Skocz do zawartości
Nerwica.com

Khaine

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Khaine

  1. No ale jak ja nawet do rodziców nie jestem przywiązany i w sumie do nikogo, to jak mogę się przywiązać do kogoś nawet jeśli jest "specjalny"? W jaki sposób będę mógł określić specjalność tej osoby, jeśli nie zajdzie reakcja przywiązania nawet? Spotykam kogoś kto w normalnym przypadku byłby specjalny, ale nie przywiązuję się i do tej specjalnej osoby też mogę się nie przywiązać, przez co nie uznam ją za specjalną i będę do końca życia czekał na kogoś do kogo uda mi się przywiązać, a może nigdy nie dojść do takiej sytuacji, bo jest fizycznie niemożliwa. Jeśli wystąpi przywiązanie w takiej sytuacji, to będzie to tylko fizjologiczna reakcja zauroczenia, która znając mnie zejdzie po max kilku miesiącach i potem zacznę się zastanawiać, czy dana osoba na poziomie emocjonalnym znaczy dla mnie więcej niż żwir leżący przy krawężniku na asfalcie, czy tyle samo. A zauroczenie w ogóle nie bierze pod uwagę jaka jest dana osoba na poziomie charakteru, więc jest zwodnicze i lubi wypalić w twarz, co wiem na własnym przykładzie.
  2. No problem jest właśnie taki, że nie umiem "z miłości", inaczej niż rozsądkowo. Bo nie umiem się nawet przywiązać.
  3. Badania naukowe dowiodły, że trwa maksymalnie 3 lata. Mowa o "chemicznej miłości". I ja sam absolutnie nie liczę, że to będzie trwać wiecznie. Ale chciałbym uzyskać chociaż emocjonalny sygnał od podświadomości, który powie mi, że zgadza się z moją świadomą opinią. Bo świadomość ciągle mi mówi "chłopie, co z tobą nie tak? czego ty jeszcze chcesz?" a emocje ani drgną. A czuję, że w pełni świadomy wybór, to nadal za mało. Jakaś reakcja być powinna - choćby właśnie przywiązanie. Sprawia to, że choć bardzo chcę się zdecydować i skrócić dystans, to nie mogę. Coś mnie trzyma. Już któryś raz z kolei.
  4. Akurat z byciem kochanym i poczuciem bezpieczeństwa to ja jakichś problemów nie mam. Ja chciałbym sam móc dać.
  5. No ja nie chciałem ich blokować świadomie, samo się chyba zablokowało podświadomie Ale poczucie humoru mam nadal doskonałe przykładowo.
  6. Wtedy odczuwałem reakcję emocjonalną, jak najbardziej. Dokładnie taką jak można sobie przeczytać, że się odczuwa. Tylko, że to wystrzeliwało mi w twarz za każdym razem i teraz już od wielu lat (7-8?) cisza. Ja stałem się nieczuły z czasem, ewentualnie tylko bardzo wąskie grono osób jest w stanie mnie "ruszyć". Dlatego uważam, że jestem zwyczajnie zblokowany , bo mam jakieś bariery ochronne nałożone. ALE pomimo tego, że zakochanie odczuć byłem w stanie, to przywiązania generalnie do ludzi już nie odczuwałem. Nie pamiętam niestety, czy do rodziców przywiązanie emocjonalne wtedy miałem, czy nie. To nie był jeszcze czas kiedy zwracałem na wszystko uwagę tak jak teraz. Dawniej poradzenie sobie z ewentualnym odrzuceniem zajmowało mi chyba z tydzień (a trauma trwała miesiące). Inna sprawa, że teraz jakbym się zakochał, to raczej w 20 min by to nie przeszło. Ale na pewno nie tyle co było. Powiedziałbym, że musiałem być mocno emocjonalny w tym aspekcie, gdy byłem młodszy. A za dziecka jeszcze przed opisanymi wydarzeniami prawdopodobnie byłem emocjonalny w innych aspektach, jeszcze bardziej kruchy. I dlatego powstaje jedna, druga, trzecia bariera zapewne. Emocje negatywne zostały bardzo mocno wyciszone, ale pozytywne w końcu spadły do prawie zera. Jakby mi spadła ogólna reaktywność.
  7. No po prostu nie odczuwam reakcji emocjonalnej z tego powodu. Albo po prostu słabą, ledwo odczuwalną i przez to umyka mi ona gdzieś. Odczuwam umysłową wdzięczność, związaną ze świadomością.
  8. W hipnozę nie trzeba wierzyć, bo hipnoza jest faktem. Prędzej się można zastanawiać nad autohipnozą, w sensie - czy faktycznie jesteśmy w stanie sami siebie zahipnotyzować Niestety do hipnozy trzeba mieć pewne predyspozycje, których osobiście mogę nie posiadać. Jest to między innymi podatność na sugestię. Zależy co rozumiesz przez nie czucie. Ja czuję i funkcjonuję normalnie, nie da się zauważyć anomalii raczej. Po prostu gdzieś mi umknęły uczucia kierowane w kierunku innych ludzi.
  9. No moje "zaburzenie" nie pasuje dobrze do niczego, co do tej pory znalazłem. Natomiast najbliżej z tego wszystkiego jest raczej emocjonalna deprywacja: http://anna-mochnaczewska.bloog.pl/id,348479999,title,Dlaczego-nikt-nigdy-nie-moze-mi-dac-tego-czego-tak-bardzo-potrzebuje,index.html?_ticrsn=3&smoybbtticaid=616a4c Tylko, że problem jest odwrotny. Ja się w ogóle nie boję, że MOJA potrzeba miłości zostanie zaspokojona. W sensie, że ktoś mnie. Ja się boję tego, czy ja mogę kochać kogoś, a bardzo bym chciał.
  10. No właśnie cały problem jest w tym, że większość zaburzeń jest powiązana z wieloma różnymi rzeczami i objawy są szerokie. A u mnie działka w której widzę nieprawidłowość jest całkiem wąska. Jakby zablokowana specjalnie z jakiegoś panelu sterowniczego w którym siedzą ustawienia.
  11. Widzę to jakby wyobraźnią? Tak jakbym widział kontur tego co brakuje. Taki brakujący kawałek puzzli. Wokół ułożona całość, a po środku dziura o konkretnym kształcie. I ja wiem jaki kształt ma ten kawałek, nie wiem dokładnie co jest na nim narysowane, bo to jest tylko projekcja, wersja demonstracyjna, ale generalnie mam poczucie czego brakuje. Wiem mniej więcej jakie reakcje fizjologiczne powinny mi przy tym towarzyszyć. Np. gdy ktoś zrobił dla mnie coś miłego, to po prostu wiem, że powinienem się wewnętrznie ucieszyć, nawet mogłoby mi się zrobić delikatnie ciepło w okolicy serca (tak mi się to widzi). Coś jak rozczulenie? Skąd wiem? Nie wiem, może "odbiło się", gdy obserwowałem innych ludzi. Natomiast ja odczuwam świadomą wdzięczność, świadomie zapisuję sobie w pamięci "ta osoba zrobiła dla mnie coś miłego i doceniam to", natomiast brakuje mi tego jednego kawałka i czuję jego brak. Tylko zwykle nie przywiązywałem do tego uwagi, przez chwilę czułem, że coś tutaj jest niekompletne, ale potem zacząłem myśleć o czymś innym i zapominałem.
  12. Czytałem już o osobowości schizoidalnej, ale nie spełniam kryteriów diagnostycznych: brak lub znikome działania służące przyjemności - nieprawda, szukam przyjemności, nie za wszelką cenę, nie w sposób "yolo" (w sensie, mam dużą samokontrolę w tym aspekcie), ale nadal jednak pewne rzeczy są dla mnie przyjemne i do nich dążę. chłód emocjonalny - no tak, to posiadam ALE tylko wobec innych ludzi. Dopóki nie dojdzie do momentu w którym określiłbym, że powinienem reagować uczuciowo na to co ktoś robi, nie ma absolutnie żadnego problemu z tym i jestem raczej wesołym człowiekiem ograniczona zdolność wyrażania emocji wobec innych - no tak, jestem tutaj nieco kamienny, nie mam odruchowej reakcji gestykulacyjnej przykładowo - ale zacznijmy od tego, że sama emocja praktycznie nie istnieje, więc co tak naprawdę mam wyrazić? niezainteresowanie pochwałami i krytyką - nieprawda, lubię być zarówno chwalony jak i krytykowany (tak!), bo krytyka pozwala mi zwrócić uwagę na to, gdzie mi jeszcze coś brakuje (nie ukrywam, że jestem trochę skrzywiony na punkcie tego, że chciałbym być najlepszy jak tylko mogę, aby móc potem komuś to dać od siebie) brak zainteresowania doświadczeniami seksualnymi - nieprawda, aczkolwiek tutaj też mam ogromną samokontrolę i nie byłbym w stanie pójść do łóżka bez przynajmniej lubienia kogoś jako człowieka, wymagany jest u mnie pewien czynnik niefizyczny oprócz fizycznego preferencja samotnictwa - nie do końca, lubię być sam, lecz lubię też wyjść czasem do ludzi "odchamić się" Z odpowiednimi ludźmi czuję się bardzo swobodnie i nie mam nawet najmniejszych problemów z kontaktami. Z obcymi ludźmi także problemy są zerowe, pod warunkiem, że nie przytłaczają mnie liczebnie, bo wtedy robi się to trochę niezręczne. Przykładowo nie umiałbym już mieszkać sam, bez współlokatorów. Byłem jedynakiem, zawsze sam. Teraz mam ludzi w moim wieku w mieszkaniu, mam z kim pogadać, pośmiać się czasem, porobić coś i czuję się z tym bardzo dobrze. Tylko nadal nie wydaje mi się, abym był emocjonalnie przywiązany do tych konkretnych ludzi, co raczej towarzystwa osób, które mi odpowiadają tak po prostu. pochłonięcie introspekcją - bardzo lubię analizować swoje zachowania i emocje, ale nie tylko swoje, analizuję tak samo innych ludzi - po to by lepiej rozumieć zarówno siebie jak i innych brak bliskich związków - to prawda, ale mówimy o bliskości emocjonalnej, bardzo łatwo się otwieram, nie jestem w żaden sposób nieśmiały, generalnie jak już kogoś poznam i wyczuję (patrz punkt wyżej związany z introspekcją, mniej więcej wiem jacy ludzie są godni zaufania i warci aby im mówić pewne rzeczy, bo obserwowałem dużo) sprzedaję swoje tajemnice praktycznie za darmo, tylko po to, by dana osoba mogła mnie lepiej zrozumieć i ocenić czy faktycznie lubi mnie-mnie, a nie jakąś iluzję pokazywaną ludziom, mogę rozmawiać na każdy temat i łatwo mi przychodzi aby komuś pomóc niewrażliwość wobec norm społecznych - nieprawda, jestem straszliwie praworządny. Pod względem moralności i obyczajów przede wszystkim. Zasady zawsze były dla mnie bardzo ważne, zawsze czułem potrzebę stawiania sobie barier i trzymania się pod kontrolą, by być po prostu "dobrym człowiekiem".
  13. Witam, jestem tutaj nowy i zjawiłem się, bo zaczynam myśleć, że coś jest ze mną nie tak. Mam w tej chwili 24 lata, więc nie jest to jakiś nastoletni problem. Jako, że jestem silnie samoświadomy i od lat wnikliwie analizuję zachowanie swoje oraz ludzi, to myślę, że jestem w stanie stosunkowo kompletnie przedstawić problem. Chodzi o to, że nie czuję przywiązania do ludzi. Nie czuję tęsknoty do nikogo (nawet rodziców), nie czuję potrzeby (emocjonalnej) aby z konkretnymi osobami rozmawiać, nie cieszę się na widok nikogo (3 miesiące poza domem, widzę rodziców i nie odczuwam zupełnie nic), nie mam potrzeby przebywać w niczyim towarzystwie w sensie takim, że dana osoba budzi we mnie jakieś pozytywne uczucia. Ludzie ogółem nie budzą we mnie uczuć pozytywnych. To jest jakby filtr nałożony na same pozytywne emocje, negatywne nadal są możliwe do osiągnięcia (może dlatego, że są bardziej prymitywne i podstawowe?), jednak jestem z natury bardzo spokojny, więc zdenerwowanie mnie nie jest proste. Łatwiej doprowadzić mnie do smutku. Czy to znaczy, że nie mam emocji? No cały żart polega na tym, że nie. Posiadam, ale emocje ze źródłem we mnie samym. Radość, zadowolenie, strach, gniew itd. Wstawcie tutaj cokolwiek, co nie pochodzi od innych ludzi. Jeśli się nad tym zastanowię, to w momencie, gdy ktoś mnie chwali nie czuję nic pozytywnego dlatego, że pochwała pochodzi od osoby, którą bardzo szanuję, tylko chodzi o samą pochwałę, że JA zrobiłem coś dobrze, albo, że JA jestem w czymś dobry. Na tym śmieszne rzeczy się nie kończą. Bo to nie jest też tak, że inni ludzie mnie nie obchodzą. Mam chyba całkiem niezły poziom wrodzonej empatii i inteligencji emocjonalnej. Patrząc na ludzi umiem "zwizualizować sobie" jak się czują. Umiem zobaczyć hologram ich emocji, umiem wyobrazić sobie także własne emocje bez problemu, także te, których nigdy fizycznie nie odczułem. Np. doskonale znam uczucie tęsknoty, którego nie pamiętam w odniesieniu do konkretnej sytuacji abym kiedyś faktycznie posiadał (zapewne miałem), skąd? No wiem po prostu jak wygląda. Wiem mniej więcej co powinienem czuć, gdy spotykam właśnie rodziców po jakimś czasie. Widzę to, ale przez szybę (tylko nie wylatujcie od razu z depersonalizacją, bo napisałem raz, że "widzę przez szybę", to metafora). Nie odczuwam tego osobiście, po prostu wiem jak to powinno wyglądać. To nie koniec. Czy jestem nieśmiały? Nie. Zamknięty w sobie? Nie. Niskie poczucie własnej wartości? Nie. Jestem po prostu emocjonalnie chłodny, stoicki. I są ludzie, których bardzo lubię i szanuję, ale nadal - świadomością, trzeźwą myślą. Tak jak "kocham" świadomością moich rodziców. Wiem, że to ogółem dobrzy ludzie, którzy zawsze o mnie dbali i chcieli dla mnie jak najlepiej, ale nadal - to nie jest emocja sensu stricte. Tutaj jeszcze mogę trochę napisać, odpowiadając np. na pytania. Teraz może trochę teorii odnośnie tego w czym uważam, że może leżeć przyczyna. Po pierwsze jestem jedynakiem. Rodzice zawsze o mnie dbali i nigdy nie czułem, że brakuje mi czegokolwiek. Jednak nieco z perspektywy czasu zastanawiam się, czy to uczucie "braku braku" nie jest czasem nieco związane z tym, że nie zostałem nauczony odczuwać braku pewnych rzeczy, bo to może nie być wrodzone, bądź nie u każdego. Bo jednak generalnie rodzice byli w pewnym emocjonalnym dystansie do mnie patrząc z obecnej perspektywy, np. nie pamiętam aby się ze mną bawili czy spontanicznie okazywali mi uczucia. Pamiętam, że miałem świadomość, że mają te uczucia, bo widziałem jak o mnie dbają, natomiast nie szastali nimi na lewo i prawo. Dlatego nie mam zbytnio pewności, czy to jest przyczyna takiego stanu rzeczy, co najwyżej jedna ze składowych i nie powiedziałbym, że największa. Rodzice opowiadali mi, bo sam tego nie pamiętam, że w okresie przedszkola przeszedłem dosyć traumatyczne wydarzenie. Mianowicie urzędowały tam jakieś nazistowskie przedszkolanki, które zmuszały dzieciaki do różnych rzeczy i nie tolerowały sprzeciwu. W moim wypadku rozchodziło się bodaj o jedzenie. No po prostu ponoć sytuacja była taka, że miałem swój tryb odżywiania, który nie zgrywał się z trybem innych dzieci, które tryb ten miały narzucony. Jadłem po prostu w innych godzinach. Wmuszano więc to we mnie siłą pod groźbą kar. No i pewnego dnia pękłem, jak opowiedzieli rodzice - zamknąłem się w łazience i odmówiłem wyjścia do kogokolwiek innego niż rodzice. Rodzice przyszli, odebrali mnie, z przedszkola też mnie zabrali na dobre i nie wysłali już nigdy do żadnego innego, żeby nie ryzykować spotkania kolejnych gestapowców. I teraz wchodzimy już w obszar, który mgliście, ale jednak nieco pamiętam. I o którym też mówili mi niekiedy moi rodzice. Cokolwiek stało się wtedy w tym przedszkolu, nabawiłem się po tym POTĘŻNYCH zaburzeń stresowych. Z dużych liter piszę, bo to było naprawdę mocne. Jakie były objawy? Panikowałem ilekroć miał ktoś przyjść do nas (do domu). To była panika połączona z potężnym atakiem fizjologicznego stresu, bo to akurat niejako pamiętam. Fizjologiczny stres, czyli strach, adrenalina, wymioty itd. No jazda na całego. Nie miało żadnego znaczenia KTO przyjdzie. Czy ktoś kogo lubię, czy ktoś obcy. Gdy to stresowe uderzenie ustępowało (trwało chyba kilkanaście-kilkadziesiąt min), to potem było już normalnie. Nie wiem kiedy, ale wyrosłem z tego ostatecznie. Sprawa została zapomniana przeze mnie, przez rodziców jak widać nie. To nadal nie jest koniec. Nigdy nie czułem prawdziwego poczucia przynależności do jakiejkolwiek grupy. Zawsze czułem się "przyszyty", jak piąte koło u wozu. Jak ktoś, kto nie jest faktycznie częścią grupy, ale jest jedynie akceptowany/tolerowany. Miałem swoje paczki, ale jak przychodziło co do czego, to nie nie czułem, że komuś z tych ludzi faktycznie na mnie zależy i to było trafne, bo nawet myśląc o tym powtórnie nadal tak uważam. Po prostu de facto byłem inny niż oni, a ludzie za młodu mają wielkie trudności z akceptowaniem jakiejkolwiek odmienności innych i efekt był taki jaki był. Sprawa rozwiązała się dopiero w momencie pójścia na studia, ale wtedy było już chyba nieco za późno. Ludzie mnie akceptowali i lubili za to jaki byłem/jestem, bo jednak nie jestem jakimś smutasem czy osobą przygnębiającą, ponadto lubię pomagać innym. No ale wtedy już nie czułem przynależności także. Sam nie wiem, czy dlatego, że ja sam nie byłem w stanie, czy tutaj też pewien element fałszywości pojawiał się w moich oczach. Zakochałem się może ze dwa albo trzy razy w życiu, za każdym razem źle się to dla mnie skończyło, bo zostałem odrzucony jak odpad poprodukcyjny w trybie +/- natychmiastowym. Raz to i w sumie nawet zostałem wyśmiany za takie durne pomysły. Nie mam więc szczęśliwej historii znajomości właściwie od zawsze. I jeśli ktoś by mnie pytał, to w mojej opinii źródło problemu zaczęło się w przedszkolu i trwało aż do momentu studiów. Rodzice też byli być może jakąś składową, ale oni jeśli już, to jedynie nie pokazali mi jak pewne rzeczy okazywać niż naładowali mnie negatywnymi emocjami przez które przestałem niejako oczekiwać pozytywnych rzeczy od innych ludzi. No i teraz pytanie właściwe. Dwa pytania. Po pierwsze - co to jest? Jest to dla mnie mało istotne tak naprawdę co to jest, bo nie zmieni ta informacja wiele w moim życiu. Oraz pytanie numer dwa, znacznie bardziej istotne - jak się tego pozbyć i znowu się odblokować?
×