Skocz do zawartości
Nerwica.com

scOOtt

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia scOOtt

  1. Założyłem wątek z historią mojego życia. Do zdrady zmusiła mnie wyprowadzka mojej kobiety. Całość tu: moja-historia-ycia-ktora-n-ka-mnie-do-dzi-t57669.html
  2. Witam. Mam 31 lat. Moje dzieciństwo nie było łatwe, zawsze byłem wytykany, wyśmiewany, czasem wręcz poniżany. Miałem mało znajomych, nie potrafiłem przekonać do siebie osób, mimo, że jestem w głębi duszy dobrym człowiekiem. Nie potrafiłem zawalczyć o własne Ja. Nie potrafiłem obronić się przed atakiem otoczenia - wszystko brałem do siebie i trawiłem w środku. W wieku 18 lat poznałem przez Internet kobietę. Z racji tego, że żyjemy w tym samym mieście znajomość przeniosła się do rzeczywistości. Zaczęliśmy się spotykać, być ze sobą. Ta kobieta miała trudne dzieciństwo. Ojciec alkoholik, w domu się nie przelewało. W dodatku była przez ojca molestowana seksualnie. Opowiedziała mi o tym wszystkim. Wzbudziło we mnie to tak wielką chęć pomocy, tak wielką wolę by ją z tego bagna wyciągnąć, że zdecydowałem się poświęcić jej w 100%. W wieku 20 lat przestała chodzić. Wnosiłem ją na plecach po schodach do domu codziennie na czwarte piętro. Jeździliśmy od lekarza do lekarza, nikt nie mógł stwierdzić co jej dolega. W końcu padła wstępna diagnoza - stwardnienie rozsiane. To był dla nas szok. Dla mnie ta informacja była traumatyczna. Ani przez chwilę nie zastanawiałem się czy odejść. Miałem wtedy 20 lat. Trwałem, wspierałem i pomagałem jak tylko mogłem. W końcu pojechaliśmy do kliniki do Warszawy gdzie pobrano jej wycinek mięśnia z uda do badań. Diagnoza nie potwierdziła się. To nie stwardnienie rozsiane a problemy z psychiką wobec zdarzeń jakie miały miejsce w domu. Powoli odzyskiwała władzę w nogach. Byliśmy szczęśliwi. Pobraliśmy się. Mieliśmy wspaniałe życie. Nie brakowało pieniędzy. Mieliśmy własne mieszkanie. Tak mijały lata, w zasadzie nie kłóciliśmy się a otoczenie stawiało nas za wzór poukładanego małżeństwa. 29 marca 2012 przyszła na świat nasza córeczka. Jeszcze w trakcie ciąży moja była małżonka straciła pracę - placówka została zlikwidowana - wobec tego, że była w tzw. okresie ochronnym jako kobieta w ciąży - mimo, iż placówka została zlikwidowana - pobierała pensję a później była w okresie macierzyńskim. I paradoksalnie od tego momentu zaczęły się problemy. Nasza córka była i jest bardzo wymagającym dzieckiem. Od 3 miesiąca do mniej więcej 13-14 nie przespaliśmy całej nocy. Ale jakoś sobie dawaliśmy radę. Ja miałem dobrze płatną pracę, ona opiekowała się córką w domu. Straciłem pracę. Powoli zaczęło się robić coraz ciężej. Zaczynały mnie dręczyć myśli, że jako głowa rodziny nie jestem jej w stanie utrzymać. Przez 9 miesięcy nie mogłem znaleźć pracy. W końcu znalazłem, za najniższą krajową w sklepie. Musiałem gdzieś iść. Bardzo pomagali nam rodzice, zwłaszcza moi. Finansowo, przy dziecku, jak tylko mogli. Pojawiła się możliwość przejęcia biznesu. Przepłaciłem, odkupiłem biznes zaciągając dług u moich rodziców. Pracowałem sam na siebie na własną rodzinę, godzinami. Biznes jak biznes - branża taka, że kres był nieuchronny. Przez dwa lata ciągle prześladowała mnie myśl, że nie daje sobie z tym wszystkim rady. Mały obrót, w domu zaczęła się robić nerwowa atmosfera. Była żona liczyła na pomoc w domu, ja liczyłem na jej wsparcie i dobre słowo. Aż w końcu dowiedziałem się, że mnie zdradza.... Dwa dni przed wigilią, sześć dni przed moimi urodzinami. To był dla mnie szok. Informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Całe życie mi się rozsypało. Rozmawiałem z tym człowiekiem dwukrotnie, z byłą żoną też, nagrywając potajemnie wszystkie te rozmowy. Rozprawa sądowa trwała 5 min. Rozwód z orzeczeniem o jej winie. Zdrada. 2 miesiące płakałem w poduszkę. Byłem wrakiem samego siebie - nie korzystałem z pomocy żadnego psychologa. Stwierdziłem, że sam poradzę sobie z tym wszystkim. Zacząłem wypełniać pustkę, czas jakimikolwiek zajęciami. Byleby tylko nie siedzieć w domu w czterech pustych ścianach. Traumatyczne przeżycie. 3 miesiące po rozwodzie poznałem kobietę. Również przez Internet. Również po rozwodzie, z 4 letnią wówczas córeczką. Poznaliśmy się i zakochaliśmy się w sobie jak dzieci. Byłem wniebowzięty. Szczęśliwy do granic możliwości. Gdybym mógł krzyczałbym na głos do wszystkich chcąc podzielić się swoim szczęściem. Myślałem, że kobieta po przejściach z doświadczeniem - to się musi udać. Pierwsze pół roku było piękne. Dowiedziałem się, że choruje na HCV i jest przed kuracją. Powróciły demony - dejavu ? Przecież już to przerabiałem... Zostałem przy niej. Leczenie interferonem i rybawiryną siało spustoszenie w jej organiźmie. Ciężkie pół roku leczenia przyniosło skutek, wyleczyła się. Ale ja..... nie wiem co się ze mną działo. Rozchodziliśmy się i schodziliśmy jak dzieci. Przynajmniej z pięć, sześć razy. Próbowaliśmy mieszkać u niej (mieszka z rodzicami), próbowaliśmy mieszkać u mnie. Podświadomie porównywałem ją do byłej mimo, iż to dwa zupełnie inne charaktery. Widziałem jak szczęśliwa była na początku. Kochała i do teraz kocha jak nikogo innego. Wiem, że ją kocham, ale przez niespełna dwa lata kłóciliśmy się więcej niż przez 11 lat małżeństwa z byłą. Teraz kiedy to piszę już wiem, że była to głównie moja wina. Wina mojego charakteru. Wina koszmarów z przeszłości. Doszukiwałem się w niej sam nie wiem czego. Byłem dla niej okropny. Cierpiała przez moją byłą żonę. Nie dawała mi żadnego powodu bym się tak zachowywał. Wyprowadziła się w tym samym okresie co moja była żona. Przed wigilią, przed moimi urodzinami. Wpadłem w szał. Miałem ochotę znaleźć kobietę i ją poniżyć. Sprawić by czuła się jak tania prostytutka. I to zrobiłem. W jeden dzień pewna 21 latka znalazła się w moim domu. Gardziłem nią. Przespałem się z nią choć obrzydzała mnie. Sylwestra spędziłem z kobietą, którą kocham. Napiłem się, wszystko jej wyznałem. Załamała się totalnie. Wciąż mnie kocha i ja kocham ją. Obiecałem jej, że zmienię się pójdę do psychologa będą o nią walczył. Utrzymujemy kontakt. Ona potrzebuje czasu, niczego mi nie obiecuje. Ale zaoferowała pomoc. 07.01 ma umówioną wizytę do psychologa. Zaproponowała bym poszedł razem z nią. Pójdę. Sam też zapisze się na konsultacje indywidualne do tego samego psychologa. Zrozumiałem co zrobiłem. Zniszczyłem życie swoje, jej naszych rodziców..... Nic w tej chwili nie sprawia mi szczęścia, czuje ogromną pustkę. Jedyną motywacją do pracy do tego by się zmienić jest miłość do niej. Zacząłem się modlić. Proszę Boga by pozwolił mi naprawić to co zniszczyłem. Tak na dobrą sprawę wcale nie mając złych intencji....
  3. Witam. Na imię mam Łukasz. Mam 31 lat. Trafiłem tutaj ponieważ znalazłem się na życiowym dnie. Rozpadło mi się małżeństwo (zostałem zdradzony) oraz szczęśliwy związek, kobietę, która kocha mnie nad życie (zdradziłem). Czuję się kompletnym zerem i liczę, że przy pomocy Boga, psychologa i tego forum - wstanę i będę walczył by odzyskać wszystko i wszystkich, których kocham nad życie. Pozdrawiam
×