Herbert, skoro dajesz radę w pracy, masz się z czego cieszyć. Ja też myślę, że dopóki pracuję, jakoś to będzie. Wiele razy zastanawiałam się, czy potrafiłabym wspierać męża, gdyby to on miał moje problemy. Nie wiem, nie byłam w takiej sytuacji. Ale mam żal, że ktoś, kto miał być blisko, oddala się, nie widzi lub udaje, że nie widzi wielu spraw, rani obojętnością. Masz rację, że to się nasila, gdy nadchodzi kryzys. Dopóki panuję nad sytuacją, wytrzymuję z maską uśmiechu i "normalności", jest ok. Niestety, kiedy już nie daję rady, zostaję sama. To trudne. Co robisz wtedy, żeby się pozbierać?