Witam. Zacznę od tego, że nie mam zdiagnozowanej nerwicy, ale wszystko wskazuje na to, że ją mam. Zaczęło się w grudniu tamtego roku. Leżałam na łóżku i próbowałam zastąć, ale nie potrafiłam. Nagle zaczęłam odczuwać kołatanie serca, przyspieszone tętno, lęk przed śmiercią. Pojechałam na pogotowie, zrobiono mi ekg, badania krwi. Wszystko w porządku, lekki niedobór potasu... Po kilku dniach to samo, znowu pogotowie, znowu badania... Niby wszystko ok. Po jakimś czasie poszłam do lekarza rodzinnego po skierowanie do kardiologa, ten wykluczył wszystkie sercowe dolegliwości. Z czasem kołatania ustały.. W zamian tego zaczęła boleć mnie głowa. Zrobiłam badania u laryngologa, zatoki czyste. Po pewnym czasie pojawiły się nudności, mrowienie rąk, uczucie tj. odrealnienia (nie wiem jak to nazwać, coś jak zawroty głowy albo oczu) i częste uczucie lęku. Byłam już u neurologa, miałam badanie dna oka, wyszło dobrze i póki co nie dostałam skierowania na dalsze padania. Nie wiem do kogo mam się kierować, bo bóle głowy w miarę ustały ( a jeśli są to nawet nie na tyle mocne żeby brać tabletke) za to nadal mam to dziwne uczucie jakbym była pijana...