Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cichy1234

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Cichy1234

  1. Na początku bardzo przepraszam za konkretne odkopanie tematu, ale uważam, że sprawa jest ważna i chciałem się do niej odnieść. Czytając wątek, musiałem się kilka razy upewnić, czy aby na pewno nie ja jestem jego autorem. Od ośmiu lat mam identyczne objawy, nawet to burczenie w brzuchu się zgadza. Poza tym na koncie myśli samobójcze, wieloletnie leczenie psychiatryczne i zaliczonych kilka nurtów psychoterapeutycznych. Wiem, że post ma kilka lat, ale może autor tu jeszcze zajrzy? A może ktoś również boryka się z podobnym problemem? Nie jestem psychologiem, ale opieram się na własnym doświadczeniu i wiem, jak bardzo może ograniczać życie ta dość błaha z pozoru kwestia. No dobrze, zastanówmy się nad tą sprawą logicznie. Jako ludzie posiadamy pewien zestaw zachowań, których wykonywanie jest, jak sam autor zauważył, podświadome. Są to takie oto zachowania: oddychanie, mruganie powiekami, przełykanie śliny. Z jednej strony są to zachowania podświadome, ale z drugiej, każdy człowiek może świadomie mrugnąć, świadomie przełknąć lub zacząć świadomie oddychać (to ostatnie jest nawet polecane). Z jakiegoś powodu właśnie przełykanie stało się naszym problemem. No właśnie, słowo "problem" jest tutaj kluczowe, ponieważ dla większości to tylko przełknięcie. Jeżeli w człowieku rodzi się problem, to najczęściej wiąże się on z odczuwaniem nieprzyjemnych emocjami oraz brakiem na nie zgody/chęcią zmiany. W ten sposób tworzy się sytuacja, którą należy rozwiązać. W odniesieniu do wyzwań w świecie zewnętrznym, ta reguła sprawdza się znakomicie. Cieknie mi kran? Cholera, oczywiście, że jestem wkurzony i chcę zmienić ten stan rzeczy. Wezwę fachowca albo poczytam co z tym zrobić. Kran zostanie naprawiony, a wkurzenie spowodowane awarią przeminie. Happy end. W świecie wewnętrznym zasada rozwiązywania problemów nie działa tak, jakbyśmy chcieli. Przypuszczam, że w opisanym wątku chodzi przede wszystkim o takie odczucia, jak: lęk, bezradność, bezsilność, obniżone poczucie własnej wartości, może nawet poczucie winy. No bo przecież "gdybym chciał, to mógłbym to zmienić, to leży w mojej psychice, a nad nią to ja powinienem mieć władzę". Tak to jednak do końca nie działa. Przypuszczam, że nikomu o tym nie mówisz, ponieważ bardzo się wstydzisz. No bo "jak można myśleć o czymś tak błahym, przecież ludzie mają prawdziwe problemy, a nad tym nikt normalny się nie zastanawia, a co dopiero, żeby miał z tym problem". Z czasem może dochodzić napięcie w gardle (chociaż moim zdaniem jest to coś innego niż globus histericus), wspomniane burczenie w brzuchu, niekontrolowanie częste przełykanie w środku zdania, np. podczas stresujących sytuacji, a więc wzmaga się lęk przed kompromitacją i świadomość, że człowiek zachowuje się inaczej/różni się od innych. Skrajną fazą jest wycofanie się życia towarzyskiego. Umówmy się, ani te myśli, ani te uczucia, ani te doznania cielesne nie są czymś przyjemnym. Ba, człowiek szuka rozwiązań, jak z tej klatki uciec. Przecież kiedyś było normalnie, przecież kiedyś nie przełykałem świadomie. I co, wtedy to życie naprawdę było usłane różami? Lubimy idealizować swoją przeszłość. Żeby jednak była jasność. Tak, zdecydowana większość ludzi przełyka ślinę i nie zastanawia się nad tym. Dla zdecydowanej większości ten problem jest abstrakcyjny. I owszem, ludzie zauważą u drugiej osoby stres i wynikający z niego odruch przełykania. Chcę przejść już do sedna. Jak wspomniałem, jest to ze mną już wiele lat. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się tego pozbyłem. Bo być może pozbyć się tego nie da. Po prostu. Co ja z tym próbowałem przez te wszystkie lata zrobić? 1. Próbować celowo wprowadzić się w stan flow, czyli, jak napisał autor, w stan "gdzie jestem skupiony nad jakąś pracą ". Tak więc robiłem coś po to, żeby zapomnieć o przełykaniu (czujny czytelnik zauważy, że tak prawdziwa ucieczka dotyczy wspomnianych emocji i doświadczeń mentalnych). A robiłem coraz więcej tych rzeczy, niektóre były stosunkowo mało szkodliwe: oglądanie filmów, słuchanie muzyki, zaś inne nazwałbym dość destrukcyjnymi: pornografia, przypadkowe kontakty seksualne, toksyczne związki, alkohol, w jakiejś mierze hazard. Co się jednak dzieje, kiedy człowiek robi coś tylko po to, żeby nie myśleć? A no naturalnie, że jest skazany na porażkę, bo takim sposobem myślenia nakręca się jeszcze bardziej i myśli jest jeszcze więcej! Paradoksalne, ale prawdziwe. Zazwyczaj przychodziło więc rozczarowanie. A nawet jeżeli przez chwilę udało mi się myśleć o czymś innym, to każda myśl odnośnie przełykania wpędzała mnie w rozpacz, coś na zasadzie "A było już tak dobrze i znowu wszystko się spieprzyło". 2. Tutaj próbowałem zrobić coś z gardłem, a mianowicie starać się jak najdłużej wstrzymywać przełykanie mając nadzieję, że mój przełyk powróci do normy i zacznie normalnie pracować. Ostatecznie odczuwałem tylko coraz większe napięcie w gardle i koniec końców musiałem przełknąć (jak każdy człowiek). 3. Stosowałem leczenie psychoterapeutyczne/psychiatryczne/techniki relaksacyjne/medytację Wszystko robiłem oczywiście po to, żeby się tego pozbyć. Efekt jest chyba oczywisty. Nie wykluczam, że niektórym to przejdzie i przełyk wróci do normy, ale jeżeli coś trwa już bardzo długo, to trzeba zmienić strategię. W takim wypadku jedyne co można z tym zrobić, to nauczyć się sobie z tym radzić. Próba pozbycia się nieprzyjemnych emocji/odczuć/doznań bardzo często w obrębie psychiki przynosi więcej szkody niż pożytku. Uważam, że aby sobie poradzić, należy się ćwiczyć w uważnej (samo)świadomości siebie i otaczającego świata. Przyglądać się swojemu ciału i swoim emocjom. Nie uciekać przed przełykaniem, tylko zauważać je i odnotowywać, jakie przychodzą do człowieka emocje (w chwili zauważenia chęci przełknięcia, podczas przełknięcia i po przełknięciu). Obserwacja i akceptacja. To są tylko dwa słowa, ale sam wiem, jak bardzo potrafią być enigmatyczne. Musimy akceptować wszystko, co przychodzi, każde uczucie, każde doznanie, być ich świadomym uczestnikiem, czymś w rodzaju przytomnego świadka. Nie walczyć. To będzie trudne, to będzie wymagać odwagi, ale warto to zrobić. Z szacunku do siebie. Warto też znaleźć sobie jakiś życiowy cel. Podkreślam, to prawdopodobnie nie sprawi, że problem zniknie, ale człowiek da sobie więcej przestrzeni do racjonalnych zachowań, które pozwolą mu zauważyć, że życie się jeszcze nie skończyło. Czasami się pocieszam, że tak naprawdę to był dla mnie pierwszy krok do wstąpienia na drogę samoakceptacji i samorozwoju. Dodam coś jeszcze. Na początku warto wykluczyć przyczynę organiczną, więc dobrze pójść do dobrego laryngologa. Dla świętego spokoju. Podobnie jak autor wątku, jestem osobą skrytą, nieśmiałą i w dużej mierze introwertyczną. Czy to przypadek? Nie wydaje mi się. Ten typ osobowości dużo myśli i analizuje, a jeszcze więcej odczuwa. Warto dobrze siebie poznać i być swoim najlepszym przyjacielem. Pozdrawiam serdecznie!
  2. Witajcie. Z góry przepraszam jeżeli pomyliłem działy, ale nie za bardzo wiedziałem gdzie pisać. Właściwie myślę, że mam tik nerwowy, a nie wiem czy to się do nerwicy natręctw zalicza. Chociaż w zasadzie mam nadzieję, że pomożecie mi w diagnozie.. Tak więc zacznę od tego, że od ok. 3,5 roku bardzo mocno i uciążliwie trapi mnie natręctwo takie jak przełykanie śliny. Chodzi o sam odruch, muszę to robić co kilka-kilkanaście sekund. Czasem gdy dopadnie mnie to w środku zdania wykonuje taki "gul!" co powoduje, że jest mi okropnie głupio i wstyd. Na początku problem ten pojawiał się sporadycznie, od czasu do czasu, ale w końcu doszło do tego, że nawet jak jestem sam w pokoju to nie potrafię tego opanować. Gdziekolwiek nie jestem mam ten problem. W szkole, w domu, na ulicy, w kościele, nawet jak napiję się dużo alkoholu to myślę sobie że skoro wypiłem to powinno być mi lepiej i powinienem się wyluzować a jednak tak nie jest. Kiedy próbowałem o tym czytać w internecie to może się nawet pogarszało, ale z drugiej strony mam dość tej bezczynności, chcę normalnie żyć. Dlatego piszę właśnie tutaj. W każdym bądź razie natręctwo pojawia się ze zwielokrotnioną siłą przy sytuacjach stresowym, a mam tu na mysli wystąpienia publiczne, (to przyczynia się do tego, że unikam takich sytuacji, chociaż chciałbym nad nimi pracować) odpytywanie ustne, każda sytuacja, w której występowałem jako główny "bohater". Prawdę mówiąc za większością razy się kompromitowałem. Tak czy inaczej unikam tego jak ognia. Przyznam jednak, że nie mam ogromnych problemów z kontaktami międzyludzkimi. Nie jest źle, ale dobrze wcale. Chodzę do technikum, gdzie mam w klasie samych chłopaków. W sumie jestem dość lubiany, mam jakieś tam poczucie humoru, lubię się wypowiadać w dobrze znajomym mi, małym gronie. Nie byłem u żadnego lekarza, bo co ja mu powiem? Że przełykam ślinę? Każdy to robi. Tylko nikomu nie przeszkadza to w normalnym życiu. A ja każdą myśl podporządkowuję tej czynności. Psychiatra da mi lek? Na co? Na coś tak specyficznego? Myślę, że nikt na świecie nigdy nie miał, nie ma i nie będzie mieć takiego przypadku. Bo to jest kur.a niemożliwe.
×