Witam.
Chciałam wam opisać swój przypadek, chociaż nie jest on w zasadzie taki tragiczny (odpukać...). Problemy te zaczęły się kilka lat temu, z 4/5 lat temu. Zabrzmi to dziwnie, ale pewnego dnia, myślałam, że najadłam się za dużo śledzi i jest mi tak niedobrze. Myślałam, że będę wymiotować, ale to okazało się złudną "kulką w gardle", która wcale nie miała zamiaru wypaść z niego. No i co... Całymi dniami było mi niedobrze, nie miałam ochoty na jedzenie.... Jedyne na co miałam ochotę, to skończyć swoje życie czyli te męczarnie.
Po kilku latach, gdy w domu sytuacja trochę się uspokoiła, moje dolegliwości ucichły. Ale ostatnio znowu wróciły. Dolegliwości czyli: nudności, co od razu prowadzi do strasznych lęków: "będę wymiotować czy nie, błagam ja nie chcę wymiotować"... Panicznie się boję wymiotować. Dalej, po jakimś czasie zaczął boleć mnie brzuch, od kilku lat nie wypróżniałam się regularnie, od czasu do czasu miałam biegunki. Poza tym miałam bolące wzdęcia i przy tym gazy... nie raz jak przy kimś się powstrzymywałam, to okropnie bolało. Wszystko beznadziejnie... Nie mogę wypić piwa, bo zaraz boli mnie brzuch i robi mi się niedobrze... Nie mam leków co do miejsc publicznych, szczerze mówiąc nigdy mi to do głowy nie przyszło, ale za to sprawdzanie terminów ważności, wąchanie i sprawdzanie żywności jak najbardziej. Nie tknę niczego co jest stare, otwarte albo mi się nie podoba wygląd.
Co to do cholery jest... Niech mi ktoś powie jak z tym walczyć bo ja nie mam sił i pomysłów więcej.... Nienawidzę udawać, że wszystko jest ok....
A tak naprawdę to wszystko dzieje się, bo mój tata jest alkoholikiem.... A ten stres jest dla mnie najgorszy... Jak jestem w domu, a tata nie wraca, a wiem, że pije, to nie zasnę, dopóki on nie wróci i nie położy się w łóżku. A do tego czasu nudności i kołatanie serca non stop :/...
Proszę.... Powiedzcie mi, co ja mam ze sobą zrobić, jak sobie pomóc? Psychoterapia??? Proszę.................