Skocz do zawartości
Nerwica.com

zadraWoku

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia zadraWoku

  1. zadraWoku

    Witam Was

    Dziękuję za odpowiedzi na mój post. I tak jest ich więcej niż się spodziewałam. Długo się zbierałam, żeby odpisać, nie z braku czasu, bo akurat jego to mam aż za nadto. Bardziej to wstyd, że mówię o swoich problemach, że wykopuję je na światło dzienne. Może też dlatego, że "zaliczyłam" odwiedziny na Izbie Przyjęć w szpitalu, z powodu objawów nerwicy i próbowałam dojść do siebie. Podejrzewam, iż jestem również DDA - Dorosłym Dzieckiem Alkoholika. Wszystko na to wskazuje, nie to, że od razu przypinam sobie etykietki, ale po latach występowania u mnie różnych zachowań, typowych dla tego syndromu, śmiem twierdzić, że to prawda. Jak już wspomniałam, miałam/mam ojca alkoholika, co się z tym wiąże, pewnie nie muszę nikomu dopowiadać. Byłam również molestowana. Sprawca nie został ukarany i nigdy "moja tajemnica" nie wyszła i nie wyjdzie na jaw. Za moim obecnym zachowaniem stoi więc złożoność przeżyć z czasów dzieciństwa. Wszystko ma swoje odzwierciedlenie w teraźniejszości. Może nie jestem psychologiem, ale dużo czytam na ten temat. Szkoda, że nie potrafię jednak pomóc samej sobie.... W życiu zawsze musiałam liczyć na siebie, wprawdzie miałam mamę, która poświeciła się dla nas (bo mam czwórkę rodzeństwa), bezgranicznie, lecz nie mogła mi dać wszystkiego, w sumie nie mam do niej żalu, bo robiła co mogła. Bieda często zaglądała do nas, czasem nie było co włożyć do garnka. Dobrze, że mieszkaliśmy na wsi, bo zawsze można było sobie coś samemu "wyhodować". To troszkę więcej o mnie. Nie mogę liczyć na znajomości, muszę radzić sobie sama, a jest trudno. Polska rzeczywistość jest straszna. Pomimo tego dziękuję, za te wszystkie pomysły, rady oraz miłe słowa wsparcia. Pomimo wszystkiego mam nadzieję, że wszystko w moim życiu ułoży się plus. Nadzieja, to jedyne co mam. Ona nigdy mnie nie opuszczała. Działam, nie jestem bierna, bo tak jak wspomnieliście szkoda życia na smutki.
  2. zadraWoku

    Witam Was

    Witam! Od jakichś 5 lat z przerwami leczę się na nerwicę lękową, stawiano też jako diagnozę depresję, teraz sama po sobie odczuwam silną fobię społeczną. Leczyłam się u psychiatry, ale przerwałam leczenie bo stwierdziłam, że już jestem zdrowa. Owszem większość objawów nerwicy lękowej minęło, więc czując się lepiej zaprzestałam terapię. Przez jakiś czas było ok, czułam się świetnie, choć zauważyłam, że czasem lęk wracał. Myślałam sobie stres na uczelni (wówczas studiowałam), terminy, ciągle w biegu, więc stres to normalne. Łyknęłam jakąś tabletkę uspokajającą i wszystko mijało....aż do następnego razu. Na ataki paniki cierpię do tej pory, choć nie zażywam silnych leków uspokajających. Zwykła hydroksyzyna wystarczy, aby się uspokoić. Jednak nie stany paniki mnie przytłaczają, bo do nich po latach zdążyłam się już przyzwyczaić. Fobia społeczna, to moje utrapienie na dzień dzisiejszy. Ale od początku. Po skończeniu studiów całkowicie straciłam sens życia. Nie wiedziałam co mam dalej począć ze swoim życiem. Kierunek studiów, który wybrałam, w ogóle mnie nie fascynuje. Język niemiecki - bo studiowałam germanistykę, owszem kiedyś, na początku studiów, strasznie mi się podobał. Myślałam sobie, znajdę dobrą pracę, ludzie będą mnie szanować, osiągnę coś w życiu. Ale już dzisiaj tak nie myślę. Na studiach nie raz zaliczałam porażki, ale jestem typem osoby, która tak łatwo się nie poddaje, więc walczyłam. Później już tkwiłam w tym bagnie, a w pewnym momencie zamknęłam się w sobie i bałam się mówić. Straciłam wiarę w siebie.... Nie zabierałam głosu w dyskusji, nie udzielałam się podczas konwersacji. Jakoś "przeszłam" te studia. Ukończyłam je z myślą że tak naprawdę nic nie potrafię i przekonaniem, że już więcej nie będę miała nic do czynienia z językiem niemieckim. Moim marzeniem były zawsze studia na Akademii Sztuk Pięknych. Rysowanie - to lubię i mam talent.....chyba. To jest jedna z przyczyn, która wpływa na mój obecny stan. Szukanie pracy jest ciężkie. Niby mam magistra, ale tak naprawdę nie mam nic. No i tu dochodzę do sedna mojej wypowiedzi. Stoję przed perspektywą podjęcia pracy, której będę nienawidzić do końca życia. Czuję, że zmarnowałam 5 lat życia na robienie czegoś, co nie sprawia mi przyjemności. ;/ Ale z drugiej strony poświęcenie 5 lat życia, na studiowanie na ASP, też nie jest już takie kolorowe. Z czasem jak wzrastało we mnie to poczucie beznadziejności mojego życia, coraz bardziej oddalałam się od ludzi. Rozmowa na żywo mnie męczy. Po drugie stałam się strasznie niepewna siebie, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia. Uważam, że wszystko co robię jest bez sensu, co stworzę (np. rysunek) nie jest taki jaki planowałam, nie jestem zadowolona z efektu żadnej mojej pracy. Uważam, że ludzie mówiąc mi, że (wspomniany już rysunek) jest śliczny, po prostu kłamią, żeby nie zrobić mi przykrości. Nie potrafię przyjmować komplementów, co wpływa również negatywnie na mój związek. Bardzo przejmuje się krytyką, tym co ktoś o mnie pomyśli, że ludzie będą mnie oceniać, obgadywać. Dlatego ograniczam kontakt z ludźmi. Zamknęłam się w czterech ścianach. Wiem, że mój stan i to co robię nie jest normalne, ale to jest ode mnie silniejsze. Ogólnie jestem bardzo płaczliwa, czasem wręcz agresywna, mam bardzo dziwne myśli. Nie chcę już tak żyć. Kiedyś byłam zupełnie inna, pogodna, odważna, towarzyska. Straciłam sens życia....Chciałabym znów zacząć mieć nad nim panowanie...,.Fajnie jakby znalazł się ktoś kto przynajmniej spróbuje mnie zrozumieć, nie będzie oceniać...
×