Skocz do zawartości
Nerwica.com

idoes

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia idoes

  1. Mogę tylko powtórzyć to, co pisało już kilkanaście osób: to wszystko jest w głowie i trzeba nad sobą pracować. Oczywiście są różne przypadki, nie zaszkodzi zrobić sobie podstawowych badań (choć jak ostrzegał wklejony tu artykuł, chorzy uwielbiają sobie wmawiać jakieś inne, "niewykryte" dolegliwości i tych przyczyn można szukać w nieskończoność), bo mogą być to jakieś poważne, neurologiczne schorzenia. Ale to przecież przypadki jednostkowe na milion. Nie ma co dopytywać o leki, które same z siebie jak ręką odjął nam pomogą czy liczyć na cud u psychologa tylko dlatego, że zapłaciliśmy za wizytę. U mnie "spustem" sensacji z pęcherzem były problemy zdrowotne, operacja i pobyt w szpitalu itp. Zawsze byłem szalenie aktywny, kochałem sport i nawet nie taka znowu ciężka dolegliwość kompletnie mnie wytrąciła z psychicznej równowagi, bo zawsze byłem wrażliwą, neurotyczną osobą. Jak już się nad tym zastanowiłem, to od małego zaczęły się u mnie konotacje stresu z fizjologią - bóle brzucha, biegunki przed sprawdzianami itp., natomiast dopiero niedawno sam pęcherz wszedł na stałe do menu moich procesów myślowych. Niedawno w autobusie dostałem niemalże jakichś spazmów , bo myślałem, że nie wytrzymam - po czym wyszedłem z niego, poszedłem do urzędu, załatwiłem jakąś sprawę i dopiero wracając załatwiłem się na pełnym spokoju. Innym razem nie byłem w stanie wytrzymać na rehabilitacji 15 minut - co zabieg latałem do toalety, przed wyjściem siku, jazda autobusem raptem 10 czy 12 przystanków zakończyła się trzykrotnym wysiadaniem, żeby się wysikać. Łącznie podejrzewam sikałem z 8 razy w ciągu 2 godzin. Kompletna panika, jak żyć? Każde wyjście z domu i od razu za progiem myśli o sikaniu. Zdarzyły się też nieprzespane noce, bo przecież coś tam mnie męczy, zasikam się i dopiero zwariuję itp. Trafiłem na dość oschłego psychiatrę, ale może to i lepiej, bo sprowadził mnie na ziemię zamiast się rozczulać i uświadomił, że nie ma innego wyjścia niż wzięcie się za siebie, nie można się poddać, to wszystko jest w głowie, żeby spróbować na początku bez leków i niszczenia sobie głowy. W momencie, kiedy zaczniemy się poddawać każdemu impulsowi to już równie dobrze można założyć pieluchę, spakować nocnik albo po prostu nie wychodzić z łazienki. Czy jestem już wolny od tego i zdrowy? Jasne, że nie. Głowa z przyzwyczajenia wierci dziurę, sprawdza, ale staram się to ignorować. Trzeba stawić czoła tym stresogennym sytuacjom, dlatego zacząłem częściej wychodzić, jeździć, bawić się itp. Na początku oczywiście małe kroki: tutaj krótki spacer, tu dwa przystanki autobusem, coś dłuższego obejrzeć w telewizji, żeby powoli przekonywać siebie, że można wytrzymać, że jak głowa zajmie się czymś innym, to nagle o tym pęcherzu się zapomina. Na początku każde wyjście to był koszmar, nerwy, stres i ciągłe parcie, ale im więcej czasu mijało i rósł bagaż pozytywnych doświadczeń, tym łatwiej było robić kolejne kroki. Też miewam gorsze momenty, też czasami odruchowo jeszcze spojrzę na zegarek, kiedy ostatni raz byłem i czy to byłoby "normalne", gdybym się teraz wysikał jak chce tego głowa, ale powoli i o tym zapominam; miewam całe dnie, kiedy praktycznie tego problemu nie mam albo jest na dalekim tle i tylko z myślowego (nerwowego) przyzwyczajenia się przypomni. Dlatego właśnie noce się tak trudne - człowiek zostaje sam ze swoją głową, ciemno, cicho i nerwy mają całe pole do popisu. W ciężkim stanie trzeba się wspomóc lekami czy poradą, ale nic samo, ot tak, się nie wyleczy, trzeba włożyć w to dużo psychicznej siły i starać się małymi krokami iść do przodu. U mnie też jeszcze daleka droga, żeby mi to kompletnie przeszło (jeśli w ogóle się uda), ale jestem w stanie normalnie funkcjonować, jakiekolwiek wyjście czy "próżnia" w głowie już nie powoduje takiego parcia i paniki w głowie.
×