Skocz do zawartości
Nerwica.com

babsi

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez babsi

  1. babsi

    Chce sie zmienic!

    Serafe81, fajnie, ze odnalazlas sie w tym watku. Piszac tego posta w sumie naprawde nie przyszlo mi do glowy, ze sa osoby, ktore moglyby miec problem podobny czy tez identyczny do mojego. A okazuje sie, ze jednak jest inaczej :) Nie mam pojecia, czy klika lat terapii to duzo czy malo, ale mysle, ze jednak kazdy czlowiek to dosc indywidualny przypadek :) Nie znam sie tez kompletnie na rodzajach terapii, wiec niestety sie na ten temat nie wypowiem. Swiadomosc problemu to juz czesc sukcesu, poznanie jego zrodla kolejna, takze mysle, ze juz niewiele brakuje Ci do sukcesu, choc widze po sobie, ze najtrudniej zmienic wlasnie wzorce zachowanie i myslenie, ktore przeciez powtarzalo sie latami i w sumie zaczely nas okreslac w pewien sposob. No ale nie mozna sie zalamywac, moze czasem trzeba spojrzc na siebie troche z dystansu? Nie wiem.
  2. babsi

    Chce sie zmienic!

    Olalala, zaczne od tego, ze: "Po prostu tak bardzo dążyłam do tego żeby kogoś mieć kto będzie kochał mnie bezgranicznie, nosił na rękach (coś czego nie miałam od rodziców). " - widze u siebie podobny mechanizm :) Tylko, ze ja nie mialam jak do tej pory tyle szczescia co Ty, poniewaz najczeciej laduje sie w zwiazki z osobami, ktore obiektywnie patrzac nie sa odpowednimi osobami dla mnie, o wiele za szybko angazujac uczuciowo - a potem cierpie - sadze, ze przyczyna to wlansie to niezaspokojone w dziecinstwie pragnienie bezwarunkowej milosci :) Z tego tez powodu, gdy tylko pojawiaja sie z mojej strony uczucia w stosunku do kogos, potrafie praktycznie calkowicie zaniedbac swoje sprawy itd. - staram sie jednak z tym walczyc. Leczac anoreksje nie mialam kontaktu z psychologiem, zreszta wtedy, majac nascie lat, nie wyobrazalam sobie w ogole rozmawiac z kims o swoich problemach. Z tym, ze u mnie ta anoreksja nie doszla do jakiegos ostatecznego punktu wagowego, choc bylam juz cieniem samej siebie i pojawily sie pewne problemy zdrowotne. Mozna powiedziec, ze sama zaczelam z powrotem jesc (chociaz w glowie mialam juz niezla sieczke i pokrecony obraz samej siebie to pamietam jak dzis, ze pewnego dnia (pierwszy i jedyny jak dotad raz w zyciu) zobaczylam na ulicy anorektyczke, ale taka naprawde wygladajaca strasznie po prostu... naprawde zaczelam jesc normalnie (a byc moze nawet obzerac sie;) na szczescie nie mam juz problemow z jedzeniem. Ta wiec u psychologa nie bylam, ale mialam kontakt z innymi osobami, ktore anoreksje przeszly. Co do wizyty u psychologa, to jesli jakiegos nie znajde w najblizszej okolicy (mieszkam niestety za granica, a zalezaloby mi zeby jednak poslugiwal sie on j polskim), bede musiala z tym zaczekac. Co do Twojej terapeutki i jej "siedzenia w Twojej glowie" to mysle, ze jest to dosc krzepiace tak naprawde, no bo skoro ona wie co czujesz, tzn ze zagniezdzil sie w Tobie jakis schemat postepowania i myslenia, ktory ona zna, wiec moze pomoc :) "Generalnie większość rzeczy, które chciałabym zrobić, a nie robię wynika właśnie z lęku przed odrzuceniem." - u mnie jest dokladnie tak samo Czuje sie jakas przyblokowana, nie czuje sie soba, a najgorsze jest to, ze to ja sama siebie blokuje i odsuwam od dzialania czy tez pokazania "siebie" kierujac sie swoimi lekami i wyobrazeniami Ale mysle, ze jak przezwycieze w koncu to leki, to wiele mogloby sie zmienic w moim zyciu, a napewno samopoczucie :) Mysle, ze pomoglay mi ta wizyta u terapeuty, wiec mam nadzieje, ze jakiegos znajde. I pewnie terapeuta terapeucie nierowny, wiec dobrze byloby trafic na jakiegos porzadnego. Co do ksiazek, to zaczelam czytac "Lek i fobie" E. Bourne i mysle, ze warto bylo sie za nia nachodzic Ale przede mna jeszcze sporo tej lektury Czytalam "Potege podswiadomosci" i powiem tak: jest tak kilka rzeczy, ktore moznaby uznac za kompletne bzdury czy tez lanie wody, mimo to jednak polecam ta ksiazke w 100%! Pozytywne myslenie naprawde dziala.
  3. babsi

    Chce sie zmienic!

    Olalala, dzieki za wypowiedz w watku, jakos podniosl mnie on troche na duchu, ze masz identyczne problemy (wiem, ze to nie brzmi najlepiej . Co Cie sklonilo do wybrania sie do terapeuty? Ogolnie jakos nie widze sie narazie u niego; juz samo opisanie mojego problemu na forum bylo sporym wyzwaniem, a mysl, ze mialabym opowiadac obcej osobie o swoich problemach jakos narazie nie miesci mi sie w glowie. Byc moze musze sie z tym po prostu oswoic. Wien ze 3 czy 4 miesiace to barzdo krotki okres czasu, ale widzisz jakakolwiek minimalna poprawe? "Ja np. mam teraz z tym problem na terapii - nie mam jakby przekazu od mojej terapeutki czy mówię coś źle, czy dobrze - tak bardzo jestem skażona myśleniem o samej sobie pod kątem ciągłego oceniania.Nie wiem co ona o mnie myśli i na tej podstawie nie mogę wywnioskować jaka sama jestem" - wyobrazilam sobie siebie w takiej sytuacji i w 100% moja reakcja bylaby taka jak Twoja, a dodatkowo brak przekazu zwrotnego od drugiej osoby od razu bylby dla mnie rownoznaczny z jakims odrzuceniem przez ta osobe i niechecia do mnie. Irracjonalne kiedy to czytam, ale wlasnie tak to odbieram Przewaznie automatycznie zakladalam, ze osoby ktorych nie znam czy ktore nie znaja mnie sa do mnie negatywnie nastawione i nie moga mnie polubic. Zwlaszcza, jesli w moich wyobrazeniach uwazam kogos za "lepszego" od siebie (ze wzgl. na wyglad, pozycje spol. itd.). Jak odnajdujesz sie w zwiazku z druga osoba? U mnie tez nie bylo bezinteresownego okazywania sobie uczuc, a jesli juz byly to moge je policzyc na palcach jednej reki, bo do tej pory je pamietam. Bedac dzieckiem brakowalo mi poczucia bezpieczenstwa, nigdy nic nie bylo pewne. Mysle wiec, ze podswiadomie nadal odczuwam zlosc i agresje wlasnie w stosunku do rodzicow. Masz jakies "ulubione" ksiazki? Jesli wolisz, mozesz odpisac na priv :)
  4. babsi

    Chce sie zmienic!

    Zdaje sobie z tego sprawe, ale jak nie sprobujesz to nigdy do celu nie dotrzesz, poza tym nie musi byc od razu wszystko zle. No ale fakt, zmiany pod wplywem emocji bywaja nienajlepszym pomyslem. A to juz nawet pomarudzic sobie nie mozna?
  5. babsi

    Chce sie zmienic!

    Warrior11, nie sadze, ze uciekam od samej siebie; chodzi o to, ze malo kto ta prawdziwa mnie zna :) Potrzebuje cos zmienic w swoim zyciu, poniewaz widze, ze nie jest ok. Wiem, ze moje problemy nie znikna same z siebie, beda sie ciagnac przez cale zycie jesli nie stawie im w koncu czola. Nie chce dalej stac w miejscu. Wiem, ze powinnam zmienic swoje myslenie o sobie, uwierzyc w to czy tamto, tylko wlasnie, jak to zrobic, od czego zaczac?
  6. babsi

    Chce sie zmienic!

    Ale ja wiem, ze sama zmiana miejsca zamieszkania nic nie da; zdaje sobie sprawe, ze problem tkwi we mnie, m.in. dlatego tez napisalam tutaj na tym forum; chce zaczac cos zmieniac, a od czego trzeba zaczac. Na pewno mozna jakos nad tym pracowac, aby to zmienic, carlosbueno :) Najwazniejsze, to sie nie poddawac.
  7. babsi

    Chce sie zmienic!

    Witam, nie wiem od czego zaczac i czy to wlasciwy dzial na moj post, ale potrzebuje pomocy. Mam 30 lat i nie czuje sie szczesliwa osoba; nie wiem, czy kiedykolwiek tak naprawde czulam sie szczesliwa. Zaczne od poczatku; jako dziecko bylam osoba strasznie niesmiala; pamietam, ze problemem bylo dla mnie nawet kupno czegos w sklepie, w ktorym konieczna byla wymiana zdan ze sprzedawczynia, Z wiekiem oczywiscie przestalo byc to dla mnie problemem, chociaz np. wykonanie telefonu lub odebranie go od nieznanej mi osoby nadal napawa mnie irracjonalnym lekiem, ktory jednak chcac nie chcac przezwyciezam. Mam niskie poczucie wlasnej wartosci. Wydaje mi sie, ze problem ten pojawil sie, gdy mialam okolo 13-15 lat, choc nie nastapilo wtedy w moim zyciu nic niezwyklego. Zaczelam porownywac sie z innymi i czuc sie od nich gorsza pod roznymi wzgledami. Dodatkowo niesmialosc utrudniala mi kontakty z rowniesnikami, wskutek czego moje grono znajomych nigdy nie bylo zbyt liczne, o ile w podstawowce bylo jeszcze jakos tako ok, tak w liceum juz troche gorzej, a na studiach juz odizolowalam sie troche od ludzi, uwazajac sie z niezrozumialego powodu za gorsza od innych i niezaslugujaca na jakakolwiek sympatie. Jak patrze na "siebie" z boku to uwazam swoje zachowanie za kompletnie chore, jestem dosc zabawna osoba, inteligentna, moze nie jakas mega piekna, no ale nie jest zle:), mam wiele zalet, a jakos nie potrafie tego pokazac, nie potrafie sie otworzyc przed innymi, nie potrafie mowic o sobie. Soba w 100% czuje sie tylko w towarzystwie bardzo dobrze znanych mi osob lub w swoich czterech scianach; w innych sytuacjach czuje sie caly czas nienaturalnie spieta, nie czuje sie soba. Ta sympatyczna, mila, urokliwa osoba gdzies znika, a pojawia sie ktos pozbawiony osobowosci, nijaki. Tak jakbym sie bala, ze bedac soba zostane odrzucona, niezaakceptowana. A przeciez nie moze byc gorzej, niz jest. Oczywicie, najlatwiej sie pisze :) Od 4 lat mieszkam za granica, nie mam tutaj zbyt wielu znajomych z tego powodu, ze trudne nawiazuje glebsze relacje z ludzmi. Do perfekcji opanowalam poczatkowe etapy zawierania znajomosci, ale jesli przychodzi sie przed kims bardziej otworzyc to niestety klapa. Jestem introwertykiem. Planuje powrot o Polski w tym roku, co oczywiscie jawi mi sie jako odmiana losu, ale wiem, ze poczucie szczescia nie zalezy od miejsca pobytu, a od naszego stanu wewnetrznego, i ze jesli mam problemy ze soba tutaj to nie znikna one jesli bede w Polsce, nawet jesli bede miec znajomych obok siebie. Majac okolo 18 lat popadlam w sumie w anoreksje, jednak wyszlam z tego o wlasnych silach, potem byl hazard i narkotyki. Ogolnie mysle, ze moglabym uzaleznic sie od wszystkiego, jednak jakis instynkt samozachowawczy zawsze pomagal mi stanac z powrotem na nogi. Obecnie wszelkie uzywki poszly w odstawke, bo wiem, ze nie rozwiaza moich problemow, a jedynie je poglebia. Ne potrafie do konca zaakceptowac swojego wygladu fizycznego, malo ktore swoje zdjecie potrafie ocenic pozytywnie; nie udzielam sie na profilach spolecznosciowych, choc wydaje mi sie, ze mialabym wiele fajnych rzeczy do przekazania. Wydaje mi sie, ze na pewno zostane odrzucona, trudno mi komus zaufac, Wiem ze jestem taka sama osoba jak inni, a jednak nie potrafie przezwyciezyc tych lekow. Wstydze sie np. tanczyc, choc przeciez nikt nie urodzil sie tancerzem , czuje sie zawsze oceniania, przejmuje sie opinia innych, choc wiem, ze nie powinnam; jestem bardo malo odporna na krytyke, a swiadomosc tego wszystkiego mojego samopoczucia nie polepsza. W pracy niby ok, ale moja praca jest zajeciem ponizej moich mozliwosci, moglabym znalezc o wiele lepsze zajecie, jednak paralizuje mnie strach przed nieznanym i stare leki, czy zaakceptuja mnie w pracy, czy nie wyjde na glupka, ze moze tak naprawde do niczego sie nie nadaje. A z drugiej strony wiem, ze poradzilabym sobie w kazdym miejscu, co i tak uwazam za postep w swoim rozumowaniu. Czuje po prostu, jakby cos mnie blokowalo, trzymalo, nie pozwalalo cieszyc sie zyciem, a nie wiem jak sie tego pozbyc. Barddzo sie przywiazuje do miejsc, rzeczy i osob; mysle, ze to rowniez wynika z leku przed nieznanym. A przeciez nie chce zmarnowac swojego zycia na trwanie w nim. Zauwazylam, ze mam okresy, ze wszystko wydaje sie ok, mam postanowienia, ze bede spotykac sie z ludzmi, zrobie to czy tamto, a potem nastepuje okres kiedy mam dola, nie potrafie sie do niczego zabrac, widze wiekszosc rzeczy w dosc ciemnych barwach, nic mi sie nie chce, przestaje wierzyc, ze moge cos w swoim zyciu zmienic. W zwiazkach tez nie jest kolorowo; ostatni rozpadl sie okol 4 lata temu i byl dosc toksyczny. Wydaje mi sie, ze kazdym zwiazku zatracam swoja osobowosc i robie sie strasznie nijaka. Bardzo latwo i szybko angazuje sie uczuciowo, jednoczesnie podswiadomie bardo obawiajac sie odrzucenia, choc probuje to zmieniac. Poznajac nowa osobe, jesli juz zaczyna mi na niej zalezec, to moja pewnosc siebie , ktora troche wypracowalam, znika zupelnie, i przyjmuje dosc pasywna postawe, zmieszanie obojetnosci z lekiem, co oczywiscie potencjalnych partnerow zniecheca do glebszego wchodzenia w relacje. Trudno okazywac mi uczucia; zakladam czarny scenariusz, nawet jesli obiektywnie nie ma ku temu powodow, co dziala troche jak samospelniajaca sie przepowiednia. Zwykle potrzebuje potwierdzenia, ze komus zalezy, ze ktos mnie lubi, ze komus sie podoba, wtedy czuje sie pewniej. W dziecinstwie brakowalo mi okazywania uczuc przez rodzicow, a zwlaszcza przez moja matke. Przez dlugi czas zwykle przytulenie kogos, poklepanie po ramieniu czy jakiekolwiek okazywanie bliskosci fizycznej sprawialo mi spory problem. Teraz jest z tym troche lepiej, ale nie przychodzi mi to naturalnie i swobodnie, jest to troche wymuszone z mojej strony. Nie mam mysli samobojczych itd., bo gdzies w glebi czuje, ze moje problemy da sie rozwiazac, i ze moge byc jeszcze szczesliwa, ze jeszcze nie jest na to za pozno. To jest moj pierwszy post, w ktorym opisuje moje problemy, a pisze go dlatego, ze poznalam kogos na kim mi zalezy i boje sie, ze jesli nie zmienie wzorcow swojego postepowania to tez nic z tego nie bedzie. Dawniej nawet sama mysl, aby opisywac swoje problemy na forum wydawalo mi sie totalnie absurdalnym pomyslem;), a teraz czuje jakas nieopisana ulge na sama mysl, ze moje zwierzenia pojda w swiat :) Chce zmienic wzorce swojego postepowania; wiem, ze to potrafie, ale nie wiem jak i co mam zrobic. Mam nadzieje, ze ktos podsunie mi jakies rozwiazanie, mysl, cokolwiek... Jak mam zaczac naprawde zyc, a nie wegetowac i rozmyslac jak mogloby byc pieknie? Zycze Wszystkich Udanego Nowego Roku!!! :)
×