Witajcie, jestem tutaj nowy i nie do końca wiedziałem gdzie umieścić ten wątek. Jeżeli umiejscowienie się nie zgadza, prosiłbym aby go przeniesiono w odpowiednie miejsce.
Szczerze? Nawet nie wiem od czego zacząć. Może na początek chciałbym przede wszystkim podkreślić, że nie podjąłbym się tego wywodu gdybym nie uważał, że jest problemem. Problemem, który może rzutować na moją przyszłość jeżeli nie podejmie się stosownych kroków do jego zwalczenia.
Moje życie wcale nie jest atrakcyjne. Oczywiście nie będę tutaj się żalił dlaczego jest tak, a nie inaczej. Aczkolwiek mam wrażenie, że moje życie, które na pozór wydaje się bardzo ubogie, w rzeczywistości jest pełne „negatywnych atrakcji”. Być może na własne życzenie jest tak, a nie inaczej, ale uwierzcie mi na słowo – nawet jakbym chciał żeby było lepiej, to nie mogę.
Na przykład – uwielbiam spędzać czas w domu. Lubię siedzieć w domu i generalnie nic nie robić. Czytam książki, słucham muzyki (koniecznie tych samych kawałków po kilka razy). Lubię oglądać filmiki na youtube (również po kilka razy), które wcale nie wnoszą nic nowego do mojego życia. Oczywiście nie tylko takie filmy lubię oglądać. Bardzo często staram się sięgać po informacje na czasie, bądź interesujące mnie sprawy. Chodzi mi o sam fakt, że kilkukrotne odtwarzacie tego samego – bezcelowo – nie jest dla mnie niczym dziwnym.
Kolejną sprawą jest stres. I tutaj chciałbym się jakoś bardziej rozpisać, gdyż wydaje mi się, że to właśnie stres jest przyczyną wszystkich złych aspektów, które mi się przytrafiają. To przez stres nie potrafię się skupić. To przez stres chodzę przygnębiony i zdenerwowany. To przez stres nie potrafię cieszyć się do końca tym co mam, a przecież mam bardzo dużo. Bardzo dużo – ale czego – zapytacie? Nie pieniędzy. Nie pracy. Nie dziewczyny. Mam po prostu siebie, którego lubię. Całkiem przepadam za sobą. Wydaje mi się, że jestem zabawny. Potrafię rozbawić towarzystwo. Mam bujną wyobraźnię, którą wykorzystuje – bardzo często bezcelowo – ale to mi przynosi frajdę. Lubię otwierać drzwi do mojego własnego świata i się w nim zamykać (na klucz) na jakiś czas. Naprawdę.
Ale problem w tym, że oprócz tego fikcyjnego świata, jest jeszcze ten prawdziwy. W prawdziwym świecie nie potrafię się odnaleźć.
Mam 20 lat, prawie 21. Skończyłem technikum handlowe, zdałem egzaminy zawodowe. Mam prawo jazdy. Jestem z tego zadowolony. Nie do końca dlatego, że po prostu to posiadam. Że mogę jeździć samochodem czy pochwalić się dyplomem technika, który otwiera mi możliwości. Jestem zadowolony, ponieważ przezwyciężyłem strach, który tak bardzo mi towarzyszył w trakcie pisania/zdawania egzaminów. Nie chciałem zawieść siebie i rodziców. Zawsze sobie powtarzałem, że to moje życie i, że zapieprzam na własny rachunek, ale to bzdura. Być może to tylko w moim przypadku bzdura, ponieważ priorytetem u mnie jest to żeby nie zawieść rodziców. Żeby byli ze mnie zadowoleni i żeby choć przez moment myśleli, że poradzę sobie w życiu.
Ostatnio znalazłem pracę. Po najdłuższych wakacjach w moim życiu znalazłem pracę, która jest okropna. Nie jest okropna w sensie ciężka, tylko stresująca. Stresująca dla mnie. Nienawidzę rozstawać się z domem, pomimo tego że pracę mam raptem 20 minut od miejsca zamieszkania. Może po prostu dlatego, że tak bardzo jestem przywiązany do domu? Dlatego, że pomimo generalnie „nic-nie-robienia” w nim ja wciąż czuję się komfortowo i świetnie? Nie lubię swojej pracy i nie lubię ludzi w niej. Wszyscy chodzą wrogo nastawieni do siebie. Młodzi i starzy. Żadnych uśmiechów. Być może to przez zapach? Zapach, który na mnie też wpływa bardzo przygnębiająco i irytująco. Zapach firmy produkującej części do klimatyzacji. Nie lubię siebie w tej pracy za ten stres. Dojeżdżam do pracy autobusem, ponieważ nie mam swojego samochodu. Ale bardzo często biorę go od rodziców z jednego – notabene bardzo żenującego, wstydliwego i śmiesznego powodu, z którym nie podzieliłbym się nigdy prosto w oczy – z powodu zwolnienia. Kiedy wiem, że na parkingu stoi samochód, jestem po prostu spokojny. Wówczas wiem, że kiedy przyjdzie kierownik i mnie zwolni – to będę mógł bez problemu odpalić auto i wrócić do domu. Jasne, mógłbym zadzwonić po znajomych, brata czy rodziców, ale nie chciałbym. Nie wiem do końca z jakiego powodu. Martwię się codziennie o to, że mogę zostać zwolniony. Pomimo tego, że tylko raz zostałem upomniany, że wolno pracuje. Kiedy przychodzi mi ustawić maszynę i stres mnie zjada do tego stopnia, że po prostu nie mogę zachować zimnej krwi. Stresuje się, pracownicy chcą lutować rury, a ja się stresuje i biegnę do tzw „ustawiacza” i byłbym skłonny błagać go na kolanach żeby mi pomógł. Byłbym w stanie spodlić się aż tak bardzo, że mógłbym paść na kolana i prosić go o pomoc. A co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim? A to, że gdyby kierownik mnie zwolnił – w głębi serca poczułbym ulgę, bo nie znoszę tej pracy. Chodzę do niej wyłącznie dlatego żeby coś robić. Żeby nie siedzieć w domu i żeby wszyscy wokół nie uważali mnie za jakiegoś nieroba. Mógłbym bez problemu siedzieć w domu jak najdłużej bo tak bardzo mi to odpowiada. Tak bardzo czuje się komfortowo.
Pracą, ale nie tylko pracą. Jakimś wyjazdem, spotkaniem czy czymkolwiek innym na co niekoniecznie mam ochotę – stresuję się już dzień wcześniej. Brzuch mnie boli i nie potrafię myśleć o niczym innym. Kiedy na przykład mam na nockę, wrócę o 7, zdrzemnę się do 11, wstanę i na przykład chce poczytać sobie książkę – nie potrafię. Nie potrafię, ponieważ stresuje się tym, że za kilka godzin znów pójdę do pracy. Co wtedy robię? Słucham muzyki, kilka razy tego samego utworu. Ale ileż można?
Chciałem kiedyś napisać książkę. Wciąż chcę i myślę, że mam odpowiednie narzędzie żeby to zrobić, ale też nie potrafię „znaleźć czasu” przez ten stres. Czasu mam mnóstwo, bo nic konkretnego nie robię, ale ze względu na ten pieprzony stres – nie potrafię zrobić nic konkretnego.
Nie chcę pisać już więcej. Mógłbym napisać znacznie więcej, bo wydaje mi się, że to tylko wierzchołek góry lodowej, ale nie chcę.
Napisałem to żeby się poradzić. Być może ktoś jest/był w podobnej sytuacji i chciałbym zasięgnąć po jakieś porady.
Może konieczna jest jakaś wizyta u psychologa?