Po ciężkim dniu, szukając ostatniej deski ratunku, siadłam do komputera, wklepałam "depresja" i tak znalazłam to forum. Wcześniej wklepałam też samobójstwo, poczytałam, pomyślałam. Jestem w takim stanie, że chcę żyć, ale nie mam siły. Czuję się bardzo samotna, totalnie samotna i nieakceptowana.
Człowiek, za którego wyszła rani mnie do granic i czuję, słyszę i widzę, że staje mi się coraz bardziej obcy. To mnie przeraża i sprawia, że od trzech dni nie przestałam płakać.
Jest jeszcze kilka rzeczy, które dokładają żaru do tego ogniska. Np. moja praca:
Dołuje mnie moja praca w gimnazjum- jako stażystka, młodzież jest okrutna i wysysa energię z serca i ciała. Lubiłam uczyć, i myślałam,że w szkole się odnajdę, ale niestety jest to koszmarnie stresująca praca.
Mam cudownego synka, ma półtora roczku. Nie przerwałam studiów, gdy się urodził. Teraz jeszcze dojeżdżam w weekendy by dokończyć magistra. Mam mało czasu na pisanie, gdyż jeszcze zajmuję się gospodarstwem rolnym, mam dwa konie i dwa psy. Myślę, że m.in.natłok obowiązków i zbyt małe wsparcie ze strony najbliższej mi osoby spowodowały mój obecny stan psychiczny.
A kiedyś motylem była...
Może jeszcze odzyskam dawne skrzydła...
Na razie czuję ból. Bo to co bethima w swoim podpisie pod postami, okazało się prawdą. Prawdą, z którą nie potrafię się pogodzić- że człowiek, który miał być moim przyjacielem, nie jest nim, i tylko przyjemności mogą nas łączyć, a nie wspólne cele i zrozumienie.