Skocz do zawartości
Nerwica.com

goniacy_krolika

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez goniacy_krolika

  1. Wielkie dzięki za odpowiedzi :) Wszystko jest już chyba jasne, teraz czas na działanie :) Ta dziewczyna zasługuje na normalne życie, bo szczerze mówiąc - czasem nie mogę patrzeć na tą jej grzebaninę we własnym szajsie. Pozdrawiam! (oczywiście, jakby ktoś chciał jeszcze coś napisać, będę bardzo wdzięczny - szczególnie w kontekście Krakowa).
  2. Dzięki za fajne, wyczerpujące odpowiedzi :) Tak więc porozglądam się po krakowskim horyzoncie i spróbuję najpierw metodą stanowczego, ale współdziałania. Namierzę paru dobrych lekarzy na NFZ i zaproponuję, że się zapisujemy i idziemy razem. Jeśli będzie kategorycznie odmawiać, to spróbuję jeszcze metodą z zaskoczenia... choć sam się boję tego niesamowicie. Może jak się przedstawię jako narzeczony, to mi pozwolą ją zarejestrować? A co do tego wołania o pomoc - ona nie tylko po cichu woła o pomoc, ale mówi wprost "chcę, żebyś mi pomógł". Tylko obrusza się, gdy ja wtedy mówię wprost o specjaliście. Ale dotychczasowa moja "pomoc" w postaci dobrych słów, przytulania i pomocy w załatwianiu różnych spraw jak widać nie daje rezultatów. Może ma to na myśli mówiąc o pomocy? uch.... Jak jednak tłumaczył mi kolega z CHAD, mam prawo od niej tego wymagać. Na dłuższą metę jest to bowiem nie do zniesienia - ja sam nie wyrobię, a ona dalej nie będzie w stanie normalnie funkcjonować (w chwili obecnej, jak pisałem, trudność sprawiają jej takie zwyczajne rzeczy jak załatwienie spraw urzędowych, podjęcie pracy czy nawet sensowne jej poszukiwanie, nie wspominając już o jakiejś chęci długoterminowego spojrzenia na rzeczywistość: żyje z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, jak z kimś takim coś budować, zakładać rodzinę, cokolwiek planować ?!). Skoro sama deklaruje, że chce być dla mnie jak najlepsza, to niech mi to pokaże czynami chociaż.
  3. Drodzy, dziękuję za odpowiedzi. @Lord_Kapucyn: No właśnie rozważam dwie strategie. Jedna z nich zakłada współpracę z dziewczyną, na zasadzie, że razem wybieramy, umawiamy, idziemy się zarejestrować i ona wie o wszystkim. Ale przez myśl przeszła mi też druga, czyli właśnie "niespodzianka" na spacerze - za 5 min. masz wizytę. To się wydaje trochę efekciarskie i filmowe, ale po Twoim przykładzie widzę, że całkiem realne i wykonalne. Problem z moją dziewczyną i jej 'charakterkiem' polega na tym, że w takim przypadku mogłaby się wyrwać i uciec, ew. dać mi w twarz :) Sądzę, że mogłaby się poczuć strasznie oszukana i raczej małe szanse są na to, że pokornie by weszła do budynku. Z drugiej jednak strony - kto wie? Z kobietami jest tak, że nigdy nic nie wiadomo, może po cichu liczy na taki scenariusz. Wiem, że musiałbym ją wcześniej dobrze 'urobić' w utwierdzeniu potrzeby takich odwiedzin, albo wywołać w niej przekonanie, że jeśli nie pójdzie do lekarza, to oznacza koniec naszego związku. I niestety chyba jest to najbardziej przerażająca rzecz w tym wszystkim, bo... dziewczyna jest świetna, gdy nie ma tych gorszych dni i chciałbym spędzić z nią życie. Z drugiej jednak strony rozum podpowiada, że nie ma co się "kopać z koniem", a co gorsza - jej depresja powoduje moje poczucie zaniżonej w wartości. Czuję się strasznie samotny, wypalony, ona wysysa ze mnie energię, a ja musiałbym mieć chyba nie wiem jak grubą skórę, żeby udawać, że te dołki mnie nie obchodzą. Ot, dzisiaj jest trzeci dzień jazdy, wróciłem do miasta, ona nie wychodzi z domu, jak dzwonię to ryczy, jak naciskam, że mieliśmy zrobić to i to, to krzyczy, że ją krzywdzę, a jak się pytam, czy się widzimy wieczorem, to ma pretensje, że pytam. Ona mnie ciągnie na dno za sobą
  4. Cześć. Mam taki problem, że muszę zaciągnąć moją dziewczynę do psychiatry. Znamy się od prawie 2 lat. Przez pierwsze pół roku znajomości byłem tak zajawiony tym, że mam nową dziewczynę, że nie zwracałem za bardzo uwagi na jej gorsze samopoczucie, brałem to jako objaw "kobiecych słabości" bądź PMS-a. W ogóle, jak większość zdrowych ludzi, nie wierzyłem, że coś takiego jak depresja istnieje albo miałem inne wyobrażenie na temat tej choroby (takie tam smutki, niech się ci ludzie ogarną, pewnie są leniami, itd.). Zresztą, słowo "depresja" przewinęło się w naszych rozmowach dopiero kilka razy, i głównie w kontekście przeszłości (poprzednie, nieudane terapie). Powagę sytuacji zrozumiałem dopiero kilka miesięcy temu, a teraz jestem determinowany, żeby ją zaciągnąć do lekarza. Tak mi też doradził kolega, który cierpli na CHAD. Dziewczyna podejmowała terapię ok. 10 lat temu, wtedy cierpiała na dodatek na anoreksję. Potem też chodziła do psychiatry, łykała jakieś antydepresanty, od której jak twierdzi spuchła jej twarz i nic jej nie dawały oprócz głupiego wrażenia haju. Kiedy są gorsze dni obserwuję u niej oprócz depresji chyba coś w rodzaju nerwicy (nie znam się). Nie trzeba oczywiście tłumaczyć, ze kiedy przychodzą takie gorsze dni, to życie z taką osobą to katorga, a depresyjny nastrój drugiej połówki nie pozwala na normalne funkcjonowanie - kiedy chcę się zająć swoimi sprawami, a mam ich dużo, to czuję się winny Ona trochę by chciała (albo potrzebuje tego) , żebym ciągle z nią siedział i się nią opiekował. Z kolei ja jestem typem ambitnym, który myśli o rozwoju i karierze i tutaj nasze życia się rozjeżdżają. Boję się o przyszłość tego związku. Szczególnie, że przez tą depresję dziewczyna jest znerwicowana i sfrustrowana, bo widzi, że nie jest w stanie nic zrobić - ma jakiś taki syndrom, że nie jest w stanie skończyć studiów, do tego problem z załatwianiem spraw w urzędach, lęk przed wchodzeniem w interakcje z ludźmi, bezrobocie, brak perpspektyw, itd... wszystko to jest jakieś samonapędzające się a wyjsciem jest siedzenie w domu i płacz. Czuję ogromne wyrzuty sumienia, że nie zaciągnąłem ją do lekarza od razu, ale teraz już mówię DOŚĆ. Ja nie jestem w stanie z kimś takim funkcjonować, a ona zasługuje na lepsze życie niż tkwienie w tym szajsie. Dlatego chcę Was zapytać jak PRAKTYCZNIE zaciągnąć kogoś do psychiatry? Kiedy mówię, że powinna iść do lekarza, to ona zwraca uwagę, że wszystkim zapisują tylko prozak albo inne standardowe leki, przez które ona się źle czuje i ma wrażenie, że nie żyje autentycznie. Jest zawiedziona poprzednimi terapeutami, którzy byli fatalni. Upiera się, że sama nie pójdzie, ale mówi też, żebym o tym nie gadał, tylko COŚ ZROBIŁ. Pytanie: jak kogoś praktycznie zaciągnąć do lekarza?! Czy jakiś psychiatra się zgodzi, żebym ją zarejestrował, a nie ona osobiście? Wiem, że będę musiał tam z nią pojechać i w ogóle. Ale jak to rozegrać w praktyce? I najważniejsze: niepowodzenie tej operacji będzie oznaczało totalną porażkę. Dziewczyna pogardza trochę tym wszystkim i jest niestety typem upartym, który niekoniecznie chce dać sobie pomóc, na dodatek inteligentna bardzo (opowiadała, jak "czytała" to, co chcą z nią zrobić psychoterapeuci i jakich to technik "obrony" przed pomocą nie miała). Dlatego to musi być ktoś naprawdę dobry, prawdziwy psychiatra z powołaniem, podchodzący indywidualnie do każdego przypadku i mistrz w swoim fachu. Czy ktoś zna kogoś takiego w Krakowie? Na dodatek dziewczyna jest uparta i chce, żeby to było na NFZ, bo ona nie ma pieniędzy (a ja też bogaty nie jestem - oczywiście jedną wizytę czy dwie mogę postawić jako jej facet, ale na więcej mnie nie stać).
×