmierci mamy nie miałam dostępu do nich. Z alkoholem walczę i boję się go. Mam ochotę się czasem napić kieliszek, dwa ale na tym koniec. Nie mam epizodów pijackich ale jest coś na rzeczy bo czuję uśmierzenie po wypiciu. Pierwszy kontakt z terapią miałam po bardzo drastycznym rozstaniu z mężem i była ona nakierowana na mnie jako ofiarę przemocy w rodzinie. Trwała 1,5 roku, brałam też udział w grupie DDA/DDD ale rozpadła się ona. Czuję, ze potrzebuję wsparcia, bo coraz więcej trupów wypada z szafy i mnie przygniatają
  9. Witam Was Mam 36 lat i wrażenie, że całe moje życie to pasmo nieszczęść, smutku i popełnionych błędów/grzechów. Przyciągam złych ludzi i sytuacje. Przedstawię same fakty bez swojego komentarza i bolesnej refleksji. Wychowałam się w pełnej rodzinie, a mam wrażenie jakbym była bezpańskim psem. Rodzice nie interesowali się ani mną ani moją młodszą siostrą. Mamy nie pamiętam jako osoby zdrowej, chorowała odkąd pamiętam, była osobą niepełnosprawną w pełni zależną od osób trzecich, zmarła gdy miałam 20 lat. Zachorowała po urodzeniu mnie, potem jeszcze urodziła moją siostrę co dobiło ostatecznie jej stan zdrowia. Ojciec uciekał z domu w pracę, gdy bywał w domu nie można go było denerwować, bo jak to mama mówiła - odejdzie i nas zostawi. W tej sytuacji ze wszystkimi trudami życia musiałam sobie radzić sama, nie miałam żadnego wsparcia od najmłodszych lat. Nawet gdy w wieku około 5-6 lat dotknęły mnie po raz pierwszy przypadkowe zachowania pedofilskie, potem w wieku około 10 lat oraz 12-13. Były to wydarzenia jednorazowe za każdym razem od innej obcej osoby ale wyryły we mnie jakąś ranę. Bardzo wcześnie rozwinęłam się jako kobieta, nikt mi niczego nie wyjaśniał, więc gdy zaczęłam miesiączkować znienawidziłam swoje ciało i po podsłuchaniu rozmowy mamy z sąsiadką o skutku ubocznym jej leków, które zatrzymały miesiączkę podkradłam mamie jedną fiolkę i połknęłam wszystko. Ledwie mnie odratowali w szpitalu ale w domu cały temat został przemilczany jak wszystkie inne problemy. W wieku 12 lat przez przypadek dowiedziałam się, że mama jest w ciąży i musi zostać poddana aborcji gdyż urodzenie mojej siostry/brata zagraża jej życiu. Przeżyłam szok jak również ulgę... Nie wiem w jakim wieku ale mogło to być około 10-12 roku życia spróbowałam alkoholu z domowego barku, uśmierzał ból istnienia w sposób niezastąpiony, rodzice udawali, ze nic nie widzą i tak się to ciągnęło latami. W ostatniej klasie podstawówki zostałam zgwałcona na sylwestrowej imprezie przez trzech chłopaków- byłam pijana i samego aktu nie pamiętam ale otoczenie "kolegów i koleżanek " mnie o tym poinformowało. Czułam, że stało się coś strasznego, straciłam dziewictwo, a zrobiono ze mnie dzi...kę na całym osiedlu. Oczywiście rodzicom bałam się cokolwiek powiedzieć, mama ciężko chora, a taty nie można denerwować. W szkole średniej uśmierzałam się lekami znowu podkradanymi mamie, wiedziałam ile zastosować aby się znieczulić ale już nie wylądować na płukaniu żołądka. Jako nastolatka szukałam uczuciowego wsparcia, którego brakowało w domu, niestety żadna koleżanka ani kolega nie był w stanie tej pustki wypełnić, tylko byłam na różne sposoby wykorzystywana. Szkołę średnią ukończyłam z dobrym wynikiem, nie miałam problemów z nauką ale nie wierzyłam w siebie i poszłam na studia prywatne byle tylko zadowolić ambicje tatusia. Mama zmarła gdy byłam na drugim roku a tak naprawdę powtarzałam pierwszy bo zawaliłam jeden przedmiot i nie chciało mi się poprawiać -studia jakimś cudem dokończyłam. Oczywiście tatusiowi nic nie powiedziałam, ukrywałam wszystko. Po śmierci mamy poczułam ogromną ulgę i ubytek ciężaru opieki nad nią. W tym czasie poznałam pewnego chłopaka, rówieśnika, jak się okazało alkoholika i przemocowca, wzięłam z nim ślub po siedmiu latach znajomości w trakcie których dał mi wyraźnie poznać, że nie będzie dla mnie dobrym mężem. Po prostu koniecznie chciałam wyrwać się z domu, od ojca wiecznie niezadowolonego i krytykującego. Po trzech latach małżeństwa, poniżania, wyzywania, alkoholowych libacji i utraconej ciąży uciekłam od niego i definitywnie zamknęłam ten rozdział życia. Aktualnie jestem w drugim małżeństwie z cudownym człowiekiem ale duchy i koszmary przeszłości nie pozwalają mi normalnie żyć. Z ojcem utrzymuję zimne stosunki, mam bardzo wiele żalu do niego. Z siostrą nie utrzymujemy kontaktów, wydaje mi się, że przyczyną jest nawarstwiona od dzieciństwa rywalizacja i poczucie krzywdy spowodowane opieką nad chorą matką. To wszystko w wielkim skrócie, tych smutków jest dużo więcej ale już nie mam siły pisać. Wydaje mi się, że przez dysfunkcyjne dzieciństwo a raczej jego brak jestem w wieloletniej depresji. Aktualnie od miesiąca nie mam pracy i widzę u siebie brak chęci do życia. Ukrywam depresję przed mężem aby nie widział mnie jako nieudaczniczki tak samo jak dawniej ukrywałam różne sprawy przed rodzicami. Nie wiem jak się wyrwać z tego zaklętego kręgu...
×