Witam!
Od jakichś 5 lat z przerwami leczę się na nerwicę lękową, stawiano też jako diagnozę depresję, teraz sama po sobie odczuwam silną fobię społeczną. Leczyłam się u psychiatry, ale przerwałam leczenie bo stwierdziłam, że już jestem zdrowa. Owszem większość objawów nerwicy lękowej minęło, więc czując się lepiej zaprzestałam terapię. Przez jakiś czas było ok, czułam się świetnie, choć zauważyłam, że czasem lęk wracał. Myślałam sobie stres na uczelni (wówczas studiowałam), terminy, ciągle w biegu, więc stres to normalne. Łyknęłam jakąś tabletkę uspokajającą i wszystko mijało....aż do następnego razu. Na ataki paniki cierpię do tej pory, choć nie zażywam silnych leków uspokajających. Zwykła hydroksyzyna wystarczy, aby się uspokoić. Jednak nie stany paniki mnie przytłaczają, bo do nich po latach zdążyłam się już przyzwyczaić. Fobia społeczna, to moje utrapienie na dzień dzisiejszy. Ale od początku. Po skończeniu studiów całkowicie straciłam sens życia. Nie wiedziałam co mam dalej począć ze swoim życiem. Kierunek studiów, który wybrałam, w ogóle mnie nie fascynuje. Język niemiecki - bo studiowałam germanistykę, owszem kiedyś, na początku studiów, strasznie mi się podobał. Myślałam sobie, znajdę dobrą pracę, ludzie będą mnie szanować, osiągnę coś w życiu. Ale już dzisiaj tak nie myślę. Na studiach nie raz zaliczałam porażki, ale jestem typem osoby, która tak łatwo się nie poddaje, więc walczyłam. Później już tkwiłam w tym bagnie, a w pewnym momencie zamknęłam się w sobie i bałam się mówić. Straciłam wiarę w siebie.... Nie zabierałam głosu w dyskusji, nie udzielałam się podczas konwersacji. Jakoś "przeszłam" te studia. Ukończyłam je z myślą że tak naprawdę nic nie potrafię i przekonaniem, że już więcej nie będę miała nic do czynienia z językiem niemieckim. Moim marzeniem były zawsze studia na Akademii Sztuk Pięknych. Rysowanie - to lubię i mam talent.....chyba. To jest jedna z przyczyn, która wpływa na mój obecny stan. Szukanie pracy jest ciężkie. Niby mam magistra, ale tak naprawdę nie mam nic. No i tu dochodzę do sedna mojej wypowiedzi. Stoję przed perspektywą podjęcia pracy, której będę nienawidzić do końca życia. Czuję, że zmarnowałam 5 lat życia na robienie czegoś, co nie sprawia mi przyjemności. ;/ Ale z drugiej strony poświęcenie 5 lat życia, na studiowanie na ASP, też nie jest już takie kolorowe. Z czasem jak wzrastało we mnie to poczucie beznadziejności mojego życia, coraz bardziej oddalałam się od ludzi. Rozmowa na żywo mnie męczy. Po drugie stałam się strasznie niepewna siebie, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia. Uważam, że wszystko co robię jest bez sensu, co stworzę (np. rysunek) nie jest taki jaki planowałam, nie jestem zadowolona z efektu żadnej mojej pracy. Uważam, że ludzie mówiąc mi, że (wspomniany już rysunek) jest śliczny, po prostu kłamią, żeby nie zrobić mi przykrości. Nie potrafię przyjmować komplementów, co wpływa również negatywnie na mój związek. Bardzo przejmuje się krytyką, tym co ktoś o mnie pomyśli, że ludzie będą mnie oceniać, obgadywać. Dlatego ograniczam kontakt z ludźmi. Zamknęłam się w czterech ścianach. Wiem, że mój stan i to co robię nie jest normalne, ale to jest ode mnie silniejsze. Ogólnie jestem bardzo płaczliwa, czasem wręcz agresywna, mam bardzo dziwne myśli. Nie chcę już tak żyć. Kiedyś byłam zupełnie inna, pogodna, odważna, towarzyska. Straciłam sens życia....Chciałabym znów zacząć mieć nad nim panowanie...,.Fajnie jakby znalazł się ktoś kto przynajmniej spróbuje mnie zrozumieć, nie będzie oceniać...