Skocz do zawartości
Nerwica.com

carmella

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez carmella

  1. halo ? doradzi ktoś? przyspieszyłam wizytę , mam ją za niespełna 2 tyg, nie mogę już wytrzymać z tym uciskiem w klatce a mięśnie mam tak napięte, że aż zakwasów dostałam
  2. To może moja historia.. Od młodego wieku nie było mi łatwo. Najpierw problemy z ojcem, potem urodzenie chorego dziecka, które musiało być operowane (było to już wiele lat temu, jest wszystko w porządku, ale ciągle żyjemy z "piętnem"), później rozstanie z partnerem. Wreszcie zaczęcie pracy... pracy u osoby bardzo nerwowej, wręcz despotycznej. Która raz mówiła, że coś ma być czarne, następnie za jakiś czas krzyczała, dlaczego to jest czarne, jak miało być białe! Jakoś to przetrwałam... W sumie prawie 9 lat.. Niestety despotyzm i wręcz tragiczna atmosfera w pracy (nie wiem tak naprawdę co mam robić, bo czegokolwiek się nie ruszę, i tak jest źle, mam mnóstwo obowiązków wykraczających poza moje kompetencje i to co mam napisane na umowie, przez co nie raz nie jestem w stanie na czas ogarnąć mojej "docelowej" pracy). Jakoś to wytrzymywałam. Zaciskałam zęby i dawałam radę. Niestety, jakiś miesiąc temu jakby coś we mnie pękło. Do tego jak zawsze byłam twarda,tak jakiś tydzień temu przyszłam do domu i po prostu zaczęłam płakać. Z niemocy. Przeplakalam cały wieczór i pół nocy. Od tego czasu kompletnie wszystko się we mnie zlamalo. Czuję ciągły niepokój w klatce, w pracy ciągle suchość ust, w sytuacjach nawet tylko lekko stresowych tak dziwnie bije mi serce (nie wali, ale mimo wszystko czuje jego dziwny rytm), mam ogromne problemy ze snem, budzę się w środku nocy jest mi gorąco i ciepło jednocześnie, budzę się z myślą o pracy, co mam jeszcze zrobić, co mogłam zrobić źle, a czego mogła zapomnieć. Czuję się jakbym ciągle o czymś zapomniała. nie mogę przestać o tym myśleć. Od 2tygodni jestem na ziołowych tabletkach uspokajających, przez co chociaż troszkę ten stan się łagodzi. Nie mam innych problemów, jestem w szczęśliwym związku, z dzieckiem nic złego się nie dzieje. Poza pracą... Ktoś by mógł pomyśleć, że idiotka, zwolnić się i tyle. Owszem, wydaje się to jedyne i najprostsze rozwiązanie. Niestety, jestem praktycznie ze wszystkim sama, wiem, że gdy odejdę to w pracy będzie pogrom a szefowa będzie mnie nękać bo nie da rady. Do tego wszystkiego, ostatnio zachorowała na nowotwór, co jeszcze bardziej utrudnia mi decyzję o odejściu. Wiem, że ona się mnie nie żałuje i ja też nie powinnam, jednakże w praktyce to nie jest takie proste do wykonania. Do tego mam 3 miesięczny okres wypowiedzenia, bo na wyp. za porozumieniem stron nie mam co liczyć. Wiem, że przez ten czas będzie horror.Czuję się jak w sidłach. Nie raz mam już myśli, że mogłabym zasłabnąć, wpaść pod samochód i złamać nogę, wtedy nie musiałabym do tej pracy przychodzić... Dodam, że codziennie rano aż zrywa mnie do wymiotów (nie wymiotuję, mam tylko taki mocny odruch), nie raz robi mi się słąbo, mam problemy z perystatyka, bole brzucha, biegunki, robiłam badania, jednakże nic niepokojącego nie wykazały, od strony somatycznej wszystko jest w porządku. Do tego podczas nerwowych sytuacji prócz suchości w ustach towarzyszy mi bardzo często uczucie uderzenia gorąca na twarzy. Drżenie rąk plus potliwość również temu towarzyszą. Do tego wszystkiego gdy cokolwiek bym nie robiła, muszę sprawdzić to tysiac razy, w domu nie zasnę bez wykonania rytualnych czynności typu posmarowanie stop, rąk, wytarciu umywalki. Po wyjściu do pracy potrafię się wrócić by sprawdzić czy na pewno zamknęłam drzwi czy wyłączyłam kurki z gazem. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać... Za miesiąc idę do psychiatry, specjalisty leczenia nerwic... Wtedy wszystko się wyjaśni, jednakże przed wizytą chciałabym się dowiedzieć, czy moje objawy wskazują na problemy czy je sobie po prostu sama wyimaginowałam ? Nie mam niechęci do życia, mam tylko tą cholerną niechęć do pracy, niechęć, która zaczyna od miesiąca uniemożliwiać mi normalne funkcjonowanie...
  3. Witajcie. Zacznę od początku. Od młodego wieku nie było mi łatwo. Najpierw problemy z ojcem, potem urodzenie chorego dziecka, które musiało być operowane (było to już wiele lat temu, jest wszystko w porządku, ale ciągle żyjemy z "piętnem"), później rozstanie z partnerem. Wreszcie zaczęcie pracy... pracy u osoby bardzo nerwowej, wręcz despotycznej. Która raz mówiła, że coś ma być czarne, następnie za jakiś czas krzyczała, dlaczego to jest czarne, jak miało być białe! Jakoś to przetrwałam... W sumie prawie 9 lat.. Niestety despotyzm i wręcz tragiczna atmosfera w pracy (nie wiem tak naprawdę co mam robić, bo czegokolwiek się nie ruszę, i tak jest źle, mam mnóstwo obowiązków wykraczających poza moje kompetencje i to co mam napisane na umowie, przez co nie raz nie jestem w stanie na czas ogarnąć mojej "docelowej" pracy). Jakoś to wytrzymywałam. Zaciskałam zęby i dawałam radę. Niestety, jakiś miesiąc temu jakby coś we mnie pękło. Czuję ciągły niepokój w klatce, w pracy ciągle suchość ust, w sytuacjach nawet lekko stresowych tak dziwnie bije mi serce (nie wali, ale mimo wszystko czuje jego dziwny rytm), mam ogromne problemy ze snem, budzę się w środku nocy jest mi gorąco i ciepło jednocześnie, budzę się z myślą o pracy, co mam jeszcze zrobić, co mogłam zrobić źle, a czego mogła zapomnieć. nie mogę przestać o tym myśleć. Od 2tygodni jestem na ziołowych tabletkach uspokajających, przez co chociaż troszkę ten stan się łagodzi. Nie mam innych problemów, jestem w szczęśliwym związku, z dzieckiem nic złego się nie dzieje. Poza pracą... Ktoś by mógł pomyśleć, że idiotka, zwolnić się i tyle. Owszem, wydaje się to jedyne i najprostsze rozwiązanie. Niestety, jestem praktycznie ze wszystkim sama, wiem, że gdy odejdę to w pracy będzie pogrom a szefowa będzie mnie nękać bo nie da rady. Do tego wszystkiego, ostatnio zachorowała na nowotwór, co jeszcze bardziej utrudnia mi decyzję o odejściu. Wiem, że ona się mnie nie żałuje i ja też nie powinnam, jednakże w praktyce to nie jest takie proste do wykonania. Do tego mam 3 miesięczny okres wypowiedzenia, bo na wyp. za porozumieniem stron nie mam co liczyć. Wiem, że przez ten czas będzie horror.Czuję się jak w sidłach. Nie raz mam już myśli, że mogłabym zasłabnąć, wpaść pod samochód i złamać nogę, wtedy nie musiałabym do tej pracy przychodzić... Dodam, że codziennie rano aż zrywa mnie do wymiotów (nie wymiotuję, mam tylko taki mocny odruch), nie raz robi mi się słąbo, mam problemy z perystatyka, bole brzucha, biegunki, robiłam badania, jednakże nic niepokojącego nie wykazały, od strony somatycznej wszystko jest w porządku. Do tego podczas nerwowych sytuacji prócz suchości w ustach towarzyszy mi bardzo często uczucie uderzenia gorąca na twarzy. Drżenie rąk plus potliwość również temu towarzyszą. Do tego wszystkiego gdy cokolwiek bym nie robiła, muszę sprawdzić to tysiac razy, w domu nie zasnę bez wykonania rytualnych czynności typu posmarowanie stop, rąk, wytarciu umywalki. Po wyjściu do pracy potrafię się wrócić by sprawdzić czy na pewno zamknęłam drzwi czy wyłączyłam kurki z gazem. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać... Za miesiąc idę do psychiatry, specjalisty leczenia nerwic... Wtedy wszystko się wyjaśni, jednakże przed wizytą chciałabym się dowiedzieć, czy moje objawy wskazują na problemy czy je sobie po prostu sama wyimaginowałam ? Nie mam niechęci do życia, mam tylko tą cholerną niechęć do pracy, niechęć, która zaczyna od miesiąca uniemożliwiać mi normalne funkcjonowanie...
×