Witam...
Mam 15 lat i chodzę do III klasy gimmazjum. Ostatnio uświadamiam sobie że mam bardzo dziwne zachowanie w stosunku do dziewczyn, nie wiem czy to może jakaś fobia społeczna czy depresja, więc opiszę całą sytuację.
Jestem dosyć dobrym uczniem i mam zamiar iść do LO o profilu mat-fiz. Ale mam bardzo dziwny i kontrowersyjny sposób myślenia - zawsze opieram się na najgorszym co się może stać, pomimo że jest to nieprawdopodobne. Nigdy nie piłem/paliłem itd, ale tylko od małego tabaczę z kolegami (dziadek nauczył ;D). Nigdy nie chodzę na imprezy, do klubów bo boję się tych miejsc (wiadomo co się tam dzieje). Co do dziewczym to mam z nimi dziwne przeżycia. Boję się dziewczyn statszych ode mnie lub w tym samym wieku, ale co dziwne ten problem nie występuje w przypadku dziewczyn młodszych o rok w dół (z takimi wiele łatwiej mi rozmawiać). Boje się je dotknąć, przytulić itd. bo boję się odrzucenia. Jestem dosyć inteligentny i nie ważny jest dla mnie wygląd, ale charakter.
Gdy pojechałem do szpitala na rechabilitację (3tyg) kręgosłupa, to poznałem dziewczynę która była według mnie ideałem dziewczyny - ładna, inteligentna, życzliwa dla wszystkich, ale była starsza ode mnie o rok. Przez te trzy tygodnie zaprzyjaźniłem się z nią, rozmawiałem i grałem dużo w szachy na stołówce. Gdy wyjeżdżałem nawet nie poszedłem się pożegnać, przytulić bo bałem się jej reakcji, a widziałem jak zawsze każdego przytulała gdy wyjeżdżał. Poczułem się mega głupio po powrocie do domu, ale pomyślałem że przecież i tak już jej nigdy nie spotkam (odziwo fb nie miała). Podczas jednek wycieczki szkolnej zauważyłem ją w mcdonaldzie z 3 koleżankami, ona chyba też, ale spanikowałem, bałem się podejść, bałem się jej reakcji i jej koleżanek przede wszystkim (gdyby była sama to może odważyłbym się). Mogła i jest zapewne zła na te 2 sytuacje.
Ale mam bardzo dziwną fobię społeczną - jeśli z kimś się dobrze dogadywałem, a gdy jakoś nagle kontakt się urwał z przyczyn losowych, to jeśli spotkam tą osobę po długim czasie to staram się uniknąć kontaktu z nią, wręcz czuje się zawsze psychicznie na przegranej psychicznie pozycji (z reguły takie osoby mają silniejszą osobowość, ja jestem flegmatyko-melancholikiem). Czuję że te osoby szydzą pod nosem ze mnie, a gdy zastanowię się, to nawet nie mają powodu, ale moja reakcja nie zmienia się.
Jestem trochę nieśmiały, nikomu, nawet rodzicom nie ufam na tyle aby wyjawić im jakiś sekret. Nieufam całemu światu, nigdy nie chcę czyjejś pomocy, jeśli sam o nią poproszę.
Ale żyje z nadzieją że w liceum spotkam kogoś kogo pokocham. W mojej klasie jest wiekszość zwykłych nieuków i debili, a jedynie w mojej klasie są 2 koleżanki którym w miarę ufam, rozumieją moje myślenie i tylko te 2 mnie przytuliły kiedykolwiek. Mam do takich inteligentnych i miłych osób pełen szacunek, oraz cenię ich skromność, pomimo tego że mają dużo towarzystwa.
Proszę o wsparcie duchowe i wzkazanie co jest ze mną nie tak, że boję się dziewczyn i czy może to być depresja?