Witam wszystkich :)
Jestem tutaj nowa i już od jakiegoś czasu noszę się z tym, żeby założyć tutaj wątek w nadziei, że ktoś będzie w stanie mi pomóc...
Otóż, mieszkam w mieszkaniu studenckim. Mieszkanie było kilka lat temu wyremontowane i jest czysto, jednakże znajduje się w wieżowcu, gdzie są zsypy. Właściciele już od początku mieszkania (od października, mieszkam z dwoma dziewczynami) ostrzegali nas, że czasami mogą zdarzać się prusaki, ale to tylko pojedyncze sztuki. No i tak faktycznie było, raz na kilka tygodni, wyszedł jeden w łazience i po kłopocie. Niezbyt dobrze zaczęło się dziać po nowym roku, kiedy po naszym powrocie zaczął wychodzić co najmniej jeden dziennie. Kupiłyśmy takie kratki na robaki, rozstawiłyśmy w kuchni i łazience. Myślałam, że będzie spokój. Otóż nie, na drugi dzień po ustawieniu kratek wyszedł jeszcze jeden, ale myślałyśmy, że to tylko jakiś "zagubiony", ponieważ za szafką w kuchni mój chłopak znalazł kilka trupów. od tamtej pory minął ponad tydzień, myślałam, że wszystko jest ok do dzisiaj, gdy w kuchni pojawił się jeden malutki.
I teraz kwestia mojego panicznego lęku. Początkowo sama je zabijałam, jednak po nowym roku, gdy znalazły się w zlewie wpadłam w paniczną obsesję. Chłopak spał ze mną i za każdym razem sprawdzał kuchnię i łazienkę, czy aby nie ma tam jakichś nieproszonych gości. Gdy na drugi dzień po znalezieniu ich w kuchni musiałam na kilka godzin zostać sama w mieszkaniu, wpadłam w obłęd. Nie wychodziłam nawet do toalety i czekałam na przyjazd współlokatorki. Płakałam z bezsilności i tego panicznego lęku. Nie mogłam przestać o tym myśleć, wydawało mi się, że gdy my śpimy, tam w kuchni lub łazience jest "robakowa" impreza.
Co ciekawe dwa lata temu mieszkałam w mieszkaniu, gdzie pojawiły się karaluchy i tam... sama je zabijałam, a były trzy razy większe niż prusaki, które wychodzą tutaj.
Błagam, pomóżcie mi jak sobie z tym radzić. Mam jutro egzamin i nie potrafię funkcjonować, ponieważ stale o tym myślę.