Skocz do zawartości
Nerwica.com

Magda Lenka188

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Magda Lenka188

  1. Tak mieszkam w Niemczech. Problem w tym ze to przychodnia w ktorej pracuje 10 psychiatrow, i najszybszy termin tutaj. U innych czeka sie ponad 8 miesiecy.. Tragedia. I tak u nas potrzeba skierowania. Taka zasada. A bynajmniej ja dostalam od rodzinnego.
  2. Na początku stycznia, dostałam skierowanie do psychiatry. Zadzowniłam aby ustalić termin. Okazało się że najwcześniejszy jest na 12.maja, no coż.. wiedziałam że muszę poczekać. A więc poczekałam. W czwartek wstałam zestresowana, co powiem psychiatrze ale cieszyłam się że w końcu będę mogła żyć. Normalnie, tak jak wszyscy dookoła mnie, że dam spokój mamie, że nie będę obciążać jej więcej moimi wiadomościami, że dostanę jakąś pomoc. Strasznie się cieszyłam. Weszłyśmy do recepcji, na wejściu przywitała nas bardzo niekompetentna pracownica recepcji, która poinformowała mnie i mame, bardzo nieuprzejmie że termin u nich, trzeba potwierdzić. Tydzień przed przyjściem, a że tego nie zrobiłyśmy przepadł. Chciałam pognieść skierowanie i w nią nim rzucić, ponieważ upierała się jeszcze że poinformowano mnie o tym telefonicznie. Nie, nie poinformowano, bo gdyby tak było, na pewno bym go potwierdziła. Wybiegłam z gabinetu usiadłam na schodach i wyłam, trzęsłam się. Jak można ? Idziesz po pomoc, czekasz na termin prawie pół roku, ledwo co wytrzymujesz i nagle okazuje się że przepadł.. A na kolejny możesz czekać kolejne 4 miesiące, a dodatkowo musisz rozmawiać z tak niepryzjemną osobą. Jestem totalnie w dupie ! Już z niczym sobie nie radzę. Nie mam pojęcia, jak pisać kolejne wypracowania, testy w szkole. Jak znosić praktyki. Jak wytrwać ten czas. ?
  3. No z tego co piszesz, wnioskowałabym że Twój ostatni lęk, bardziej polegał na nim. Nie mówię, bo ogromnie ciężko musi być mu żeby Cię wspierać. Ale wydaje mi się, że on tak samo jak mój facet, nie za bardzo rozumie problem psychiczny. Bo nie wolno mówić komuś, że sobie to wkręca. Kiedy moja mama przechodziła nerwice i zobaczyłam jak rozmawia po tabletkach, jak płacze i jak spiąca jest, to nawet nie pomyślałam o tym żeby na nią nakrzyczeć odrazu obiecałam żę będę przy niej do momentu w którym się wyleczy, chodzi mi w tym o to, że jeśli na prawdę się rozumie problem, to się w niego wierzy, i stara się taką osobę wspierać w każdej chwili. Ale może się mylę. Ja jak narazie mogę mówić o swoich odczuciach... Bo właśnie z ich powodu, nie rozmawiam z chłopakiem o tym jak mi jest ciężko, on myśi od dwóch miesięcy żę wszystko jest okay. Można powiedzieć że nie mam w nim wsparcia, ale moim zdaniem po prostu człowiek który nie rozumie tego problemu i wielokrotnie powiedział mi że to człowiek panuje nad psychiką, nie jest w stanie mnie wesprzeć.. może jedynie udawać że rozumie, a w takiej sytuacji lepiej odczekac aż sprawy się ułożą zamiast psuć związek, albo odejść, jeśli na prawde zależy nam na wsparciu, Mam nadzieje że w Twoim przypadku, na prawde on Cię wspiera ! W każdy bądź razie nie wydaje mi się, że tabletki aż tak pogorszyły i pognębiły Twoje lęki. Niemniej jednak, napisz kiedy skonsultujesz się z lekarzem, czy to przez leki czy nie. Pozdrawiam Cie !
  4. Mhmm, doskonale Cię rozumiem. I właśnie dla tego ja również boję się tabletek, choć jeszcze nawet nie zaczęłam ich brać. Jakby nie patrzeć one wpływają na nasz mózg.. Ale może to nie po tabletkach, tylko po prostu ta kłótnia z chłopakiem była zbyt przytłaczająca, i to tak jakby... obrona Twojej głowy ? Może wołanie po pomoc ? Twój chłopak, czy on Cię wspiera ?? Czy jest bardziej skeptyczny jeśli chodzi o Twoje problemy ? Mój akurat jest strasznie zdrowym ogniwem. Kiedy boli go coś, mówi sobie że ma przestać, i twierdzi że przestaje... No i również mnie tak prubóje wkręcic, ogólnie on nie wierzy że istnieją problemy psychiczne,. I dopadłam się na tym że z jego powodu wariuję jeszcze bardziej, czasem, ponieważ wyprowadza mnie z równowagi. Więc może to ma jakiś związek z chłopakiem, skoro wystąpiło zaraz po kłótni, A jeśli chodzi o te myśli... to doskonale je znam, i wiem że czasem dają ostro w kość.
  5. I od kiedy tak walczysz ? Jakieś poprawy, jakiekolwiek czy jest tylko gorzej ? Boisz się brać tabletek, ponieważ po poprawie nagle nastąpiło pogorszenie ? Pozdrawiam serdecznie, dziękuję i również życzę Tobie abyś wytrwale walczyła !!
  6. Magda Lenka188

    Witam

    U psychiatry raczej nie, ale po rozmowie możesz poprosić go żeby nie dawał ci dużych dawek, powinien zrozumieć. Za to u psychologa możesz rozmawiać do woli, oni nie dawają leków, tylko uczą jak sobie radzić z problemami, np. lękami. Co do leków od psychiatry to one zaczynają działać po 2-3 tygodniach i początki zawsze są trudne. Mhmm, no tak. Tylko czy jak mogę od tak po prostu chcieć sobie iść do psychologa ? I kolejne czekanie... A mi właśnie najbardziej pomaga wygadać się, więc wspaniale że jest to forum ! A co do leków, to ja robię tutaj szkołe, i mam praktyki roczne w podstawówce, na lekcjach i potem jestem w Świetlicy, więc też mam obawy też z tego powodu, czy nadal będę potrafiła zająć się nadal normalnie szkołą i praktykami, dziećmi tam ?
  7. Przedewszystkim dziękuję za poświęcony czas i za odzew. To że są osoby które doskonale rozumią to, i nie krytykują czy wyśmiewają jak niektórzy bliscy... daje ogromne wsparcie. Mam właśnie taką nadzieję, tylko obawiam się trochę że z powodu języka cięzko będzie jej całą tę sprawe dokładnie przedstawić, Jednak mieszkam w Niemczech, co prawda od 8 lat, ale pomimo wszystko lepiej wytłumaczyć w języku ojczystym.. co cóż. A co do leków ziołowych to już mam i zarzywam kiedy stoję.. pod ścianą, że tak powiem. Neurexan, to nazwa tabletek. Są bardzo delikatne, więc czasem kiedy coś się dzieje biorę dwie i pomaga ale dosłownie minimalnie. Jednak, Paniw aptece mówiła że są najlepsze. Pozdrawiam serdecznie !!
  8. Magda Lenka188

    Lęki

    Witajcie ! Przeglądam te forum, i zastanawiam się czy aby na pewno to nerwica lękowa. Wszystko związane z moimi lękami zaczęło się od ataku padaczki alkoholowej u ojca. DODALAM O TYM POST, NA WITAJ Tak więc, wydawało mi się że moim problemem jest PTSD, dopóki nie zobaczyłam dziś informacji o przebuegu, i odpowiedzi na mój post od pewnej dziewczyny. Mam nerwicę lękową. Więć może wy mi coś o tym opowiecie... Pewnego wieczoru, wróciłam do domu, okazało się że mój chłopak pojechał do kolegi i nie wróci zybt szybko. Normalnie nie miałabym z tym problemu, jednak wszystkie koleżanki gdzieś wychodziły, a ja przez wydarzenia z bratem nie za bardzo chciałam imprezować. Byłam wściekła, kiedy do mnie zadzwonił nawrzeszczałam na niego, i spowodowałam kłótnię. Kiedy napisała do mnie koleżanka czy mam ochotę wpaść bo jednak, zostaje w domu odrazu się ucieszyłam, napisałam do chłopaka żę jest okay i wyszłam. Wróciłam około 12, bo wtedy właśnie on miał zamiar wrócić do domu, jednak zastałam pustkę. Stanęłam w progu domu i bałam się wejść, pomyślałam że to normalne po ataku ojca. Pomyślałam że po prostu jeszcze moja pamięć nie zapomniała, potrzebuję więcej czasu. Gadając z mamą, odwarzyłam się wejść do domu. W rozmowie oczywiście nie wspomniałam o tym że dzwonię, bo się boję. Po prostu pytałam co u niej, kiedy jednak, przypomniałam sobie że muszę umyć twarz z makijażu, a do tego trzeba zamknąć oczy, mama chciała odłożyć telefon, bo była strasznie zmęczona i chciała iść spać, musiałam opowiedzieć jej całą sytuację. Mama się zestresowała, i powiedziała żę musimy iść do lekarza, uświadomiła mi, że od zdarzenia minęły trzy miesiące i że już dawno powinnam się z tym uporać. Tak więc za dwa dni poszłam do lekarza rodzinnego, i tak musiałam iść na pobranie krwi więć postanowiłam żę opowiem mu o całęj sytuacji przy okazji. Kiedy siedziałam w poczekalni, dopadł mnie strach. Ohh, jakie to głupie, wyśmieje mnie, powie że coś sobie wmawiam. I tak przekonałam siebię samą aby nic mu nie mówić. Powiedziałam mamie, że sama dam sobie z tym rade. Jednak z dnia na dzień wiadomości, i telefony do przyjaciółek były częstsze. Aż pewnego wieczoru, nie wiem co to było, i chyba dowiem się dopiero od psychiatry, leżałam już w łożku z chłopakiem, smialiśmy się i wybłupialiśmy, łaskotki, szczypanki. Nagle postanowiliśmy się uspokoić i przygotować do spania. Ja zamykając oczy, poczułam jakbym odchodziła.. cięzko to opisać. Poczułam się tak jakbym zasypiała na wieki. Chciałam poddać się snu, ale nie mogłam. Serce zaczeło walić coraz szybciej, zaczełam się pocić, a kiedy zamykałam oczy czułam się jakbym traciła kontrole nad samą sobą. Czułam, że jeśli zamknę w tym momencie oczy, już nigdy się nie obudzę. Więc usiadłam na łóżku, i napisałam do mamy. Niestety nie odpisywała, więc napisałam do koleżanki. Wszyscy starali się mnie uspokoić... A ja nadal byłam pewna że umieram, kiedy w końcu strasznie zmęczona i zasypana poradami bliskich, jakoś sama zasnęłam. Na drugi dzień było mi strasznie głupio. Taka sytuacja się nie powturzyła i mam nadzieje, że nigdy nie powturzy... Pi tej sytuacji mama sama poszła do rodzinnego, opowiedziała mu wszystko a on dał skierowanie dla mnie do psychiatry, i kazał zrobić termin jak najszybciej, było to w styczni, a termin jest na maj. Jednak z lękami męczę się nadal, czasem patrzę na mamę rozmawiając z nią , i czuję się tak jakby chciała mi coś zrobić, mówiłam jej o tym i właśnie ona potrafi mnie uspokoić. Kiedy koleżanki robią głupie miny, w żartach, kiedyś często się tak wygłupiałyśmy. Ja nie potrafię na to patrzeć. Wtedy otacza mnie cholerny lęk, boję się skrzywionej twarzy. Strasznie się boje, i wydaje mi się, że ta osoba ma jakieś dziwne zamiary co do mnie. Głupie. No i ostatnio w Kauflandzie, byłam z chłopakiem, i zobaczyłam, a w sumie najpierw usłyszałam krzyk, po chwili ujrzałam młodeko chłopaka który się potknął, odrazu skojarzyłam to z atakiem, stałam jak wmurowana i nie wiedziałam co robić, chciałam mu pomóc ale nie mogłam się ruszyć. Okazało się żę, chłopak uciekał bo coś ukradł, a kasjerka i chłopak patrzyli na mnie jak na obraz. Oprócz takich sytuacji dochodzą zwykłe lęki przed pójściem do toalety, prysznicem, przed wstaniem z miejsca bo boję się że coś złąpie mnie za nogę. Po prostu paniczny strach.. No i od momentu w którym przeszłam TIA, czyli atak niedokrwienny mózgu, i lekarz w szpitalu powiedział że jest możliwość że wystąpi u mnie udar, na który babcia 4 lata temu zmarła, to od wtedy strasznie boję się jeszcze śmierci, panicznie. Wydaje mi się że jestem na coś chora, że ten udar nastąpi a ja umre... Chciałabym przestać obciążać mamę, bo kobieta ma mega dużo na głowie, i kiedyś sama pęknie, a pozatym sama jest po nerwicy, a jak narazie to tylko ona mnie rozumie, dlatego właśnie wylądowałam na tym forum. Dziękuję za przeczytanie, i za jakikolwiek odzew. Dziękuję za możliwość wylania się, to dla mnie ogromne wsparcie !! Magdalena
  9. Magda Lenka188

    Witam

    Witam, i dziękuję za jakiś odzew. No właśnie tego najbardziej się boję, że kiedy pójdę na tą wizyte, dostanę leki i psychiatra ucieszony że po problemie tak mnie z tym zostawi. Od tamtego roku, kiedy mama przechodziła nerwice, i zobaczyłam ją w takim stanie po lekach... Po prostu wolałabym nie brać takich rzeczy. Boję się tego jak będę się po nich czuła, bo leki moim zdaniem to tylko zatajanie emocji. Mama sama mówi, że odstawiła je po tygodniu bo dziwnie się czuła, ale też bałą się uzależnienia. Myślisz/myślicie, że u psychiatry, dostanę możliwość, i czy w ogóle jest to do możliwe abym samą rozmową pozbyła się w jakiś sposób lęków?
  10. Magda Lenka188

    Witam

    Witam. Dziekuję że pytasz. Mój brat, jak pisałam okazał się bardzo silny. Jest jak najbardziej zmotywowany. Bierze chemię, i za kilka tygodni jego organizm będzie naświetlany. Będzie robione mrt, i sprawdzą czy chemia na pewno zadziałała dobrze. Jednak poinformowali nas, że tak czy siak, brat będzie musiał przejść jeszcze radioterapię... Uratowali mu życie, cieszę się że żyje. Ale pomimo tego, nie mogę patrzeć na jego cierpienie. Podczas chemi, powiem szczerze było i nadal jest okay. Przechodzi ją dobrze, wiadomo jak to chemia, nie są to wakacje. Ale wychodzi, nie wymiotuje, je, nie chudnie i nawet włosy zaczęły mu odrastać :) . Więc bardzo pozytywnie, a teraz cholernie z mamą boimy się tej radioterapi... Ale trzymajcie kciuki! Mamy wszyscy nadzieje że to wytrwa !!
  11. Magda Lenka188

    Witam

    Witam wszystkich Dziś, poraz kolejny śledząc w internecie jakieś informacji i porady jak radzić sobie z lękami, przeczytałam że pewną formą terapii jest otwarcie się przed 'światem' wylanie swoich problemów, a taką możliwość daje nam pisanie na "forum wsparcia". No więc po szukałam i jestem. Choć czytając historie które są tutaj opisane wydaje mi się że moje 'problemy' to cholernie słaba psychika, ale cóż... nie radzę sobie. Mam 18 lat, niedawno skończyłam jednak zamiast zacząć żyć, cieszyć się na imprezy to cieszę się na wizytę u psychiatry. Dostałam skierowanie w styczniu, od lekarza rodzinnego. I zamiast czekać na pełnoletności, czekam na wizytę którą dostałam a maj. Żyłam sobie normalnie choć nie powiem że moje życie było sielanka. Od zawsze byłam słaba i bałam się wielu rzeczy. Ale chyba za bardzo narzekałam bo teraz chciałabym wrócić do tamtego czasu. Wszystko zaczęło się w tamtym roku a dokładniej 27 października. Mój starszy brat od tygodnia leżał w szpitalu neurlogiczny, zawroty głowy etc. I właśnie 27 października podczas kiedy byłam w pracy zadzwoniła do mnie mama. Mój brat. Robili mu mrt i okazało się że ma guza mózgu. Był tak ogromny że odebrali go helikopterem i przetransortowali do Kliniki w Essen (mieszkamy w Niemczech) obrazu z mamą tam pojechaliśmy, okazało się że to nie jeden guz ale trzy... jakim cudem?! Wszystko odbyło się tak szybko na drugi dzień była operacja wycieli prawie wszystko i zbadali. Rdzeniaki. Złośliwość 4 z stopnia. Normalnie pojawia się on u dzieci, a mój braciszek ma 23 więc lekarze byli zdziwienie. Jeździliśmy z mamą do niego codziennie ponieważ jak sobie wyobrazić można... rozcinali mu mózg i po operacji było mu strasznie ciężko, a jak to w życiu jest takie właśnie sytuacje uświadamiają nam jak ważna jest dla nas rodzina. Musiałysmy być dla niego, o nikogo innego nie ma, ale ja również musiałam być dla mamy. Strasznie to przechodziła a w ostatnim czasie wiele ja spotkało. Nerwica... nie chciałam więc aby powróciła. Chciałam ją wspierać. I wspierałam. Mój brat dziś bierze chemię, kolejną serię. Narazić wszystko idzie z planem. Strasznie silny chłopak. Za każdym razem kiedy na niego patrzę zastanawiam się dlaczego musi przez to wszystko przechodzić, ale z drugiej strony podziwiam go. Jezu... wspaniale daje sobie rade. Szkoda że jego siostra się nad sobą uzala. W końcu to on jest chory a nie ja. Brat powiedział mi przed operacją... że chciałby zobaczyć ojca. Nie mieliśmy z nim wtedy kontaktu od dwóch lat. Starałam się go kiedyś szukać ale on chyba tego nie chciał. Nasz ojciec jest alkoholikiem. Jednak życzenie mojego brata było dla mnie priorytetem. Skoaktowalam się jakimś cudem z ciocia wszystko powiedziałam, i na drugi dzień ona o znalazła. Nie miał pieniędzy, ale że ja oprócz szkoły sobie dorabiam, bez chwili wahania powiedziałam że zapłacę. Wiecie jak ciężko i długo trwało to żeby przekonać go do przyjazdu. Ale przyjechał. Kiedy go zobaczyłam poczułam obrzydzenie. Wyglądał strasznie. Przyjechał bez niczego... nic nie miał. Jeszcze w ten sam dzień pojechaliśmy do brata. Wszyscy nie mogliśmy na tatę patrzeć. Nie czułam nic. Z dumą obydwie z mamą, go ignorowalam. Kiedy wyszliśmy ze szpitala od brata, była noc. O właśnie w ten wieczór cała pękłam. Nigdy tego nie zapomnę. Ojciec szedł za nami. Jezu na samą myśl o tym płaczę jak dziecko. Słyszę ten skowyt. Boże !!! Zaczął krzyczeć jak zombie, mnie zatkało ni zaczęła wołać o pomoc. Upadł na podłogę, zaczął się dlawic i telepalo nim we wszystkie strony. Byłam pewna że to koniec więc zaczęłam krzyczeć że go kocham podczas kiedy mama uratowała mu życie. Jakiś przechodni zadzwonił na policję a ja zaczęłam się modlić. Serce walił jak oszalałe. Tato nie wiedział kim jestem nie chciał wejść do karetki... majaczył i nie wiedział gdzie jest. Strasznie trafiające i bolące przeżycie. Najbardziej zdołało to e nie wiedział... nie wierzył że jestem jego córką. Trafil do szpitala, na ten sam oddział co brat. A ja cały czas słyszałam ten skowyt. Bałam sama się pójść do toalety i tak zostało do dziś. Okazało się że ojciec miał atak padaczki alkoholowej, już kiedyś przy tym byłam... przypomniało mi się to, wspomnienia zostały pobudzone, jako dziecko widziałam też jego atak ale wtedy spałam i obudziłam się jak dziadek go ratował. Powiedzieli mi że tata się upil... i tak właśnie to wszystko wygląda. Na chwilę obecną boję się wszystkiego, boję się sama zostać w domu, boję się ciemności boję się iść sama do toalety czy wracać do domu.w styczniu przeszłam TIA, czyli lekki wstrząs mózgu, i od tego momentu również straszne boje się śmierci. Wszystko mnie męczy, wszystko przytłacza... mam nadzieję że zajdzie się tu ktoś kto zechce to przeczytać. Starałam się streszczac. Wybaczcie. I z góry dziękuję za poświęcony czas, i za jakiekolwiek odpowiedzi i wsparcie. Magdalena
×