Skocz do zawartości
Nerwica.com

-grusia-

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez -grusia-

  1. Nie no nie przesadzajmy. Ludziom jest dobrze z ich wiarą i niech tak sobie żyją. Ja też mam swój niesamowity świat i uwielbiam się do niego przenosić :) Ale uważam, że nie powinno się skreślać ludzi tylko dlatego bo oni nie wierzą w Boga albo bo nie czują potrzeby marznięcia w Kościele co niedziela :) Nienawidzę spowiadać się obcemu człowiekowi i muszę jeszcze mówić o swoich najintymniejszych sprawach... a spowiadanie się z tego, że kochałam się z kimś kogo kocham to już jest dla mnie w ogóle chore........ Kościół jest nietolerancyjny i krzywdzi wielu ludzi, krzywdzą przede wszystkim Ci właśnie fanatycy, którzy mówią, że "Bóg" i wszystko jasne, nie ma nic oprócz tego, nie ma uczuć, namiętności, słabości... nie ma nic bo to wszystko potępia Kościół... Chore... Ale uważam, że jak ludzie chcą to niech wierzą, ale niech nie potępiają tych którzy po prostu myślą inaczej.
  2. Uważam, że te wszystkie słowa w pierwszym poście są za mocne... Ludzi, których mają dystans do kościoła od razu to przestrasza... Wiem, bo sama jestem taką osobą. Przez wiele lat wierzyłam, mocno, jeśli pojawiały się jakieś wątpliwości, starałam się je zagłuszać i o nich nie myśleć... Ale im bardziej poznawałam sposoby działania i te wszystkie nauki kościoła tym bardziej się do niego zniechęcałam... Nie mogłam słuchać, jak zrobili z Chrystusa człowieka, który nie mógł być ojcem (powinien być przykładem wzorowego ojca!) i nie mógł kochać kobiety... Nie mogłam słuchać, że jeśli nie będę się modlić rano i wieczorem to będę mieć grzech... A w momencie kiedy ja nie mam ochoty na rozmowę z Bogiem to co? Mam tylko odklepać te wszystkie nauczone na pamięć modlitwy i już? I to jest rozmowa...? Mnie to nie pomogło.... Wręcz przeciwnie chyba... W moim życiu krok po kroku robiło się coraz więcej problemów, a siły na walkę z nimi traciłam coraz szybciej... Może i za szybko zrezygnowałam, ale to nie była kwestia tygodni... tylko lat.... A to, że nie mam już siły słuchać tych wszystkich nauczań kościoła nie znaczy, że jestem złym człowiekiem. A według kościoła właśnie tak jest. Najważniejsza jest dla mnie miłość ale nie "KOśCIOłA" tylko moich bliskich a przede wszystkim mojego cudownego chłopaka. Każde dobre chwile w domu, które trwają długo od razu we mnie owocują i czuję wewnętrzny spokój. Miłość do ludzi a przede wszystkim do siebie, to jest chyba to :)
  3. Witam. Chciałam wam opisać swój przypadek, chociaż nie jest on w zasadzie taki tragiczny (odpukać...). Problemy te zaczęły się kilka lat temu, z 4/5 lat temu. Zabrzmi to dziwnie, ale pewnego dnia, myślałam, że najadłam się za dużo śledzi i jest mi tak niedobrze. Myślałam, że będę wymiotować, ale to okazało się złudną "kulką w gardle", która wcale nie miała zamiaru wypaść z niego. No i co... Całymi dniami było mi niedobrze, nie miałam ochoty na jedzenie.... Jedyne na co miałam ochotę, to skończyć swoje życie czyli te męczarnie. Po kilku latach, gdy w domu sytuacja trochę się uspokoiła, moje dolegliwości ucichły. Ale ostatnio znowu wróciły. Dolegliwości czyli: nudności, co od razu prowadzi do strasznych lęków: "będę wymiotować czy nie, błagam ja nie chcę wymiotować"... Panicznie się boję wymiotować. Dalej, po jakimś czasie zaczął boleć mnie brzuch, od kilku lat nie wypróżniałam się regularnie, od czasu do czasu miałam biegunki. Poza tym miałam bolące wzdęcia i przy tym gazy... nie raz jak przy kimś się powstrzymywałam, to okropnie bolało. Wszystko beznadziejnie... Nie mogę wypić piwa, bo zaraz boli mnie brzuch i robi mi się niedobrze... Nie mam leków co do miejsc publicznych, szczerze mówiąc nigdy mi to do głowy nie przyszło, ale za to sprawdzanie terminów ważności, wąchanie i sprawdzanie żywności jak najbardziej. Nie tknę niczego co jest stare, otwarte albo mi się nie podoba wygląd. Co to do cholery jest... Niech mi ktoś powie jak z tym walczyć bo ja nie mam sił i pomysłów więcej.... Nienawidzę udawać, że wszystko jest ok.... A tak naprawdę to wszystko dzieje się, bo mój tata jest alkoholikiem.... A ten stres jest dla mnie najgorszy... Jak jestem w domu, a tata nie wraca, a wiem, że pije, to nie zasnę, dopóki on nie wróci i nie położy się w łóżku. A do tego czasu nudności i kołatanie serca non stop :/... Proszę.... Powiedzcie mi, co ja mam ze sobą zrobić, jak sobie pomóc? Psychoterapia??? Proszę.................
  4. Nienawidzę alkoholu i uważam, że jest to okropne świństwo, które wyrządza mnóstwo szkód..... Da się żyć i cieszyć bez tego... :)
×