Skocz do zawartości
Nerwica.com

antek02

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez antek02

  1. antek02

    Wasza opinia.

    Muszę się nie zgodzić. To właśnie lekarz eksperymentuje z pacjentem, a nie pacjent z lekami. Przecież lekarz opiera się tylko i wyłącznie na badaniach, które przeczyta i opinii innych pacjentów. Sam tych leków nie przyjmuje. Pacjent podświadomie czuje co dla niego jest dobre, bo to on przyjmuje leki. Leki biorę kilka lat z przerwami, więc wiem jak na mnie działają. A co do skupienia na prowadzeniu samochodem to tutaj też bym się nie martwił. Codziennie pracuję przy maszynach i gdybym nie był skupiony przy ich obsłudze to dawno straciłbym rękę czy palce. Mi chodzi o dalszą stabilizację mojego nastroju, tzn. często zdarza się, że byle pierdoła może mnie wyprowadzić z równowagi i np. w pracy to mogę sobie chwilę odpocząć, a za kierownicą to raczej mało prawdopodobne. Do tego jadąc samochodem jest się ciągle w 'nowej sytuacji', raczej nie ma powtórek, a mnie nowe sytuacje nadal mimo leków stresują.
  2. @dubidu, doskonale to znam. Sam kiedy zorientowałem się, że moje złe samopoczucie, funkcjonowanie spowodowane jest chorobą zacząłem intensywnie szukać pomocy. Na początku leki, później psychoterapia, potem znów powrót do leków, czytanie wielu artykułów o chorobie, przyczynach, jak sobie pomóc, stosowanie różnych metod relaksacji, odstawienie leków, znów psychoterapia, powrót do leków. Aktualnie jestem zdania, że mi też psychoterapia nie jest w stanie pomóc w wyzdrowieniu. Wiem, że do prawidłowego funkcjonowania potrzebuję leków i staram się dobrać te najmniej inwazyjne w życie, a pomagające mi. Szukam bezpiecznych leków i myślę, że jestem na dobrej drodze. Dobrze toleruję dwa leki, które mi pomagają i godzę się z tym, że aby jakoś żyć muszę je brać do końca życia. Początkowo byłem źle nastawiony do tego, że muszę je brać by funkcjonować, ale terapeutka czy psychiatra powiedzieli, że są ludzie, którzy niestety muszą je brać cały czas. Po co się męczyć z objawami skoro są leki, które pomagają i można się skupić na życiu, niż ciągłym zamartwianiem. Niektórzy mają chwilowe niedobory neuroprzekaźników, a ja mam stałe, bo lęki mam odkąd pamiętam.
  3. antek02

    Wasza opinia.

    Hej, na wstępie zaznaczam, że temat chciałem zacząć w dziale "leki", ale jakoś nie mogę tam założyć nowego wątku. Jeśli moderacja może to prosiłbym o przeniesienie. A co do treści to chciałem się was forumowicze poradzić. Jestem aktualnie na 40 mg citalopramu i 52,5 mg mirtazapiny. Niedawno byłem u psychiatry i powiedziałem mu, że jeśli chciałbym w miarę dobrze funkcjonować w społeczeństwie to jest to za mało jak dla mnie. Chodzi głównie o to, że nadal mam pewne opory przed nowymi sprawami, lęki, gubię się w nowych sytuacjach. Pracę mam taką, że dawki wystarczają, ale nie jest ona szczególnie wymagająca. A zmierzam głównie do tego, by móc zapisać się na prawo jazdy. Jest to pewien wyznacznik dla mnie jako dobrego funkcjonowania, bo przy jeździe samochodem trzeba być skupionym, dobrze funkcjonującym człowiekiem. Psychiatra dodał mi perazynę do leków. Kupiłem ją, ale mam obawy przed przyjmowaniem kolejnego leku do organizmu. Chodzi głównie mi o efekty uboczne leków przeciwpsychotycznych. Dobrze toleruję citalopram i mirtę, i pomyślałem, że może zwiększyłbym dawkę citalopramu na 50 mg, czy chociaż 45, tak, żeby wiedzieć czy będzie lepiej. Chociaż dawkę, którą mam aktualnie jest teoretycznie maksymalna. Piszę teoretycznie, bo kiedyś wyczytałem, że przepisywali nawet 60 mg. Mirty nie zwiększę już, bo przy 60 mg byłem roztrzęsiony, poddenerwowany. Tak jakbym wypił dużo kawy (mimo, że nie piję jej). Jak sądzicie czy dokładać nowy lek, czy próbować z citalopramem? Wiem, że takie kwestie należy przedyskutować z psychiatrą, ale wybieram się do niego dopiero w styczniu/lutym i wtedy miałem pogadać z nim o tym jak perazyna się sprawuje. Jak do skutków ubocznych ssri czy mirtazapiny nie mam oporów tak do perazyny tak. Np. jeśli chodzi o późne dyskinezy, przecież to nie do wyleczenia jeśli przytrafiłoby mi się to. Wspominam o tych późnych dyskinezach, bo zdaję sobie sprawę, że leki będę musiał zażywać prawdopodobnie do końca życia. Raczej nie ma szans na naprawę mojej głowy. Czy ktoś na forum w ogóle był na tak wysokiej dawce citalopramu? Dziękuję za ewentualne odpowiedzi.
  4. Hej, biorę 40 mg citalopramu i 60 mg mirtazapiny. Mam pytanie, czy ktoś odczuwał większe pobudzenie przy wyższych dawkach mirty? Bo sprawa u mnie wygląda tak, że zwiększyłem z 45 mg mirty na 60, bo pomimo, że objawów swojej choroby jako takowych nie mam, to miewam dość często załamania, gdy coś przypomni mi o moim życiu wstecz. Jest to rozpraszające jeśli weźmie się pod uwagę, że człowiek pracuje, a tu nagle jego 'wydajność' spada, bo ma 'chwile słabości'. Jakbym miał bardziej odpowiedzialną pracę to pewnie nie podołałbym. Pomimo tak wysokich dawek miewałem nadal opory przed 'czymś nowym', jakąś sytuacją. To mnie skłoniło do zwiększenia mirty, bo cital biorę (teoretyczny) maks. Przez tydzień wszystko szło w dobrym kierunku, ale od kilku dni czuję jakby wyższa dawka mirty 'zbijała' działanie citalopramu. Z powrotem czuję rozdrażnienie, wewnętrzne napięcie emocjonalne. Teraz zamiast pogorszenia nastroju przed czymś nowym odczuwam dodatkowo związane z tym dolegliwości. Wyczytałem, że to może być związane ze zwiększonym poziomem noradrenaliny. Tylko gdzie tu znaleźć kompromis? Psychiatra uważa, że powinienem przejść na paro, ale nie chcę jej brać z tego względu, że jest to surowy lek, który jeszcze bardziej zbije mi moje libido. I gdzie tu będzie wtedy radość skoro będę miał kolejny problem... [edit] Psychoterapia odpada. Byłem w sumie prawie rok na różnych terapiach i mój stan jest taki, że jedynie leki mi pomogą. Mam lęki odkąd pamiętam, PTSD i depresję przez to związaną.
  5. antek02

    Co robić?

    Dzięki, obejrzę dopiero w weekend, bo w tygodniu nie mam czasu:-)
  6. antek02

    Co robić?

    Nie chodzi o to, że całkiem zrezygnowałem z takiej opcji. Na razie próbowałem tylko z osobami zdrowymi i już wiem, że dla nich to co mówię jest niepojęte, o lęku, obawach itp. Widzę też, że przez to, że jestem na nierównym poziomie emocjonalnym to zwyczajnie męczę swoimi problemami zdrowe osoby. Teraz mam na oku zintegrowanie się z kimś chorym o podobnych problemach. Wspólne przełamywanie lęków jest okej, ale... no właśnie, znajdź taką osobę;-) Zresztą, jestem neurotykiem, więc myślę poje*anymi kategoriami;-) Np. z powodu wyśmiewania się z mojego wyglądu w dzieciństwie przez rówieśników, myślę, że jestem po prostu 'inny'. Nawet, gdy ktoś się ze mną spotyka to myślę, że się nade mną lituje...
  7. antek02

    Co robić?

    @Kontrast - tak, zgadzam się z twoją wypowiedzią. Biorę leki już kilka lat i doświadczyłem tego, że one wcale nie naprawiają nic, a jedynie tłumią. Odstawiłem leki, gdy wybierałem się na terapię i teraz wiem, że jedyne co by mi pomogło to przeżyć od nowa życie, jako dziecko. Bo lęki mam dziecięce, potrzebowałbym jednym słowem niańki, rodzica, opiekuna, co teraz jest ze względu na mój wiek nie do osiągnięcia. Dlatego szukam alternatyw. Przebywanie ze zdrowymi ludźmi nie skutkuje, bo jestem na innym etapie rozwoju emocjonalnego od nich - próbowałem. Chyba pozostaje mi czytanie książek i coś w stylu jogi. A co do zaniku libido to teoretycznie mirtazapina powinna w pewnym sensie niwelować to, ale jak na tę dawkę citalopramu mirta jest ze słaba. Poczytam o zwiększeniu dawki mirty i może zwiększę.
  8. antek02

    Co robić?

    Kontrast - co do pierwszego zdania z poprzedniej Twojej wypowiedzi to właśnie nie za bardzo bym się zgodził. Właśnie, że na lekach, gdy objawy są przykryte to więcej chcę, więcej potrzebuję, mam więcej energii itp. Bez leków mogłem resztę dnia po pracy przesiedzieć nic nie robiąc, bo dochodziłem do siebie po całym dniu nieprzyjemnych emocji. Mogłem posłuchać spokojnej muzyki i przyglądać się naturze przez okno. Piszę przykładowo. Na lekach czuję, że potrzebuję więcej bodźców. Słucham szybszej, agresywniejszej muzyki, czytam o różnych substancjach i ich działaniu na człowieka, oglądam więcej pornosów, niż zwykle, piję piwo z nudów itp. Aligheri - czy mógłbyś podsunąć jakieś tytuły książek, które mogłyby mi pomóc?
  9. antek02

    Co robić?

    Hm, może być to prawdą. A czy Ty, bądź ktoś tutaj miał coś takiego o czym już wcześniej pisałem? Bez leków pomimo lęków i całych negatywnych emocji chcę przebywać z ludźmi, a gdy je biorę to nie chce mi się. Libido spadło. I co robię? I szukam czegoś co zahamuje chemiczną kastrację po ssri. A szukam dlatego, że nic tak nie działało jak leki. Żadne uspokajanie się, dieta, zdrowy tryb życia, uprawianie sportu, pozytywne myślenie, nie dało takiego efektu jak leki.
  10. antek02

    Co robić?

    Jest jeszcze taka sprawa, że bez leków lub na mniejszej ich dawce ja przypominam sobie jakieś przeszłe zdarzenia. Mam wtedy częste gonitwy myśli. Chodzi o to, że prawie cały czas żyłem w napięciu, a jak zacząłem się jemu przyglądać jemu tak jakbym rozładowywał napięcie sprzed lat, gdy np. miałem milczeć podczas napadów agresji ojca. Kłócę się z sobą odtwarzając zdarzenia i przeprowadzam je wtedy w agresywny sposób. Na pytanie odnośnie tego psycholog jedynie co odpowiedziała to "może kiedyś to minie". Dlatego ja wiem, że na to co się w mojej głowie dzieje psycholog mi raczej nie pomoże.
  11. antek02

    Co robić?

    Działanie zastępcze? Co masz na myśli? Moim zdaniem joga pomagałaby mi zachować balans nad swoim ciałem. A książki właśnie pokazałyby mi jak radzić sobie z agresją. Byłem na 3 miesięcznej terapii w zakładzie dziennym otwartym. Potem przyszedłem tam jeszcze raz na miesiąc. Co się dowiedziałem tam? Że przejawiam wrogość wobec otoczenia, tzn. sam w sobie buduję napięcie. Myślę, że otaczający mnie ludzie źle myślą o mnie, obrażają mnie. To powoduje, że rośnie we mnie złość i staję się nieprzyjemny. Na terapii nawet słysząc dźwięk swojego imienia cały się trząsłem ze strachu, bo mam pewnie zakodowane, że stanie mi się coś złego (byłem często bity przez ojca). Mam straszne nazwałbym to odruchy pawłowa. Nawet terapeutka pod koniec terapii powiedziała, że miałem ciężkie życie skoro przez lata znosiłem objawy bez leków. Psycholog to nie panicz dla mnie, ale co mogę się dowiedzieć od niej? Już zwracano mi uwagę na to, że sam dobrze rozpracowywuję stany w jakich się znajduję i dlaczego, ale kompletnie nie jestem w stanie pomóc sobie sam. Jedynie leki stały się wybawieniem...
  12. antek02

    Co robić?

    Hej, piszę z pytaniem o to czy ktoś ma podobne problemy i jak sobie z tym radzi. Ciąży nade mną lęk uogólniony dość silny i mocno zakorzeniony wynikający z wychowania jakie miałem. Jestem na 40 mg citalopramu i 30 mg mirtazapiny. Dawki leków hamują lęki, zachowania agresywne, destrukcyjne, myśli samobójcze, napady szału, ataki paniki, niepokoju, napięcie itp. Ogólnie da się na nich jako tako żyć i pracować. Natomiast bez leków jedyne co mi pomaga to mówienie do siebie w myślach jak do dziecka, gdy pojawia się lęk, czy wyobrażanie, że jest przy mnie jakaś bliska osoba i mnie wspiera w moich działaniach. Lęki mam odkąd pamiętam i dlatego nie wiem jak mógłbym sobie pomóc. Na lekach ogólnie mam wyje*ane na ludzi i czuję, że nie potrzebuję z nimi kontaktu, natomiast bez leków szlocham, że nie mam nikogo kto by mnie wspierał. Z rodzicami nie chcę utrzymywać kontaktu, bo mam do nich żal za to co mi zafundowali, w dodatku uważam siebie za niewartego pomocy człowieka. Myślałem o czytaniu książek psychologicznych z działu agresja (bo mam jej sporo w sobie), o akceptacji siebie. Czy ktoś przerabiał taki plan działania? Myślę też o jodze. Chodzę na terapię indywidualną 5 miesięcy, ale nie czuję żeby była mi ona w stanie pomóc. To znaczy, co może mi psycholog powiedzieć przez 45 minut raz w tygodniu, dla którego jestem 'kolejnym pacjentem'. Może mi coś podpowiedzieć i tyle. W dodatku często robiła wielkie oczy ze zdziwienia jak opowiadałem jej o moim życiu... Czy macie może jakieś pomysły?
  13. Moim zdaniem to mija się z celem. Sam przez lata wyżywałem się na sobie przez wysiłek fizyczny. To nic nie daje jak tylko to, że jesteś potem zmęczony lub czujesz ulgę i tym sposobem osiągasz stan 'normalny'. Lepiej poszukaj przyczyny dlaczego chcesz to robić co robisz.
  14. antek02

    [Kraków]

    Hej. Szukam osoby z Krakowa, z którą mógłbym spędzać trochę czasu w weekendy. Jakieś wyjścia, spacery, rozmowy. Mam 27 lat, nerwicę lękową, ptsd... Byłem na terapii grupowej, ale tam zwykle jest tak, że po zajęciach każdy wraca do swojego życia. Chodzę na indywidualną, ale to też nie to o co chodzi, bo do radzenia sobie ze swoimi emocjami potrzeba czegoś więcej.
  15. antek02

    Samotność

    Cześć. Jestem tu nowy i chciałem poruszyć pewien temat. Ogólnie cierpię na zespół stresu pourazowego, fobię społeczną i wynikającą z tych spraw depresję z powodu przemocy jaka panowała w domu rodzinnym, i fizycznej, i emocjonalnej. Swoją 'walkę' podjąłem 5 lat temu, to znaczy, zacząłem brać leki i przebyłem 3 miesięczną terapię grupową, na której zorientowałem się jak bardzo źle ze mną jest. Po 5 latach łykania ssri i mirtazapiny myślałem, że poradzę sobie i odstawiłem ssri. Niestety poradziłem sobie bez leku 3 miesiące, bo w tym samym czasie rozpocząłem terapię indywidualną i całkowicie się rozkleiłem. Uświadomiłem sobie jak wiele straciłem w życiu przez wewnętrzny paraliżujący lęk i doszła do tego jeszcze świadomość samotności przez całe życie z moimi problemami. Doszło do tego, że szlocham kilka razy w tygodniu, bo tak rozładowuję teraz nagromadzone we mnie napięcie. Jak tak rozmyślam co mogłoby mi pomóc to przebywanie z ludźmi. Ogólnie pracuję, ale w pracy muszę się często uspokajać, że nic mi nie grozi, takie jakby ataki paniki. Szukam jakiejś grupy wsparcia w Krakowie. Nie wiem czy iść jeszcze raz na terapię grupową czy co. Czuję się w potrzasku, bo każdy pomysł wydaje mi się głupi, to znaczy, czuję, że zostanę wyśmiany z powodu moich problemów. Macie może jakieś pomysły? Dziękuję za ewentualne odpowiedzi.
×