Słyszałem podobne historie, problem (ale też szczęście) w tym że nie jest ona nerwowa. Nie ma żadnych wybuchów (po za jednym gdy próbowała - bardzo nieudolnie zrobić sobie krzywdę, wtedy jednak nie wiedziałem co zrobić, a sytuacja nigdy się nie powtórzyła). Nie jest dla nikogo groźna. Po za natarczywym wmawianiem winy, pewnością o swojej nieomylności i ciągłym rozmyślaniem nad sprawami dla innych zupełnie błahymi (na końcu takich rozmyślań zawsze okazuje się że wszystko robimy przeciw niej) zachowuje się całkiem normalnie. Gdyby przyjechało pogotowie prędzej stwierdzili by nerwicę u mnie.
Problem w tym że ona jest na kursie autodestrukcyjnym, jej własny mózg odebrał jej wszelką radość życia i sprowadził życie do oczekiwania na kolejne "ataki" ze strony ludzi. Ciężko jest z nią choćby rozmawiać, gdyż każde moje słowo czy gest zostaje zrozumiany inaczej niż bym chciał.
Sprawa została zgłoszona do prokuratury, ale nie zadziało się nic po za pogadanką prokuratora z moim ojcem i siostrą mojej matki (razem złożyli wniosek) i rozmową ojca z dzielnicowym policjantem, a od zgłoszenia minęły ponad dwa miesiące.