Witam!
Zacznę od tego, że mam 23 lata i przeszło od roku leczę się na nerwicę lękową. Zrezygnowałam już z wielu rzeczy - dziekanka na uczelni, życie towarzyskie, odseparowanie od innych. Nerwicę zdiagnozował mi psychiatra - wcześniej wykonałam serię badań, począwszy od morfologii po tężyczkę itp. Do tej pory było ok.
Od okoła tygodnia mam okropnie duże afty. Bolą, pieką, nic nie pomaga. Od 3 dni biorę też antybiotyk przypisany od internisty - też nie pomaga. Afty jak były tak są, bolą, są bardzo duże. Smaruje je, płucze, pielęgnuję, ale nie ma poprawy. Do tego doszło osłabienie, subiektywne uczucie słabości, jakbym miała zemdleć. Boję się wychodzić z domu, bo źle się czuję, jakbym zaraz miała upaść. Chudnę, nie mam apetytu, ciągle jakieś dolegliwości ze strony pokarmowej, nudności, tachykardia, mroczki przed oczami.
Wczoraj zrobiłam sobie morfologię i B12 - tak zalecił mój lekarz. Wyniki w poniedziałek, a ja do tej pory chyba umrę ze strachu.
Naczytałam się, że takie niepoprawiające się afty, osłabienie, chudnięcie to objaw białaczki.
Proszę napiszcie mi, czy mieliście podobne objawy. Afty pojawiły się jakiś czas po znieczuleniu i wizycie u dentysty (młody stomatolog jakoś niefortunnie podawał mi to znieczulenie). Jakiś miesiąc temu miałam tez wyrywaną ósemkę. Nie martwiłabym się tym, gdyby nie to chudnięcie, zawroty głowy, mroczki, brak apetytu. Ostatnią morfologię miałam chyba robioną w marcu (jakoś tak).
Proszę o jakikolwiek odzew, bo już wariuję.