Skocz do zawartości
Nerwica.com

NaPozórNormalny

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez NaPozórNormalny

  1. Dziękuję za wypowiedź tahela. Do jakiego specjalisty się udać z moim problemem? W jaki sposób mu powiedzieć co mi jest? Po prostu opowiedzieć mu to co Wam na forum? Szczerze to nie chcę do końca życia siedzieć w domu i z nikim nie utrzymywać kontaktów. Czasem to chciałbym poznać nowych ludzi, zaprzyjaźnić się ale wiem jaki jest mój stosunek do tego wszystkiego. Jestem zamknięty na nowe kontakty, nieufny, przyjmuję postawę defensywną, nie wdaję się w długie rozmowy tylko odpowiadam krótkimi zdaniami i nie potrafię pociągnąć tematu dalej. Jestem strasznie spięty i uważam na każde wypowiedziane słowo. Zastanawiam się co powiedzieć a czego nie. Problemem jest dla mnie stworzenie więzi z drugą osobą, te które kiedyś udało mi się utworzyć zerwałem. Zauważyłem, że nie potrafię cieszyć się z życia. Stresuje się poznając nowe osoby, przykładowo osoby z rodziny mojej dziewczyny, czy jakichkolwiek innych ludzi. Przez fakt, że nie mam na co dzień kontaktu z innymi ludźmi oprócz rodziców i mojej dziewczyny, czuję się nieco dziko w towarzystwie innych. Tak jak wspominałem, sztywny, spięty etc. Wydawać by się mogło, że jestem zakompleksionym gościem siedzącym pod kocykiem w ciemnym pokoju. Nic z tych rzeczy, po prostu co jakiś czas dopada mnie depresja i brak mi życia towarzyskiego. Zaczyna mnie to nie tylko martwić ale i męczyć. A to raczej nie wróży nic dobrego.
  2. Hej Stracona100, nigdy nie byłem u specjalisty. Rozmawiałem kiedyś z koleżanką na ten temat i nakłaniała mnie abym się do kogoś zgłosił. Jednak zawsze błądziłem po forach, czytałem, szukałem podobnych przypadków i tak się zagłębiałem w temacie, że odpuszczałem bo znalazłem osoby, które mają o wiele gorzej w życiu niż ja. Ostatnio tak konkretnie przybity do podłogi byłem w styczniu. Wtedy to naprawdę czułem się źle. Powiedziałem wtedy pierwszy raz o tym mojej dziewczynie. Powiedziałem również, że miewałem już kiedyś podobne stany depresyjne. Otrzymałem od niej wsparcie i też chciała abym udał się do specjalisty, który by mi pomógł. Jej osobiście nie przeszkadza to jaki jestem, akceptuje mnie i moje napady, ale mimo wszystko chciałaby żebym się nie męczył. Od tego czasu powiedzmy, że jest okej. Niestety nadal z nikim nie utrzymuję kontaktów, jakbym nie odczuwał już takiej potrzeby. Może tak głęboko wszedłem w stan pewnej fobii społecznej, że już bronię się przed dawnymi jak i nowymi kontaktami. Fakt, czasami mam potrzebę żeby się z kimś spotkać, ale zazwyczaj to szybko mija. Gdy już się to stanie, nie następuje odnowienie tych kontaktów i ich pielęgnowanie. Powtórne spotykanie się, codzienne rozmowy typu "co słychać, jak minął dzień, plany na weekend, wspólne tematy" nie występują. Martwi mnie również to, że zauważyłem u siebie pesymizm, krytykę, więcej negatywnych emocji niż pozytywnych. Bronię się przed udaniem się do specjalisty sam nie wiem dlaczego. Strach przed nieznanym? Świadomość, ze do tej pory jakoś radziłem sobie z tym sam a teraz idę po pomoc do obcej osoby? Nie wiem jak się do tego ustosunkować.
  3. Witajcie, przede wszystkim chciałbym się przywitać ze wszystkimi użytkownikami jak i gośćmi tego forum. Borykam się z problemem dotyczącym mojego życia towarzyskiego, a konkretnie jego braku. Jestem 24 letnim facetem, od dwóch lat w związku, w tym roku kończę naukę na 4 - letnich studiach. Odkąd pamiętam zawsze byłem introwertykiem. Kilku zaufanych kumpli u boku, z którymi spędzało się czas. Nigdy nie narzekałem, że jestem samotny i nie mam kolegów. Żadna ze mnie dusza towarzystwa, ale w swoim gronie byłem lubiany. W moim życiu nastąpił przełom, sam nawet nie wiem kiedy. Zacząłem odseparowywać ludzi, zaczynając od osób, z którymi niezbyt często utrzymywałem kontakt. Od osób, z którymi daleko mi było do wspólnych tematów, zainteresowań. Po pewnym czasie zostało niewielu, ale według mnie niewielu wartościowych. Na studiach poznałem sporo nowych osobistości, jednak dzięki mojemu introwertycznemu usposobieniu integrację z grupą zacząłem dopiero pod koniec roku akademickiego. Nieźle, wiem. Poprzez integrację zyskałem nowych przyjaciół, można powiedzieć że był to okres gdy moje życie towarzyskie stało na wysokim jak dla mnie poziomie. W połowie studiów popełniłem błąd, którego konsekwencją była utrata kontaktów. Osoby ze studiów, z którymi się trzymałem odwróciły się, próbowałem oczywiście po jakimś czasie naprawiać kontakt ale to nie było już to samo. Dziś widujemy się na uczelni, cześć, narazie, to wszystko. Można powiedzieć, że od tego czasu zostali mi starzy znajomi, z którymi zawsze kontakt był wzorowy. Wspólne wypady, domówki, wyjścia na piwko, biwaki. Niestety coś zaczęło mi się w głowie przestawiać do tego stopnia, że zacząłem ograniczać kontakty nawet z moimi danymi znajomymi. Zaczęły pojawiać się stany depresyjne. Potrafiłem nie wychodzić z domu przez długi okres czasu, a gdy koledzy dzwonili i pytali się dlaczego się nie odzywam i czy może się spotkamy to odrzucałem ich. Sytuacje się powtarzały do momentu aż przestali to robić. Gdy spotykałem starych znajomych to nie wiedziałem o czym rozmawiać, bałem się takich spontanicznych spotkań. Unikałem wręcz kontaktu wzrokowego gdy zauważyłem kogoś znajomego. Starałem się nikogo nie napotkać. Do dziś tak mam. Pamiętam, że miałem taki okres gdy nie utrzymywałem kontaktu z nikim przez kilka miesięcy. W końcu odezwał się do mnie kolega, spotkaliśmy się, opowiedziałem mu co się ze mną dzieje, jak funkcjonuję i powiem Wam, że mnie chłopak podbudował. Od tego czasu zacząłem wychodzić z domu, spotykać się znowu z dawną ekipą znajomków. Później poznałem dziewczynę, z którą obecnie jestem i można by rzec, że problemy ustały bo i życie towarzyskie prowadzę oraz mam druga połówkę, z którą spędzam dużo czasu. Niestety, kontakty znowu urwane. Jedyny jaki mam to właśnie z nią, moją dziewczyną. Powiem Wam, że brakuje mi spotkań z ludźmi. Weekendowego posiedzenia przy piwku, rozegrania kilku partii w dobrą planszówkę, wspólnego wypadu na ognisko i wszystkich tych rzeczy które kiedyś razem robiliśmy. Ale za każdym razem gdy łapie mnie deprecha bo z nikim nie utrzymuję kontaktów i spotkam się własnie z tymi ludźmi to mam wrażenie, że to wszystko jest takie sztuczne. Czas zrobił swoje i te więzi pozanikały. Powiedzcie co myślicie o tym wszystkim. Dlaczego mi tak się poprzewracało w głowie? Na dzień dzisiejszy to nie mam kontaktu z nikim oprócz mojej dziewczyny - wiadomo i jednej koleżanki. Z tym, że mieszka za granicą i jest to raczej wysyłanie zdjęć, emotikon i gadka szmatka niż konkretna rozmowa. Oczywiście z mojej winy, też podcinam ten kontakt. Nie wiem co ze mną nie tak. Zauważyłem, że stałem się bardzo spięty i sztywny w towarzystwie. Kiedyś potrafiłem się wygłupiać, często żartować, mieć w sobie pogodę ducha. Obecnie trochę zgrzybiałem, niestety ale to zauważyłem. Napiszcie coś, hej :)
×