Skocz do zawartości
Nerwica.com

MarzyMiSięNormalność

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MarzyMiSięNormalność

  1. :) No pod tym kątem patrząc to wszyscy umrą, więc faktycznie, skłamałam. No ale wiadomo o co chodzi, że od nerwicy się nie umiera, chociaż jak pisałam wyżej, można i po 10 razy dziennie "umierać", ale i tak się nie umrze ;]
  2. Kochana, nie umrzesz. Ja umierałam już tysiąc razy i nadal żyję :) Wiem, że jest ciężko, ale popatrz, jednak nie umieramy pomimo że nam się wydaje, ze to już, właśnie teraz zbliża się koniec. To wszystko siedzi w głowie i musisz po prostu szukać czegokolwiek, co pozwoli Ci się od tych myśli uwolnić choć na chwilę. Z czasem te chwile będą się wydłużać, uwierz mi. Łatwe to nie jest, wiem to doskonale , ale nie wolno się poddawać. Spróbuj ćwiczeń z oddechem - oddychanie przeponą. Połóż się na łóżku, koniecznie się rozluźnij, po prostu poczuj, ze Twoje ciało robi się flakiem :) Na początek, żeby mieć pewność o co mi chodzi, połóż sobie jedną dłoń luźno na brzuchu, a drugą na klatce piersiowej. Weź głęboki oddech, taki do oporu, ale napełnij powietrzem brzuch, a nie klatkę piersiową, Po prostu to Twoja ręka leżąca na brzuchu ma się unieść, a nie ta ręka na klatce :) potem powoli wypuść powietrze nosem. Pooddychaj tak przez 5 minut na początek, później możesz sobie przedłużać. Takie ćwiczenie najlepiej ze 2 razy dziennie wykonać. Podczas tego ćwiczenia mogą wystąpić dwa scenariusze - żadnego się nie bój absolutnie. Możesz albo się popłakać albo zacząć się śmiać i cieszyć :) Ja za pierwszym razem ryczałam jak dziecko, tak jak bym wyrzucała z siebie cały syf. Kolejne razy to już śmiech, poprawa nastroju. Do tego prawie na pewno będą towarzyszyć Ci objawy, które mogą wystraszyć, ale nie bój się ich, bo one są właśnie oznaką, że się dotleniłaś, takie objawy jak mrowienie w całym ciele i pozorna "dziwność" na ciele to właśnie dobre znaki :) Poza tym po takim oddychaniu mnie natychmiast zaczyna się ziewać, więc jest to super pomoc przy kłopotach ze snem :) Warto spróbować, bo to za darmo :) Bądź silna i próbuj sobie na siłę tłumaczyć, że nic Ci się nie stanie. Na przekór myślom i emocjom mów sobie twardo - nic mi nie jest! Jestem zdrowa! :)
  3. Kurczę, przepraszam, przypadkowo dwa razy dodał mi się ten sam temat :/ Czy mogę prosić o usunięcie jednego?
  4. O dłuższego czasu mam dziwne uczucie na głowie, ja to nazywam czapą. Jest to jakby uczucie ciężkiej głowy, coś jakby "udawane" zawroty głowy, bo mnie de facto świat przed oczami nie wiruje i nie mam kłopotów z równowagą, to jest raczej coś bardziej, jak bym była wiecznie wstawiona, nietrzeźwa, nie wiem jak to opisać inaczej. Też trochę tak się czuje, jak bym miała w głowie coś dziwnego, co ją wypełnia po same brzegi i nie jest to miłe uczucie. Czasem też czuję jakieś ciśnienie i mam wrażenie wtedy, że zaraz mózg wyjdzie mi uszami. Jeszcze inaczej mogę powiedzieć, że czuję jak by ta "czapa" dosłownie przyćmiewała, przygasza mi odbieranie świata, była czymś, co mnie oddziela od normalności. Podczas poszukiwań miliona ewentualnych przyczyn, natknęłam się też, że różne dolegliwości głowy mogą być spowodowane kręgosłupem, a ściślej jego odcinkiem szyjnym. Ja od półtora roku mam pracę siedzącą i to w mało wygodnej pozycji, głowa ciągle pochylona, mam mało ruchu, chociaż staram się to nadrabiać codziennym spacerem i ćwiczeniami, żeby się dotlenić. No i a propos tego kręgosłupa, poszukałam sobie ćwiczeń wzmacniających, rozluźniających i ogólnie sprzyjających odcinkowi szyjnemu kręgosłupa. Ćwiczenia typu napinanie szyi, jakieś tam ruszania głową w tył, przód, na boki, ćwiczenie typu, że splecione ręce kładę na potylicy i jakby dociskam je do głowy, jak bym ją chciała popchnąć, ale w tym samym momencie napieram głową na ręce. No i jeszcze zataczanie kółek głową w prawo i w lewo. W trakcie tych ćwiczeń i zaraz po nich zaczynam czuć się fatalnie, kręci mi się głowie, moja "czapa" nasila się i muszę przerwać i usiąść i się uspokoić , bo sobie oczywiście zaraz wkręcam tysiąc chorób z guzami mózgu na czele... Dodam, że przy innych ćwiczeniach, takich normalnych, jak sobie ćwiczę przysiady, skłony, jakieś rozciąganie rąk i nóg i tego typu to nie mam takich dolegliwości. Macie jakieś pomysły, czemu akurat przy tych ćwiczeniach związanych z kręgosłupem tak może być? A tak na marginesie, bo może to ma znaczenie, to nie mam bólów głowy (a przy jakichś guzach to by chyba głowa bolała, co? ), to znaczy raz na jakiś czas się jakiś bólik przytrafi jak każdemu, ale bez przesady, no i nie miewam też typowych zawrotów.
  5. O dłuższego czasu mam dziwne uczucie na głowie, ja to nazywam czapą. Jest to jakby uczucie ciężkiej głowy, coś jakby "udawane" zawroty głowy, bo mnie de facto świat przed oczami nie wiruje i nie mam kłopotów z równowagą, to jest raczej coś bardziej, jak bym była wiecznie wstawiona, nietrzeźwa, nie wiem jak to opisać inaczej. Też trochę tak się czuje, jak bym miała w głowie coś dziwnego, co ją wypełnia po same brzegi i nie jest to miłe uczucie. Czasem też czuję jakieś ciśnienie i mam wrażenie wtedy, że zaraz mózg wyjdzie mi uszami. Jeszcze inaczej mogę powiedzieć, że czuję jak by ta "czapa" dosłownie przyćmiewała, przygasza mi odbieranie świata, była czymś, co mnie oddziela od normalności. Podczas poszukiwań miliona ewentualnych przyczyn, natknęłam się też, że różne dolegliwości głowy mogą być spowodowane kręgosłupem, a ściślej jego odcinkiem szyjnym. Ja od półtora roku mam pracę siedzącą i to w mało wygodnej pozycji, głowa ciągle pochylona, mam mało ruchu, chociaż staram się to nadrabiać codziennym spacerem i ćwiczeniami, żeby się dotlenić. No i a propos tego kręgosłupa, poszukałam sobie ćwiczeń wzmacniających, rozluźniających i ogólnie sprzyjających odcinkowi szyjnemu kręgosłupa. Ćwiczenia typu napinanie szyi, jakieś tam ruszania głową w tył, przód, na boki, ćwiczenie typu, że splecione ręce kładę na potylicy i jakby dociskam je do głowy, jak bym ją chciała popchnąć, ale w tym samym momencie napieram głową na ręce. No i jeszcze zataczanie kółek głową w prawo i w lewo. W trakcie tych ćwiczeń i zaraz po nich zaczynam czuć się fatalnie, kręci mi się głowie, moja "czapa" nasila się i muszę przerwać i usiąść i się uspokoić , bo sobie oczywiście zaraz wkręcam tysiąc chorób z guzami mózgu na czele... Dodam, że przy innych ćwiczeniach, takich normalnych, jak sobie ćwiczę przysiady, skłony, jakieś rozciąganie rąk i nóg i tego typu to nie mam takich dolegliwości. Macie jakieś pomysły, czemu akurat przy tych ćwiczeniach związanych z kręgosłupem tak może być? A tak na marginesie, bo może to ma znaczenie, to nie mam bólów głowy (a przy jakichś guzach to by chyba głowa bolała, co? ), to znaczy raz na jakiś czas się jakiś bólik przytrafi jak każdemu, ale bez przesady, no i nie miewam też typowych zawrotów.
  6. Ja od wielu lat mam problem z telefonami, zarówno z dzwonieniem gdzieś, jak i odbieraniem. I nieważne, czy telefon jest od czy do kogoś z rodziny, czy obcego. Po prostu odczuwam przed tym mega stres i dlatego tego nie robię. Doszło do tego, ze autentycznie nie odbieram telefonów i nigdzie nie dzwonię. I mam spokój. Wszystko załatwiam przez internet albo na żywo. Nie wiem, co to za dziwna fobia, ale myślałam, ze tylko ja tak mam Dobrze wiedzieć, że nie. Pozdrawiam
  7. Mam pytanie do wszystkich, którzy wyszli z nerwicy, pewnie głupie, ale co tam :) Powiedzcie, mieliście podczas swojej walki myśli typu, że to już nigdy wam nie minie, że pewnie już zawsze będziecie w takim beznadziejnym stanie i w ogóle nie ma dla was ratunku i pewnie jesteście jedynymi osobami, które mają akurat takie dziwne objawy? :) Ja jestem na takim dziwnym etapie, że już myślę, że nic mi nie pomoże i ze właśnie pewnie tylko ja mam takie dziwaczne objawy i że zapewne już mi się przez tą nerwicę tak w mózgu poprzestawiało, że już nigdy nie wrócę do normalności... Aha, czy po wyzdrowieniu czujecie się tak samo jak przed nerwicą? Czyli "normalnie"? :)
  8. Dziękuję wam bardzo za odpowiedzi. Odwracanie uwagi faktycznie pomaga, ale jak pewnie dobrze wiecie, nie jest to proste :) Niestety negatywne myśli łatwiej sobie włożyć do głowy, niż te pozytywne. Alexandra, dzięki za poradę. Na pewno poczytam Twoje posty, jak znajdę czas. Dzięki również za to ćwiczenie, chętnie wypróbuję! Pozdrawiam Was.
  9. Nikt nie doświadczył podobnych objawów? To pewnie znaczy, że jestem nienormalna... :)
  10. Witajcie, piszę tu dlatego, że szukam chyba jakiegoś pocieszenia, słów otuchy, w stylu: "Spokojnie, to "tylko" nerwica", ale też i dlatego, że potrzebuję się wygadać i to bardzo, a raczej wypisać :) Postaram się tak skrótowo przedstawić moją sytuację, bo mam skłonności do bardzo długich i szczegółowych wywodów Już jakieś 4 miesiące męczy mnie cos, co sama sobie zdiagnozowałam jako nerwicę. Nie byłam u żadnego lekarza do tej pory, nie robiłam żadnych badań. Dlaczego? Bo choć z jednej strony chciałabym wiedzieć, że wszystko ze mną ok, jestem zdrowa, a to wszystko dzieje się w mojej głowie, to jednak paraliżuje mnie obawa, że faktycznie jest mi coś poważnego i wiedza o tym zabiła by mnie już w przedbiegach :) hehe, czy ktoś rozumie ten bezsens? Oczywiście standardowe objawy jak tu opisujecie, czyli ataki paniki, pędzące serce, poty, kłopoty ze snem, ogólne roztrzęsienie, natrętne na maxa myśli i ciągły strach albo że zemdleję albo że zwariuję albo że zejdę na zawał i wlaśnie go mam. Po niedługim czasie dołączyło coś na kształt deralizacji, uczucie snu na jawie, sama sobie byłam obca momentami i parę jeszcze innych odczuć, no i takie coś, dziwne uczucie na głowie, ja to nazywam czapą. Jest to jakby uczucie ciężkie głowy, coś jakby "udawane" zawroty głowy, bo mnie de facto świat przed oczami nie wiruje i nie mam kłopotów z równowagą, to jest raczej coś bardziej, jak bym była wiecznie wstawiona, nietrzeźwa, cholera, nie wiem jak to opisać i to jest najgorsze w nerwicy, bo gdybym wam powiedziała, że boli mnie żołądek, to każdy by od razu wiedział, o co chodzi... no ale może macie mimo wszystko podobne odczucia na głowie... ZAczęłam jakieś poszukiwania na własną rękę, oczywiście nagle zaczęło do moich objawów pasować wszystko (tzn. nie szukałam w jakiś poważnych chorobach, zeby się nie schizować jeszcze bardziej i nie wkręcać sobie), że to braki różnych rzecz w organizmie na przykład, no więc zaczęłam uzupełniać a to magnez, a to witaminy, a to kwas foliowy i tak dalej, zaczęłam baczniej zwracać uwagę na to, co jem i tak dalej. No i nie wiem, czy to faktycznie ta suplementacja, czy po prostu autosugestia, ale ogromna ilość objawów po prostu mi przeszła. Znikły natrętne myśli, ataki paniki stopniowo zaczęły się zmniejszać, aż w końcu znikły, skończyły się problemy ze snem i całą masa innych rzeczy. Została tylko ta wyżej opisana "czapa". Oczywiście wertowałam internet i pocieszałam sie myślą, że to na 100% nerwica, czy DD, a to akurat może szybko minąć, jeśli nie będę się na tym skupiać. No i faktycznie bywały momenty, że jakby tego odczucia nie miałam i czułam się całkiem dobrze. Łapały mnie od czasu do czasu jakieś lekkie ataczki paniki, ale do opanowania w chwilę. Zaczęłam sama wychodzić z domu, bo wcześniej się bałam okropnie. Generalnie odczuwałam z każdym dniem poprawę w jakimś stopniu. Ale jednak niestety to uczucie na głowie nie chciało mi zejść, więc od nowa zaczęło się poszukiwanie, co mi może być, bo przecież czemu tak długo mi to nie schodzi, skoro tak się staram odwracać uwagę i tak dalej, a mimo wszystko wciąż się budzę i wciąż to mam. Jednak od pewnego czasu budziłam się z przeświadczeniem, że jescze trochę się pomęczę i w końcu całkowicie dojdę do siebie. Niestety do tej pory, dzień w dzień towarzyszy mi to głupie odczucie na głowie. No i oczywiście zamiast się uspokajać, że to nerwica (bo przewertowałam tematy nerwicowe w necie i objawy są przeróżne, także i moje by się znalazły) to ja się boję, że to początki jakiejś choroby psychicznej, guz mózgu albo inna ciężka choroba i że juz raczej jestem na schyłku swojego żywota... I tak się nakręcam sama, wpadam w to błędne koło przez co ciągle w tym tkwię, zamiast jakoś iść do przodu z wiarą, że jak samo to gówno przyszło, to może i samo odejdzie, tzn. nie samo, bo to ja je muszę zwalczyć w swojej głowie, wiecie o co chodzi. Od kilku dni w ogóle też mam jakąś "nową fazę" w tej mojej nerwicy, bo zauważyłam u siebie straszne wahania nastroju. Budzę się codziennie z dołem, potem albo przez kilka godzin jestem rozdrażniona na maxa albo wpadam w jakąś depresję, gdzie ogarnia mnie taki smutek i beznadzieja, że myślę, ze to już koniec, nie dam rady dłużej. Mam ochotę płakać i wyć do księżyca. A potem nagle jakaś poprawa od pewnej godziny dnia i w zasadzie do wieczora już jakoś do wytrzymania. I oczywiście przez większość dnia mam tą "nietrzeźwą czapę" na głowie. No i dodam, że odkąd mi się te "depresyjne" odczucia pojawiły to się boję, ze będę mieć depresję. Ehh... sama to napędzam? Bo jakiś czas temu bałam się, ze będę mieć atak wyrostka i co wtedy się wydarzyło? Bolało mnie tam, gdzie boli wyrostek ale o dziwo przetłumaczyłam sobie szybko, że to nerwica podchwyciła mój lęk i dlatego tam odczułam ból. No i oczywiście nic się nie stało, ból zniknął szybciej, niż się pojawił. Wiele rzeczy, ogrom po prostu sobie wmamiam. Miałam się nie rozpisywać... nie wyszło, wybaczcie. Słowem podsumowania mam do was kilka pytań: 1) Czy ktoś też z was ma lub miał takie uczucie na głowie jak opisałam? 2) Czy to możliwe, że ja sama sobie to uczucie w jakiś sposób wmawiam? W sensie może nie tyle wmawiam, co po prostu z przyzwyczjenia się już go co rano spodziewam, więc ono jest? A gdybym tak potrafiła jakoś o nim nie myśleć, to by znikło? :) 3) Błagam, pocieszcie mnie, że to nie żadna choroba psychiczna, bo tego się boję 4) A te wahania nastroju? Może to tylko faza i minie, bo już miałam różne fazy nerwicowe i mijały, typu coś na zasadzie neurastenii, całe dnie odczuwałam mega zmęczenie, czułam się ciągle jak bym była chora. No i to jakby minęło, ale u mnie jest tak, że jedna faza mija na rzecz drugiej. Czyli zapominam o czymś, co mnie męczyło wczoraj, ale dziś już męczy mnie coś innego. Aha, dodam jeszcze być może istotną rzecz. Kiedy na przykład skupiam się na czymś, typu sprzątanie, chociaż nie, mam lepszy przykład - kiedy np. rozmawiam z kimś, obcuję z kimś, czyli skupiam swoją uwagę na czymś innym, to nie mam żadnych nerwicowych dolegliwości, włącznie z tym, że nie mam tej cholernej czapy, czuję się wtedy normalnie, potrafię się śmiać, żartować. No ale potem wracam do swoich zajęć, które mniej lub bardziej odciągają moją uwagę i nie umiem tak na 100% nie myśleć o dolegliwościach. Dobra, koniec, chyba napisałam wszystko co chciałam. Dzięki za przeczytanie :)
×