Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stormy

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Stormy

  1. Wiem, że to mało, ale zaczyna się standardowo od 25mg żeby uniknąć objawów skórnych. Miałam już zapowiedziane, że będziemy co tydzień zwiększać dawkę. Do ilu, to się okaże w czwartek :)
  2. Hej! Pisałam tutaj posta ze swoją autodiagnozą jakoś w maju. Udało mi się krótko po wpisie dostać do lekarza, początkowo uznał mój przypadek za depresję z podejrzeniem Chad, przepisał moklobemid i kurować się do następnej wizyty. Moklo niestety rozpieprzylo mnie konkretnie, dzień w dzień do godziny 18-19 leżałam bez siły w łóżku, a później włączal się 'zew księżyca' brak snu, rozpierajaca energia - niestety bardziej negatywna. Wolałam wyjść pochodzić 4-5h, albo spotkać się z kimś na piwo, bo wiedziałam, że w domu wpadnę na durne pomysły. Byłam chodząc bombą. Lekarzowi bardzo się to nie spodobało, po kolejnym wywiadzie potwierdził chad. Odstawiłam moklo i przerzuciłam się na lamotryginę. Brał ktoś może ten lek? Zaobserwowałam po nim taką totalną znieczulicę, wyłączenie wszelkich wyższych uczuć względem innych osób. Zastanawiam się czy to objaw fazy mieszanej w której rzekomo teraz jestem, efekt odstawienia moklo, czy efekt rozpoczęcia leczenia lamotryginą (biorę dopiero kilka dni, dawkę początkową 25, więc raczej nie powinno być aż tak odczuwalne różnicy)
  3. Właściwie to przysiadłam na tyłku, poczytałam co tylko się dało i jakoś najbardziej się wpasowałam tutaj. Dużo rzeczy, przeżyć i odczuć innych ludzi jest zbieżnych z moimi. Nie chcę się w żaden sposób diagnozowac sama, wręcz wolałabym, żeby wyszło całkiem inaczej. Wizytę mam już za dwa tygodnie, mam nadzieję, że do tego czasu nie zmienię zdania. Chcę za wszelką cenę uniknąć szpitala. Nawet nie rozważam narazie takiej opcji, nie chcę nawet myśleć, co by było gdyby zaszła taka konieczność Jeśli chodzi o ten alkohol to wiem, że nie jest to dla mnie normalny stan rzeczy. Pić piłam, wiadomo jak to w młodości zazwyczaj bywa, ale na ogół jestem ułożona i spokojna pod tym względem. Dużo różnych rzeczy się przewinęło w moim życiu, ale nigdy nie przytrafiły mi się ciągi.
  4. Cześć wszystkim! Nie cieszę się ze swojej obecności tutaj, nie spodziewałam się nigdy, że życie postawi mnie w takim miejscu. Chyba nikt się nie spodziewa. Szukając konkretów na temat tej choroby trafiłam na forum, najpierw na ten temat. Przeczytałam ciągiem kilkadziesiąt stron będąc pod niesamowitym wrażeniem, jak ogromne wsparcie dają sobie niektóre osoby. Dużo jest tutaj wypowiedzi osób, które czytam i mam wrażenie, że to zapis moich własnych myśli i przeżyć. Przede wszystkim jednak, im więcej zagłębiam się w to forum, tym bardziej tracę nadzieję. Nie mam zdiagnozowanego ChaD, dwa tygodnie temu w końcu dojrzałam, aby umówić pierwszą wizytę. Ten post jest przede wszystkim próbą poukładania sobie chociaż części myśli; jeżeli ktoś posłuży jakąkolwiek radą będzie mi bardzo miło. Wydaje mi się, że trwa to już koło trzech lat, zaczynając od stanów depresyjnych. Wszystkie były zawsze w jakiś sposób usprawiedliwiane, szczególnie, że nie były to jakieś strasznie ciężkie stany. Zaryzykowalabym stwierdzeniem, że moje ostatnie trzy lata to amplituda większych i mniejszych smutków. Gdzieś w międzyczasie było kilka stanów lękowych (w stylu: 'nie chcę wyjść, czuję, że coś się stanie') i straszne wahania nastrojów. Godzinne, dzienne, kilkudniowe, różnie. Zawsze sobie tłumaczyłam 'uroki bycia kobietą', dla mnie nie było to nic strasznego. Partner i znajomi sądzą do dzisiaj inaczej, zaczynając od 'ty to taki borderek chyba jesteś?', teraz już tylko 'jesteś chora i powinnaś się leczyć' krzyczane w kłótniach. Klotniach o byle pierdoly, o śniadanie, o mleko, o cokolwiek. Partner określ, że wygląda to tak, jakby siedziały we mnie dwie osoby, ta normalna jaką poznał (wiecznie pesymistyczna i smutna) i wiedzma. Przez 3 lata idzie przywyknąć, podchodząc do tego ze śmiechem i raz za razem zbierać związek do kupy po awanturach. Jednak niecały miesiąc temu przydarzyło mi się coś, co każe mi całkowicie zastanowić się nad sobą i swoim zdrowiem, zwłaszcza, że widzę już w tym pewną prawidłowość. Pewnego dnia ot tak, nagle, straciłam kontrolę. Olalam studia, olalam ważny dla mnie egzamin do którego przygotowywałam się od roku, zaczęłam wychodzić na imprezy, wpadlam w praktycznie 2,5-tygodniowy ciąg alkoholowy, przepuścilam na to całe pieniądze. CO dziennie czułam potrzebę wyjścia z domu, spotkania się z ludźmi, zabawy. Mało spałam, niedobory snu uzupełniałam łykając co kilka dni Zolpidem (cykliczne problemy ze snem mam też jakoś od 3 lat, więc jestem zaopatrzona). Zdradziłam partnera, w ostateczności uświadomiłam sobie z dnia na dzień, że nic do niego nie czuję. Staram sie od niego izolowac, strasznie mnie wkurwia. Kolejne imprezy i picie. Co jest teraz? Nie wiem co to za stan. Widzę, że nawywijalam i mnie to przeraża. Przeraża mnie to, że ok 2 lat temu wpadłam w podobny stan, tez w maju, ale było na tyle lekko, że nie widziałam w tym nic dziwnego. Biorąc pod uwagę to, co teraz wyczyniam, widzę tendencję wzrostową. Od kilku dni, parę razy dziennie, bez żadnego konkretnego powodu, łapię się na tym, że brak mi oddechu. Tak jakby zatkała się cześć moich płuc i normalny wdech nie wystarczy. Tak jakbym powoli się podduszala. W dodatku psychicznie czuję się jak wrak. Chociaż wróć! Nie czuję w zasadzie NIC. W głowie gonitwa myśli, ale w zasadzie jest to jedna wielka pustka. Najchętniej spalabym cały dzień owinięta w koc. Przychodzą po trochę myśli, aby przyjść z destrukcją swojemu ciału, bo może przez ból cokolwiek poczuję, jakieś życie w sobie. Funkcjonuję jakoś, panuje nad tym, ale boję się, że z czasem będzie tylko gorzej.
×