Skocz do zawartości
Nerwica.com

tirlex

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez tirlex

  1. Terapia dała mi tyle, że czuję się lepiej, ale nie mam i nie miałem na tyle poważnych problemów by chodzić dwa razy w tygodniu i to przez pół roku. Poza tym prawdopodobnie czułbym się równie dobrze regularnie spotykają się z ludźmi. Problem leży głównie w tym, że jestem dość samotny. Poza tym zauważyłem, że kobieta po tych sześciu miesiącach zaczęła mówić o dziwnych rzeczach, totalnie niezwiązanych z moim głównym celem, który chciałem tam osiągnąć. Ba! Ona nigdy mnie o ten cel nie spytała. Doszedłem do wniosku, że próbowała stworzyć problem, którego nie ma. Gdy zacząłem się zastanawiać, po co ja tam chodzę, to po prostu zrezygnowałem. Zadzwoniłem do ośrodka i powiedziałem, że mnie nie będzie za tydzień - dałem sobie tydzień na przemyślenia i od razu chciałem zobaczyć jak się będę czuł bez wizyty. Czułem się o wiele lepiej. Potem w sobotę koło 18:00 dostalem SMS'a z ośrodka z pytaniem, na kiedy chcę przełożyć wizytę - pyta mnie kobieta z recepcji, która została poproszona o to przez terapeutkę. Ogólnie, żenada. Wizytę odwołałem w środę, a w sobotę nękają mnie głupimi pytaniami. Doszedłem do wniosku, że to jest biznes dla nich. Kobieta zachowuje się jak namolny sprzedawca ubezpieczeń z banku. Gdy zadzwoniłem w poniedziałek i odwołałem wszystkie wizyty, to dostałem SMS'a z prośbą, czy pasuje mi kolejny dzień na sesję kończącą. Też uznałem to za jakiś bezsens. Bo po co iść na sesję kończącą za którą muszę zapłacić, a jedyną korzyść z tego ma terapeuta, bo wie czemu kończę. Podsumowując nie widzę sensu w takim układzie tłumaczenia się przed kimś czemu kończę i płacenia za to. Jakiś czas temu byłem u innego terapeuty, który zajmuje się też hipnozą. Okazało się, że jest jeszcze większym oszustem, ponieważ korzystał technik manipulacji, jakich uczy się sprzedawców. Próbował mi wmówić, że potrzebuję wziąć kroplówkę za 150 PLN. Potem opisałem mu wszystko to co próbował w bardzo dlugim mailu. On, zaczął robić z siebie ofiarę i próbowałm wywołać współczucie. Przepisał mi też pastę na kamicę nerkową, po którę sikałbym w toalecie przez kilka godzin. Podobno to na "oczyszczenie". Kroplówka też na oczyszczenie "bo wie Pan w mieście mamy takie brudne powietrze, a to pomoże". Żenada. Śmieję się do dzisiaj z tego. Jaki mamy w ogóle poziom naukowców w Polsce... Np. podał mi cenę 150 vs 250 PLN i wskazał sugestywnie ręką cenę większą. Wprowadził mnie w trans, a potem na koniec pytał się, czy jestem zmęczony, gdy powiedziałem, że czuję się jakby mi ktoś nałożył 100 kg odważnik to ten po chwili zasugerował 120 kg, korzystając z jakieś sprytnej konstrukcji zdania, opisując faceta "120 kg" wagi... czyli chciał pogłębić zmęczenie, a potem sugerował wzięcie kroplówki. Jak ktoś jest zmęczony to w większości przypadków przyjmie sugestię. Przyłapałem gościa na gorącym uczynku. Co więcej, to doktor... cytowany w mediach... szanowany w środowisku... regularnie występuje na konferencjach, aż żałuję, że tego nie nagrałem. Jestem prawie pewien, że część artykułów które opublikował w ciągu życia to stek wymyślonych badań i eksperymentów. Stek bzdur. Generalnie moje wizyty u terapeutów to jakieś pasmo nieszczęść, ale nie przejmuję się tym. Czuję się silniejszy. Potrafie się bronić. Myślę krytycznie.
  2. @essprit, widzę że łatwo przychodzi Ci ocenianie i sądowanie z kim/z czym jest dobrze lub źle Generalnie kobieta się nie starała przy jednej godzinie, a terapia z nią była powolna i w ogóle nie czułem żadnego zaangażowania ze strony terapeuty, więc wiele razy gdy przy rozmowie panowała cisza, praktycznie nic się nie działo, nie doszukiwała się niczego, nie rozmawialiśmy dogłębnie. A szczytem szczytów było, gdy usłyszałem od niej uwagę na temat sytuacji, która miała miejsce pół roku wcześniej, ale wtedy nie skomentowała tego tylko po 6 miesiącach. W takiej sytuacji nachodzi mnie pytanie: "Kto prowadzi terapię?". Ale bardzo aktywnie rozmawiała ze mną na temat płacenia za nieobecność deklarowaną z tygodniowym wyprzedzeniem. Powiem szczerze, że czytając Twoją wypowiedź odnoszę wrażenie, że terapeuta to święta krowa, której należy się dozgonna akceptacja bez względu na to czy terapię prowadzi w sposób skuteczny. Skoro ktoś jest niezadowolony z przebiegu terapii to może z niej zrezygnować, a nie przyjmować wszystkiego na siebie, tak jak Ty to sugerujesz. Ja wątek założyłem po to, żeby zebrać informacje o tym jak to wygląda u innych. Opisałem przypadek, jestem pewien że takie same przypadki zdarzą się gdzie indziej. Są różni terapeuci, niektórzy po prostu się nie starają przy 1h i jak mu się zapłaci wiecej to wtedy nagle zaczyna być aktywniejszy. Szkoda, że tylko przez kilka sesji, a potem pozostaje przy swojej obojętności, bo czas to pieniądz. Ot! Takie moje podsumowanie. Znalezienie dobrego terapeuty to trudna sztuka.
  3. No tak, płaci się czasami na recepcji, a czasami terapeucie. Nie robi mi to różnicy, tylko, że recepcja twierdzi, że mogę stosunkowo wcześniej odwołać spotkanie bez opłaty, a terapeuta twierdzi coś z goła innego. No nic trochę się poczułem jak dojna krowa, która nie ma nic do powiedzenia. Myślałem, że kontrakt polega na wzajemnym szacunki i zrozumieniu oraz obie strony są w nim traktowane na równi. Tymczasem tutaj wygląda to na zupełnie co innego.
  4. Witam, Otóż od około pół roku chodzę do terapeuty. Początkowo dwa razy w tygodniu, potem stwierdziłem, że chcę raz w tygodniu ze względów finansowych, na co terapeutka stwierdziła "Nie zgadzam się". Skoro chodzę prywatnie to wolałbym mieć coś do powiedzenia, a nie usłyszeć zdenerwowanie i opór. Właściwie już wtedy doszedłem do wniosku, że pieniądze mają dość duże znaczenie dla niej, ale zignorowałem to. Na kolejnym spotkaniu powiedziała, że Ok, zredukujemy do jednej godziny. Przez pewien czas nawet lepiej się czułem po chodzeniu do niej, ale zauważyłem, że właściwie [ona] zachowuje się zupełnie obojętnie i właściwie to nic nie wkłada do tych sesji. Przyszedł mi do głowy pomysł by spróbować zwiększyć liczbę godzin do dwóch tygodniowo dla próby i zobaczyć jak będą wygladały sesje oraz jak będę się czuł. Zapytałem jej wprost. Czym właściwie będzie się różnić sesja jednogodzinna od dwugodzinne skoro i tak przy jednogodzinne nie mamy wiele tematów do rozmowy, na co ona odpowiedziała, że terapia będzie "głębsza". Czemu w takim razie terapia jednogodzinna nie jest "głębsza"? Tego nie powiedziała i się uśmiechnęła. Jak to ujęła teraz omawiamy tylko to co jest na zewnątrz. Istotnie poczułem się jeszcze lepiej, ale odniosłem wrażenie, że i ona nagle zaczeła prowadzić terapię. Dziwi mnie tylko, czemu dopiero teraz i dlaczego jak to ujęła "omawiamy to co w środku", po tym jak sam zaproponowałem dwugodzinne spotkania, a ona mi w ogóle nie uświadomiła, że teraz omawiamy to co "na zewnątrz". Swoją drogą, czy w ogóle planowała mi to uzmysłowić, czy wolała poczekać jeszcze trochę, może rok? Ostatnio, na początku sesji powiedziałem, że będę musiał odwołąc kolejną wizytę. Jej reakcja była tak, że według niej powinienem zapłacić za tę wizytę, którą odwołuję mimo, że robię to z tygodniowym wyprzedzeniem. Uznałem to za nonsens. Ostatecznie powiedziałem, że nie będę nic płacił, ani nie będę przekładał, bo chodzę raz w tygodniu, więc właściwie to czemu? Ustaliliśmy, że będzie to traktowane jako nieobecność związana z feriami Zadzwoniłem następnego dnia do ośrodka, gdzie chodzę i spytałem na recepcji, czy jeśli odwołuję wizytę z tygodniowym wyprzedzeniem, to czy płacę wtedy za tę wizytę. Pani na recepcji stwierdziła, że nie płacę nic i była wyraźnie zdziwiona absurdalnością mojego pytania. Dodam tylko, że pieniądze za moja wizytę płacę na recepcji, więc zdziwiło mnie, że terapeuta wykorzystując zaufanie jakim go obdarzyłem, próbuje nakłonić mnie: najpierw na zapłacenie za wizytę, a potem próbuje na siłę wepchnąć mnie w grafik "żeby odrobić". Prawdopodobnie wygląda to tak, że ona po prostu przychodzi do ośrodka, ale pacjent nie zostaje wykreślony z grafiku. Jeśli moje przypuszczenia są słuszne, to terapeuci rozliczani są w ośrodku od liczby godzin zrealizowanych z pacjentem, więc każda nieobecność jest na ich niekorzyść. Ale przecież zawsze tak jest, w przypadku zawodów, które kosztują "za godzinę". W sumie mam mieszane uczucia od tamtej pory. Kolejna wizyta w styczniu. Trochę straciłem zaufanie. Co myślicie o takim zachowaniu? Czy nie wydaje się wam dziwne, że pieniadze płaci się na recepcji, a terapeuta próbuje wpłynąć na swoich spotkaniach na mnie? Według mnie to manipulacja i wykorzystanie zaufania. Zapraszam do wypowiedzi.
×