Skocz do zawartości
Nerwica.com

duszolapp

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez duszolapp

  1. dziękuje za odpowiedź. z wenlafaksyny schodziłam prawie rok temu, było ciężko, ale teraz stawiam na nawrót tej cholernej nerwicy (po odstawieniu kilka miesięcy spokoju) też nie rozumiem, mam wrażenie, że kobieta potraktowała mnie jak ćpuna chcącego wyłudzić recepte, a moje aktualne przeżycia to jakiś dramat i się modlę tylko, kiedy to się skończy, chociażby do stopnia pójścia pod prysznic nie podpierając ścian. dziś, jeśli nie prześpię nocy, to pewnie zadzwonie na to pogotowie, może mnie 'wyciszą' i prześpie chociaż kilka godzin normalnym snem, bo mam organizm na wyczerpaniu, co pewnie potęguje moje "rzucanie się". chcę wrócic do leków, ale boję się dokładać sobie początkowych skutków ubocznych (kiedy jestem od kilku dni w stanie, jakbym dostała w łeb i wkręcam sobie dosłownie wszystko, nikt nie jest w stanie mi wytłumaczyć) i chciałabym cokolwiek uspokajającego doraźnie na ten moment, sam fakt posiadania tych tabletek w torebce pewnie by mnie uspokoił. od dziecka miałam tiki nerwowe, trudności z łapaniem oddechu, z czasem te ataki były cięższe, ale trwały maks kilka godzin, później dochodzenie do siebie i "wracałam" , na lekach ogólnie ok (funkcjonowałam), później juź miałam wrażenie, że mnie ta nerwica nie dotyczy i śmiać mi sie chciało z własnej 'głupoty', ale ten atak to już, kurwa, koszmar.
  2. Witam, mój pierwszy post, chociaż kilka lat temu byłam zalogowana. mam 22 lata, leczę się kilka lat, mam za sobą dwa lata brania wenlafaksyny (150) i cloranxenu doraźnie, schodziłam z leków w szpitalu psychiatrycznym przez dwa miesiące w poprzednie wakacji, bo leki przestały na mnie działać (w zasadzie przez cały okres brania lekko wyciszały objawy, ale dało się przynajmniej funkcjonować i wyjść z domu) i tak do teraz był spokój, kilka miesięcy bez ataku aktualnie przebywam w anglii, gdzie ściągnął mnie narzeczony dwa tyg temu i zaczął się dramat, w zasadzie od niedzieli nie jestem w stanie spać, nie wychodzę z pokoju w ogóle, boję się wyjść do toalety, co godzinę atak paniki, niedzielną noc całą przewymiotowałam (nie miałam za bardzo czym, bo też nic nie jem), wymioty do teraz w ciągu dnia, w nocy leżę i czuję tylko prądy w głowie, ledwo łapie oddech, bardzo się zapowietrzam, przez co boli mnie całe ciało i oczywiście (pewnie wiadome dla wszystkich chorujących) przez całe to wymęczenie wkręcam sobie, że już naprawdę się przekręcę (bądź przekręce faktycznie), tiki nerwowe, cała skaczę, ręce mi latają, co chwile mnie "zrywa" udało nam się dotrzec do przychodni (cała droga autobusem, zawroty głowy, powrotu to prawie nie pamiętam, byłam pewna, że upadne). miałam nadzieję, że da mi cokolwiek, co mnie wyciszy, chociażby ten cloranxen (przez tyle lat leczenia (cztery) zjadłam łącznie 3 paczki, boję się benzodiazepin, ale czułam się bez wyjścia) niestety skończyło się na lekach ssri, nie mogła zrobić nic więcej, a wiadomo, działają po kilku tygodniach nie mam pojęcia, co robić, narzeczony wziął urlop do dziś (liczyliśmy na leki), do polski chciałabym wrócić, ale nie ma możliwości mojego wejścia na lotnisku (nie wyjdę z domu) tak długiego ataku nie miałam, zero wytchnienia nawet na 5 minut myślimy, żeby zadzwonić na pogotowie (co z kolei jeszcze bardziej mnie paraliżuje, obcy kraj, btak narzeczonego obok) ktokolwiek wie, co zrobić w takiej sytuacji? przepraszam za chaos wypowiedzi
×